On czy nie on?
Prawa fizyki teoretycznie wykluczają możliwość podróżowania w czasie, które związane jest z występowaniem paradoksów sytuacyjnych, takich jak konieczność cofnięcia się do okresu własnego dzieciństwa. Co jednak, gdyby te przeszkody usunięte zostały przez zastosowanie praw fizyki kwantowej? Część rozwiązań równania ogólnej teorii względności Einsteina dopuszcza możliwość zawracania czasoprzestrzeni, co daje podróżującym w czasie hipotetyczną możliwość powrotu do przeszłości i spotkania ze znacznie młodszą wersją siebie. Czy w takiej sytuacji mamy szansę stanąć oko w oko ze sobą?
W takiej sytuacji znalazł się Tomek Kozdrał, nastolatek, który kilka miesięcy wcześniej przeprowadził się z Norymebregii, gdzie uczęszczał do pierwszej klasy gimnazjum imienia Albrechta Dürera, do Łodzi. Z pewnością zdawał on sobie sprawę z tego, że tak duża zmiana otoczenia znacząco wpłynie na jego życie i kontakty z rówieśnikami, ale na pewno nie spodziewał się, że pewnego poranka, wchodząc do pokoju z komputerem, spotka… samego siebie. Historię tej niezwykłej znajomości opisuje Hanna Pułaczewska w adresowanej do młodzieży książce Tomek konta Thomas. Czytając zachęcającą rekomendację książki, sięgnęłam po nią łapczywie, mając w myślach wizję powrotu do dzieciństwa i fenomenalnych książek Nienackiego czy Niziurskiego. Powieść jednak rozczarowuje, choć nie sposób nie docenić samego pomysłu autorki, wokół którego zbudowała całą akcję.
Z nadnaturalnym niemalże wydarzeniem w niejasny początkowo sposób związany jest niejaki doktor Jürgen Falter. Jeszcze kilka lat temu mężczyzna był niezwykle obiecującym naukowcem, z doktoratem z biologii w kieszeni i wiarą w możliwość zrewolucjonizowania nauki. Nadmierne ambicje i chciwość sprawiły, że przy okazji zleconych mu prac, zaczął on wykorzystywać pozostawione do jego dyspozycji laboratoria do własnych eksperymentów… nie tylko na zwierzętach. Teraz żyje w ciągłym strachu przed zdemaskowaniem, choć finansowo powodzi mu się całkiem nieźle - dodatkowy dochód czerpie z szantażowania wielkich koncernów farmaceutycznych. Mimo, iż zabezpieczył się na wypadek śmierci, woli ewakuować się z Ratyzbony do Łodzi, gdzie odziedziczył po dziadku kamienicę, w której - ku utrapieniu Tomka i Tomka numer jeden (czyli Jedynki) oraz ich kolegów - zaczynają się dziać dziwne rzeczy (o ile coś może być dziwniejsze od posiadania własnego sobowtóra wyposażonego dokładnie w te same cechy charakteru, którego znajomość przyszłości kończy się w tym samym czasie, co u pierwowzoru). Młodzież rozpoczyna zatem zakrojone na szeroką skalę śledztwo z wykorzystywaniem nowych technologii, a w śledztwo to zostają wciągnięci nie tylko znajomi Tomków, ale też pewien kot o wdzięcznym imieniu Potwór.
Wartko tocząca się akcja, rewelacyjna historia, zgrabna narracja - tym wszystkim może pochwalić się powieść Tomek konta Thomas, ale czegoś jednak w książce brakuje. Bardzo trudno wczuć się w opowieść, a klimat i napięcie, budowane zazwyczaj przez autorów, tu praktycznie nie istnieje. Kto wie, może po prostu wyrosłam z tego typu książek? Niemniej jednak z uwagą warto śledzić poczynania Pułaczewskiej, czekając, aż następnym razem zaskoczy czytelników pozytywnie.
Wszystko zaczyna się całkiem niewinnie. Wycieczka szkolna, grupa uzdolnionych nastolatków pozostawionych samopas w górskim schronisku. Nieodpowiedzialni...