Rzadko zdarzają się powieści tak optymistyczne, przepełnione nadzieją i pogodą ducha, jak To nie koniec świata Ewy Mai Maćkowiak. I choć stanowi ona kontynuację książki Na koniec świata, wcale nie trzeba znać pierwszego tomu, by czerpać sporo przyjemności z lektury.
Nie trzeba, ale warto – w ten sposób bowiem radość płynącą z lektury można sobie przedłużyć. W powieści Na koniec świata czytelnicy poznali Basię, której życie rozpadło się w gruzy. Ciotka – osoba, która ją wychowywała – najchętniej pozbyłaby się Basi. Gdy wychodzi na jaw, że narzeczony nie był jej wierny, dziewczyna ucieka – na koniec świata. A może raczej: na Koniec Świata, tak bowiem nazywa się miejscowość, w której Basia znajduje nowy dom. Kobieta będzie musiała uporządkować swoje relacje z ciotką, odnaleźć nadzieję na lepszą przyszłość i nowy cel w życiu.
Jak łatwo możemy się domyślić, w powieści To nie koniec świata sytuacja głównych bohaterek ponownie się skomplikuje. Czy Basia i jej ciotka otworzą się na miłość? Jak przyjaciółka głównej bohaterki poradzi sobie w roli świeżo upieczonej matki? Czy na Końcu Świata można znaleźć szczęście?
Wiele było już literackich przepisów na szczęście, wiele zachęt, by „rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady”. Powieści Ewy Mai Maćkowiak wyróżniają się pośród nich tym, że autorka nie ucieka od opisywania problemów swoich bohaterów czy trudnych sytuacji w ich życiu. Pokazuje jednak, że stoicki spokój, trwanie w nadziei, a także starania, by trochę szczęściu dopomóc, mogą zdziałać cuda.
Wiele mówi się obecnie o minimalizmie, o pochwale prostego życia, o życiu świadomym, o uważności. W powieści To nie koniec świata odnajdujemy te pojęcia w praktyce, w wydaniu polskim, prowincjonalnym, bliższym rzeczywistości. Nie wydumanym, wykoncypowanym, ale jak najbardziej praktycznym. Ewa Maja Maćkowiak pokazuje, jak niewiele w sumie potrzeba nam do szczęścia. Wystarczy chwila bliskości z naturą, kilka głębokich wdechów, smaczne jedzenie, docenianie tego, co jest „tu” i „teraz”. Dodatkowo autorka podsuwa czytelniczkom parę afirmacji czy – jakkolwiek górnolotnie by to nie brzmiało – prostych„ćwiczeń duchowych”.
Swój przepis na szczęście okrasza autorka kilkoma przepisami kulinarnymi i mnóstwem poczucia humoru, którego nośnikiem jest przede wszystkim sąsiadka głównej bohaterki, niejaka Rzepkowa. Dysponująca odpowiednią sentencją na każdą okazję, postać to po prostu przepyszna. Basia, jej przyjaciółka Hania i ciotka wypadają całkiem wiarygodnie, nie są tylko „papierowymi” kreacjami. O ideach, które stara się propagować autorka, nie tylko mówią. One po prostu nimi żyją i dlatego wydają się tak wiarygodne.
Co ważne – skupienie się na docenianiu codzienności nie oznacza w przypadku powieści Ewy Mai Maćkowiak rezygnacji z angażującej fabuły. Bohaterki (tak, tak – bohaterki, mężczyźni pełnią tu role drugoplanowe) staną przed zupełnie nowymi wyzwaniami. Będzie kilka zaskakujących zwrotów akcji, będą też sceny o dużym ładunku emocjonalnym. Fabuła jednak zawsze pozostaje w granicach prawdopodobieństwa. Nie można powiedzieć, by była to lektura wydumana, a obraz świata w niej przedstawiony – zbyt przesłodzony.
A jednak powieść To nie koniec świata niesie mnóstwo ciepła, zaraża optymizmem, gwarantuje pogodę ducha. Potrzebne są takie książki – powieści, które nie uciekają od problemów, ale pozwalają na nie spojrzeć z odpowiednią dozą dystansu. Polecam.