Sztuka noszenia masek Huberta Fryca to interesujące studium ludzkiej samotności. Samotności i z wyboru, i z konieczności. Samotności bolesnej i powodującej ból, odbierającej tożsamość i tworzącej nową osobowość bohatera, bowiem ta prawdziwa, najskrzętniej ukrywana, jest nieakceptowalna i niebezpieczna.
Poznajemy historię samotnego dziecka, pamiętającego z dzieciństwa nieudany związek rodziców, w którym dominował alkoholizm i przemoc ze strony ojca. Osamotniona w tej relacji matka podejmuje dramatyczną decyzję, która warunkuje całą przyszłość bohatera. Ucieczka od ojca, osiedlenie się w domu niestroniącego od przemocy (ale kierowanej poza rodzinę) dziadka chłopca, zmiana środowiska i próba ułożenia sobie relacji ze światem na nowo odciskają piętno na bohaterze, już na zawsze naznaczonym słabością i próbami walki o siebie.
Świat, w jakim żyje bohater powieści, nie pozwala na złudzenia. To ring, na którym trwale toczy się walka. Albo bijesz, albo jesteś bity. Chłopak bardzo szybko uczy się obowiązujących w nim reguł i jeszcze szybciej zaczyna pojmować, że jego pozycja w środowisku może być wysoka, pod warunkiem, że nauczy się przyjmowania odpowiednich póz. Zacznie nosić maski, pod którymi ukryje zmarznięte, przestraszone dziecko. Osiągane sukcesy – pozycja najlepszego ucznia w klasie, kariera pisarska, podziw nielicznych, ale kochających go kobiet i atrakcyjność seksualna, zapewniająca mu rzesze jednodniowych wielbicielek – nie tłumią jednak strachu wewnętrznie wciąż małego, wystraszonego chłopca, opowiadającego jedynemu przyjacielowi, łaciatemu psu, historii, wciąż i wciąż na nowo się odtwarzającej. Strach i nienawiść do ojca, nieufność wobec dziadka, obojętność wobec babci, matki, niepokój wywołany nową rodziną ojca i – wreszcie – lęk przed samym sobą, przed wydarzeniami, które przerastają zaplanowane działania, wychodzą poza proste schematy oparte na manipulacji otoczeniem, wymagają szczerości i osłonięcia twarzy w tym dosłownym i metaforycznym znaczeniu.
Obciążony syndromem DDA (Dorosłego Dziecka Alkoholika) bohater wciąż ucieka od upodlenia, aby jednak z nim się próbować zmierzyć. Jest w tym lęku przed otaczającym światem coś z edypowej dezorientacji, objawiającej się w poszukiwaniu starszych partnerek, zarówno w kontekście emocjonalnym, jak i seksualnym, walka z wizerunkiem ojca, nieudolna próba ukarania go poprzez okazanie wsparcia ofiarom ojcowej przemocy i – wreszcie – marzenie o zgładzeniu oprawcy, o wymierzeniu sprawiedliwości i ukaraniu winnego. Jednakże ta niekontrolowana agresja okazuje się w istocie igraniem z losem, ślepą ucieczką przed przeznaczeniem, próbą zawładnięcia swoim losem, podczas gdy wszelkie te działania nie są niczym innym jak wypełnianiem planu, który za nic ma desperackie usiłowania bohatera. Żadna maska nie zapewni mu bezpieczeństwa i żadna nie sprawi, że stanie się kimś innym niż jest. Nieudolność podejmowanych prób przeciwstawienia się losowi jedynie pogłębi mizerię ludzkiej istoty, z góry skazanej na wypełnianie losu, który jest jej przeznaczony. Wyzwoleniem się z tego upiornego kręgu powtarzalności może być tylko zapanowanie nad własnym strachem. Akceptacja stanu rzeczy przynosi wolność od noszenia maski i wolność do bycia sobą.
Hubert Fryc rysuje obraz społeczeństwa skazanego na zagładę, bo żyjącego według utartych schematów. Pozorna pogarda wobec akceptacji jest wyrazem desperackiej walki o uznanie. Walka z przemocą generuje przemoc. Ucieczka od wroga jest ciągłym do wroga powracaniem. Jedynie akceptacja przynosi uwolnienie. Ukazywana z perspektywy najpierw kilkuletniego chłopca, a potem młodego mężczyzny rzeczywistość jest jak koszmarna, zakrzywiająca się klatka, z której nie można się wyzwolić tak długo, jak widać jej ograniczenia. Znikają w chwili, gdy przestajemy je dostrzegać.
Sztuka noszenia masek to oszczędna literacko proza, stylizowana na wspomnienia, okraszona kilkoma dialogami. Wraz z postępującą przemianą osobowości bohatera dialogowość tekstu przechodzi w monolog, ogłaszanie światu swojej wizji życia. Daremna próba wyzwolenia, także poprzez nazwanie otoczenia, oswojenie go, nie przynosi ulgi. Bohater dojrzewa w momencie, gdy przestaje się określać wobec świata, także w znaczeniu werbalnym. I tu Fryc doskonale ukazuje odrodzenie się przez upadek. Koniec opowiadania własnego życia, koniec swoistego spowiadania się oznacza początek czegoś nowego. Intuicyjność wygrywa z próbą kontroli nad światem.
Polecam.
Opowieść o najważniejszym miejscu na świecieTrzydziestoletni Michał podczas porządków na strychu starego domu dziadków znajduje zgubione...