ABC obsługi żony
Niestety, zdarzają się kobiety, które odbijają się po spożyciu przez całe lata jak nieświeży śledź i sprawiają, że facet więdnie przy nich szybko, bez żadnej nadziei na ratunek – takie zdanie powinno doprowadzić do wrzenia moją gorącą krew i zapalić w moich oczach ogniki morderstwa. I pewnie tak się stało, jednak w głębi duszy zmuszona byłam przyznać autorowi nieco racji. Poza tym żal mi nieszczęśnika, który dobrowolnie wystawia się na ciosy, bowiem takowe zapewnie spadną, a on będzie musiał przyjąć je „na klatę”. Na nic się zda ukrywanie się pod pseudonimem, bowiem rzesze mniej lub bardziej zagorzałych feministek z miejsca zwęszą trop i wyśledzą swoją ofiarę. A wówczas po dr. Marku, autorze książki Takie one są. Poradnik dla facetów pozostanie jedynie wspomnienie. I książka, którą podczas sabatów czarownic (czyli spotkań w babskim gronie) będzie się palić na stosach.
Licząca niewiele ponad sześćdziesiąt stron radosna twórczość dr. Marka to broń do ręki każdego mężczyzny, który musi obcować w swoim nieszczęsnym życiu z kobietą. Żeby przetrwać, konieczna jest strategia „walcz albo giń”, przy czym walka oznacza tak naprawdę nabycie wiedzy tajemnej dotyczącej płci pięknej (nie mylić z płcią słabą). Autor nie omieszkał zaznaczyć, że poradnik nie jest dziełem naukowym, przynoszącym odpowiedzi na wszystkie pytania dotyczące skomplikowanego zagadnienia, jakim są stosunki męsko-damskie. Biedni, zagrożeni widmem życia z istnymi harpiami mężczyźni znajdą jednak w książce najważniejsze obszary nieporozumień pomiędzy mieszkańcami Marsa i Wenus, a także propozycje rozwiązania newralgicznych sytuacji. Na podkreślenie zasługuje fakt, że Takie one są... to poradnik przeznaczony tylko dla prawdziwych facetów, którzy przysięgę i nie opuszczę Cię aż do śmierci mają zamiar wypełnić (nie przyspieszając zejścia współmałżonki - warto dodać).
Dr Marek swój wywód na temat umiejętności obsługi kobiecej psychiki rozpoczyna w chwili największej błogości, czyli okresu przedmałżeńskiego, kiedy żabka nie zamieniła się jeszcze w ropuchę, zaś tygrysek w rozszalałego i chorego na wściekliznę zwierza. Kandydatki na małżonki potrafią znieść bardzo wiele i nie wahają się przed zrobieniem rzeczy z ich punktu widzenia niezbędnie koniecznych do realizacji swojego celu – pisze autor, zapominając, że uwaga ta dotyczy obu płci, zaś kobiety nie mają monopolu na bycie wyrachowanymi.
Nie lepiej wygląda sytuacja, kiedy już kajdany zostały przez wredną kobietę nałożone. Oczywiście, początkowo delikatnie próbuje ona ograniczać beztroskie życie faceta (tak, tak, drodzy panowie, sprzątanie waszych skarpetek, zbieranie puszek po piwie i próby wyegzekwowania tak trywialnej czynności, jaką jest wyrzucenie śmieci, rzeczywiście są zamachem na waszą wolność i godność osobistą, a przy tym z pewnością jedynym celem związku) i zminimalizować jego wartość jako posiadacza męskiego ego (bowiem o innej formie męskości nie ma chyba nawet szans porozmawiać). Ale nie martwcie się, panowie – kiedy rozsierdzeni naszymi fanaberiami, kaprysami i wprowadzaniem nowych porządków zaczniecie szukać pociechy w ramionach innej (która, oczywiście, doskonale zrozumie wasze cierpienia), to dr Marek podpowie, jak złagodzić skutki takiej zdrady. Zapomnij o godności osobistej, ukorz się, daj zamieść sobą o podłogę – radzi domorosły specjalista od związków, uprzedzając, że kobieta z radością wykorzysta tę sytuację, by jeszcze biednemu mężczyźnie dołożyć.
Zastanawiam się, co według autora jest gorsze dla kobiety – zdrada męża czy brak chęci ślubnego do dzielenia się (co ja piszę – oddawania) pieniędzmi? Bo przecież Pieniądze męża są „nasze”, czyli wspólne, ale pieniądze żony są tylko jej. Salomonowym wyjściem (!) - zgodnie ze słowami dr. Marka - jest… oddanie wszystkich pieniędzy żonie i pozbycie się wszelkiej odpowiedzialności. Oczywiście, warto zachować kilko groszy w skarpecie na wypadek, gdyby żonka miała chęć puścić poślubioną jej sierotę kantem. Aż się prosi, by rzeczywiście takiego słabeusza wystawić za drzwi – w skarpetkach i z książką dr. Marka w ręku.
Gorzej, drodzy panowie, jeśli do problemów związanych z małżonką dojdą jeszcze problemy z dziećmi, tymi małymi i tymi dużymi. Ale - bez obaw, pogotowie dr. Marka działa. Jeśli jednak wyznaczona przez żonę rola dostarczyciela odpowiedniego lokum dla powiększonej rodziny, wystarczającej ilości pieniędzy (…) zacznie uwierać, można jedynie zacisnąć zęby i przeczekać kilka pierwszych lat - wszak po to mężczyzna się żeni, by cierpieć (jeśli się jeszcze, moi drodzy panowie, w swej naiwności nie zorientowaliście).
W sytuacji, kiedy żona okaże się dokładnie taka, jaką ją dr Marek przedstawia, wyrazy współczucia, bowiem pora się rozwieść. I tu autor zaskakuje – zamiast namawiać do pozbycia się megiery z domu, pisze: czyn pod tytułem rozwód popełniamy często z błahego i nielicującego z powagą instytucji małżeństwa powodu, przedstawiając podstarzałemu i wyeksploatowanemu mężczyźnie małżeństwo w kategorii "mniejszego zła".
Takie one są... to książka, która brzmi jak wyrok skazujący. Wyrok zarówno na dr. Marku, jak i na „biednych” mężczyznach, którzy tak przez kobiety są gnębieni i przechodzą takie męki, że konieczny jest poradnik typu survival dla zamężnych. Oszczędzę wam, Panowie, wydatku poniesionego na zakup książki. Kobiecej psychiki nie jest w stanie zgłębić nawet sama kobieta, zatem jak ma to zrobić mężczyzna? Wszelkie próby deprecjonowania nas czy wtłaczania w ramy z podpisem Koniec wolności – nadchodzi żona są bezskuteczne i nie pomogą w rozwiązywaniu problemów małżeńskich. Może zatem, doktorze Marku, swoją karierę doradcy zaczniesz od poradnika Tacy jesteśmy. Poradnik dla facetów o facetach? Wówczas żadna kobieta nie będzie chciała zmienić ideału, który pojawi się u jej boku.