Od śmierci Stachury minęło już czterdzieści lat. Cztery dekady ponownego interpretowania jego twórczości, wyśpiewywania przez kolejnych twórców jego poezji, kolejnych Stachuriad, spotkań fanów jego życia i wspomnień tych, którzy na swojej ścieżce życiowej zetknęli się ze Stedem. Najnowsze opracowanie wspomnień o Edwardzie Stachurze odsłania wiele tajemnic z życia tajemniczego barda, idola młodych, przeciwnych opresji, nadwrażliwych i zwyczajnie gotowych na kontakt z pięknem.
Czy Stachurę da się opisać? Z przedstawionych w książce wspomnień wyłania się bardzo niejednolity, a chwilami wręcz pełen sprzeczności obraz. Był subtelny i wrażliwy, ale bywał też porywczy i nieprzewidywalny, nadmiernie wyczulony na punkcie swojej doskonałości jako autor. Bywało, że zrywał znajomości po tym, gdy usłyszał nieoczekiwany komentarz. Sam wizerunek Stachury budził wiele emocji. Człowiek drogi, podróżnik, mistrz improwizacji, który jechał „raz w przód, raz w tył”, bez wątpliwości co do sensu podróży, wiecznie z gitarą, w dżinsach i dżinsowej kurtce. Podobno miał piękny płaszcz. Ale bywał też ubogi, zwłaszcza na początku swej kariery, gdy skarżył się na liche spodnie i cienkie buty.
Był podróżnikiem, ale kochał też swoje miejsce na świecie, małe mieszkanie w Warszawie, w którym goście musieli zdejmować buty, gdzie zawsze było czysto. Szukał ludzi, ale uciekał też od nich, wyznaczając granice zabezpieczające głównie jego, Steda. Kochał świat, w którym żył, i nienawidził go jednocześnie, unikając zwyczajności, banalności, beznadziejnej codzienności, która odbierała ludziom marzenia, sprowadzając ich do biologicznego wymiaru.
Bliscy Steda podkreślali, że poeta swój wizerunek pielęgnował, zabiegał o niego, chciał być postrzegany jako wędrowiec, ale wędrowiec ponadczasowy, który jest jednocześnie częścią grupy literackiej i w opozycji do niej.
Znany jest wizerunek Steda jako mężczyzny, który kochał swoją żonę, ukuł dla niej określenie Gałązka Jabłoni. Ale ze wspomnień znajomych Stachury wyłania się też wielki romantyk, mężczyzna, którego kobiety kochały i który nie unikał ich towarzystwa. Wiersze miłosne Steda wyznaczyły mu miejsce wśród najbardziej żywych i najlepiej rozpoznawalnych twórców erotyków, którym poezja śpiewana, w wykonaniu między innymi Starego Dobrego Małżeństwa, nadała nieśmiertelne oblicze.
Rozmowy Jakuba Beczka z trzydziestoma osobami, które spotkały w życiu Edwarda Stachurę, pozwalają na stworzenie obrazu człowieka nietuzinkowego, pełnego sprzeczności, walecznego i jednocześnie ciepłego, wrażliwego i surowego, intrygującego i fascynującego, który nie pozostawiał nikogo obojętnym. Kilku z respondentów wyraźnie dało do zrozumienia, że wolało Stachurę w książce niż Stachurę żywego, że nie byli w stanie sprostać oczekiwaniom pisarza, który bywał nieznośny, nadmiernie porywczy i nie wybaczał zachowania, które było w jego mniemaniu obraźliwe.
Książki Teraz oto jestem. Edward Stachura we wspomnieniach nie należy traktować jako biografii Steda. Zresztą polski rynek wydawniczy oferuje już przynajmniej dwie, bardzo dobre i szczegółowe pozycje w tym zakresie. To uzupełnienie biografii pisarza, może częściowo polemika z trudnym do określenia, ale powszechnym wizerunkiem Stachury, ugruntowanym przez jego poezję. To zapis żywych doświadczeń zarówno poetów, jak i osób, które zetknęły się z nim na żywo – na przykład znajdziemy tu relację motorniczego, który wyciągał poetę spod kół pociągu i powstrzymywał go przed popełnieniem samobójstwa.
Czterdzieści lat od śmierci pisarza i jego nieustanna popularność dowodzą, że był wyjątkowy, że idąc nieco w poprzek trendom, zaistniał w kulturze, będąc jednocześnie elementem subkultury, przepływając pomiędzy tymi dwoma światami. Nie wszystkim buntownikom z pokolenia 56 się to udało.
Polecam.