Dramat psychologiczny Elżbiety Stępień porusza istotny problem alkoholizmu i przemocy w rodzinie. Sytuacja wydaje się typowa: oto dobrze sytuowany mężczyzna (Rafał), na tak zwanym stanowisku, ojciec rodziny, w średnim wieku, zostaje bez pracy z powodu zaniedbań i niezwyczajnego upodobania do alkoholu. Jego żona (Amelia), która początkowo usiłuje zapanować nad destrukcyjnymi zachowaniami męża, szybko traci na niego jakikolwiek wpływ. Mąż w niekontrolowany sposób zadłuża rodzinę i naraża wszystkich na kłopoty finansowe. Gdy Amelia zaczyna czynić mu wymówki, pada ofiarą przemocy. Jednak, skrępowana szeregiem społecznych konwenansów, brnie w kłamstwa, pozory, udawanie, że wszystko jest w porządku. Wychowana w szacunku dla rodziny jako instytucji, przekonana że przysłowiowe brudy pierze się w domu, ucieka w środku nocy przed pięściami męża i omal nie zamarza na pustej drodze. Omal – bo w jej życiu pojawia się ktoś, kto przynosi iskierkę nadziei na lepsze życie.
Autorka bardzo szczegółowo i wnikliwie analizuje problem współuzależnienia rodziny alkoholika, pokazując wszystkie stadia ukrywania problemu, bronienia męża przed opinią bliskich, wybaczania mu przewin, łudzenia się, że obiecywana solennie poprawa nastąpi, wreszcie – oszukiwania siebie, że alkoholik się opamięta, że przestanie oszukiwać rodzinę i pić na umór, że wróci do dawnego życia, które może nie było doskonałe, ale nie było tak wyraźnie naznaczone alkoholizmem. Przeraźliwy wstyd przed innymi pcha Amelię w coraz większe długi, które zagrażają bezpieczeństwu jej dzieci. Kiedy sytuacja staje się dramatyczna, nieoczekiwanie nadchodzi pomoc, na którą bohaterka nie potrafi się otworzyć. Musi przebyć długą drogę do wolności i szacunku wobec siebie. Czy jej się uda?
Powieść jest drobiazgową analizą typowych zachowań alkoholików i ich rodzin. Spójna i konsekwentnie budowana fabuła nie pozostawia wątpliwości co do tego, że Elżbieta Stępień dokładnie poznała temat, zanim wykorzystała go do stworzenia tła powieściowego Tej kobiety. Książkę czyta się szybko i nie brak w niej dramatyzmu. Nieco gorzej wypada warstwa językowa tekstu. Brak zróżnicowania języka bohaterów osłabia wymowę tej historii. Także fragmenty narracji mogą budzić niepokój, gdy mamy do czynienia naprzemiennie z nadmiernym patosem i wyraźnym dążeniem do kolokwializmów, w zależności od tego, czyje wypowiedzi narrator komentuje.
Wracając do fabuły. Powieść rozpoczyna się ciekawym wstępem, który od razu pozwala czytelnikowi odczytać przekaz historii. Spodziewa się dramatycznej opowieści, której podłożem jest ciemna strona człowieka. Ucieczka bohaterki nie jest jedynie jedną ze scen, ma wymiar symboliczny. Od tej ucieczki wszystko się zaczyna, ale tylko po to, aby czas się zapętlił, a wszystko wróciło do punktu wyjścia. Spiralna konstrukcja ciągu zdarzeń nieoczekiwanie kończy się bajkowo, przechodząc od thrillera do bajkoromansu. Autorka buduje tu opozycję zły książę – dobry książę i szereg zdarzeń, które prowadzą Amelię od punktu A do punktu B. Takie prawo powieści, historia podąża we wskazanym przez narratora kierunku, choć może czytelnik wolałby, aby było inaczej. Decydując się na terapeutyczny wariant tego tekstu, Stępień konsekwentnie zmierza do zarysowanego w pierwszej scenie finału, jednak ta przewidywalność finiszu nie jest banalna, ciąg wydarzeń oddzielający początek od zakończenia rekompensuje czytelnikom rozczarowanie odczytanym już na początku zakończeniem.
Podsumowując: to ważny głos w temacie przemocy w rodzinie, wypowiedziany wyraźnie i odpowiednio uzasadniony. Zabrakło wykorzystania możliwości, jakie daje powieść w dziedzinie walorów estetycznych słowa.
I znów podążamy wraz z Aniołem za osobą, która stoi na życiowym rozdrożu. Tym razem przenosimy się do Wenecji. To tu, pośród urokliwych uliczek i mostów...
Oto Monika, przez przyjaciółki nazywana „Wariatką”. Właściwie to sama nie za bardzo wie, dlaczego tak o niej mówią.? Najwyraźniej to, co w...