Tonia to zwykła opowieść o przeciętnej kobiecie. Może nawet o kobiecie nieco trywialnej, nie bardzo inteligentnej i kulturalnej. To kobieta jak miliony, mogłaby równie dobrze nosić imię "Kaśka", czy "Baśka". Można nawet powiedzieć, że Tonia to opowieść jak wiele innych, choć nieczęsto zdarza, że czyjeś życie bywa tak podłe.
Toni nie kocha matka, mąż, Tonia choruje na raka, a - jakby tego było mało - rodzi dziecko-pokurcza o pięknym, szlachetnym sercu. Wszystko to nakazałoby wyciskać łzy z oczu i lać je od pierwszej do ostatniej strony, ale tak w istocie nie jest. Bo już po chwili okazuje się, że z naszej bohaterki nie taka idiotka, jaką mogłaby się wydawać. Że Tonia dość konsekwentnie realizuje założenie, że i tak, k…a, będzie w życiu szczęśliwa. Mimo wszystko i na przekór wszystkiemu. Tonia potrafi wyłuskiwać z życia dla siebie choćby cząstki szczęścia, by nie zwariować. I czyni to z humorem oraz radością.
Narratorka, skądinąd "mądrala", prowadzi nas przez świat przedstawiony, raz po raz dostarczają nam rozrywki i racząc odrobiną muzyki, częstując francuskim winem czy każąc podglądać paryskie balkony. Narratorka ta wprowadza nas w historię niemieckiej rodziny, a jednocześnie staje się równorzędną bohaterką, odkrywającą przed nami swoją historię. I oto mamy dwie kobiety, które - ukazując się czytelnikom w różnych sytuacjach - dostarczają niemałej dawki emocji.
Powieść czyta się jednym tchem. Wypracowany język, język piękny i bogaty, ale nie przemądrzały i pozbawiony lukru, pozwala czytelnikom natychmiast znaleźć się „wewnątrz” przedstawionego świata. Autorka niewątpliwie jest znawczynią kobiecej psychiki i baczną obserwatorką rzeczywistości. Aż dziw bierze, gdy czytelnik uświadomi sobie, że Żytkowiak tak dobrze nas zna. Przez cały czas odnieść można bowiem wrażenie, że autorka pisze nie o abstrakcyjnych, obcych nam bohaterach, ale właśnie o nas. I to z pewnością jest jedną z największych zalet tej niebanalnej powieści.
M. Zagórska