Aleksander Wielki, a właściwie Aleks, człowiek bardzo niewysoki, ofiara poczucia humoru swego ojca, filolog i człowiek marzący o zajęciu, które zapewni mu „bywanie” wśród gwiazd, gwiazdeczek i celebrytów, a także chińskie zupki i bułgarskie wino, podejmuje pracę w prestiżowym, znajdującym się w pierwszej szesnastce najbardziej opiniotwórczych portali plotkarskich, wydawnictwie. Aleks jest text workerem, choć w duszy marzy o byciu dziennikarzem, który w wolnej chwili ze „świętym oburzeniem”, całkowicie uprawomocnionym, zwierza się prawdziwej artystce robiącej zdjęcia nagich staruszków Mani Pani, że świat, w który wpadł, biegnący zupełnie alternatywnie do świata, w którym żyją ludzie o zdrowych zmysłach, naprawdę go mierzi i wbija w poczucie wyższości wobec opisywanych zjawisk. Mani Pania szybko sprowadza Aleksa na ziemię z właściwym artystce wdziękiem i trzeźwym oglądem rzeczy, mówiąc, że majtki jednej celebrytki, być może nawet nigdy nieużywane, mogą zapewnić Aleksowi, całemu portalowi, w którym Aleks pracuje i wielkiej grupie osób utrzymanie. Co więcej, wytyka Aleksowi, że ludzie dzielą się na tych, których natura obdarzyła talentem pozwalającym im zarabiać (lub wegetować) i na tych, którym talentu poskąpiono, ale mają wyczucie i potrafią brakiem talentu zapełnić gospodarczą niszę, która zapewni im majątek.
Szpila to powieść pokazująca pozornie absurdalne schematy i mechanizmy, jakimi rządzi się świat, który nas otacza. Nieważne, jak bardzo pogardzamy celebrytami, jak śmieszy nas i nudzi Kim Kardashian, nie uda nam się uciec od tego, co jest istotą zjawiska. Produkcja newsów bez znaczenia, przenoszenie wartości pozornych w świat rzeczy istotnych dosięgło już wszystkich obszarów naszego życia, a powszechność wiadomości i łatwy dostęp do nich uniemożliwia ucieczkę przed zalewem informacyjnych śmieci. Można się z tego śmiać, można tym gardzić, można udawać, że się tego nie dostrzega. Ale zaprzeczyć, że taka sfera istnieje, nie można.
Kit sprzedaje się lepiej niż prawda, a szukanie kitu w rzeczywistości staje się głównym zadaniem zatrudnionych w portalu pracowników. I może byłoby to zabawne, gdyby nie było prawdziwe. Czy bowiem tekst zatytułowany: „Czy małżeństwo X się rozwodzi?”, będący odesłaniem do historii kariery dwojga ludzi, którzy nie zamierzają się rozwodzić, wnosi cokolwiek do świata czytających? Poza tym, że text worker przypomni im całą spreparowaną na potrzeby newsa historię bohaterów krótkiej prasowej notatki? Czy nie przypomina to wielokrotnie odgrzewanej w mikrofali zapiekanki, której po kolejnym odgrzaniu po prostu nie da się już zjeść? A zatem – dlaczego portale plotkarskie są tak popularne? Czy społeczeństwo potrzebuje tak niskiej rozrywki, bo w zalewie specjalistycznych stron internetowych, pełnych wiedzy prawdziwej i pozornej, szuka wytchnienia w czymś, co śmieszne i wyszydzane, ale nadal doskonale się sprzedaje i będzie się sprzedawało po wsze czasy?
Satyra Jacka Zalewskiego jest jednocześnie gorzką refleksją nad naszą rzeczywistością. Refleksją popartą szczyptą złośliwości i humoru. Nie pozwala jednak zapominać o tym, że wciąż jest to prawdziwy świat, od którego nie ma ucieczki.
Ku przestrodze.