Przykładów można by dać tak wiele, że objęłyby wszystkie formy coraz bardziej komplikujących się stosunków społecznych i ich wpływ na architekturę. Uczeni w piśmie zbadali i skomentowali te wszystkie przykłady i zgodzili się… No, tak zupełnie to się jeszcze nie zgodzili… W każdym razie wielu z nich zapytanych, co to jest architektura, odpowiedziałoby: architektura to są ramy przestrzenne procesów społecznych.
Niejeden z czytelników dałby się pokroić za tak pięknie wydane książki, które budzą zachwyt już na pierwszy rzut oka, po pierwszym dotknięciu dłonią okładki… Czasem jednak zniechęca wnętrze – jego forma i treść. Ale nie tym razem, bowiem Sztuka budowania, wydana po raz pierwszy w 1968 roku, a wznowiona teraz przez Karakter, zachwyca. Ten przegląd historii architektury od starożytnego Babilonu i Egiptu, przez epoki i kontynenty, aż do secesji i początków nowoczesności, zapiera dech od pierwszej do ostatniej strony.
Książka Knothe to nie tylko historia architektury, ale także - a może: przede wszystkim - historia świata, opisana przez pryzmat rozwoju architektury. Autor posiada niebywały talent do wyszukiwania kruczków, smaczków i anegdot, a przede wszystkim do wyciągania niebanalnych, a jednak prostych wniosków. To właściwie „migawkowy przegląd” stylów i mód architektonicznych, jak (nieco złośliwie) sam autor twierdzi, wzbogacony o wspaniałe rysunki i projekty jego autorstwa. Całość stanowi cudowną powtórkę z historii w formie, której pewnie nam kiedyś w szkole bardzo brakowało. Tym lepiej, że mamy szansę teraz nadrobić zaległości. A dowiemy się z publikacji między innymi tego, dlaczego kolumny kreteńskie „stoją na głowie”, czemu rzymskie łuki się nie rozpadły, po czym rozpoznać gotycki mur, a także czym jest „architektura ruchu”.
Czytelnik prawdopodobnie sięgnie po tę publikację z wiedzą „jak”, ale nie: „dlaczego”. Ta książka zaś wyczerpująco wytłumaczy to drugie. Fakty, które Knothe przywołuje, będą pewnie czasem zbyt oczywiste dla dorosłego odbiorcy, ale niezmiennie urocze – i obrazowe rzecz jasna. Ma rację Marcin Wicha, nazywając ją najpiękniejszym komiksem naszego dzieciństwa. Knothe często ujawnia swoją obecność. Ten zabieg artystyczny, który w innych publikacjach bywa wadą, tutaj jednak stanowi bezsprzeczną zaletę. Autor z humorem i dystansem wchodzi z czytelnikiem w interakcję – gra z nim, bawi się, zadaje pytania i udziela odpowiedzi, nie występując w roli wszechwiedzącego specjalisty, ale raczej "dobrego wujka", który tłumaczy to, co tylko wydaje się skomplikowane.
Jako historyk być może nie dowiedziałam się z tej książki wielu nowych rzeczy, ale jako czytelnik stałam się o niebo mądrzejsza. Zresztą, tu nie nie ma o czym dyskutować, to trzeba zobaczyć na własne oczy!