Jedenaście krótkich, niezłych opowiadań
"Szepty" Marka Adamkowicza to zbiór jedenastu opowiadań, z których część była już wcześniej publikowana w różnych miejscach, teraz zebranych razem jako pewna całość. Tomik został wydany przez młode, od niedawna istniejące wydawnictwo Oficynka. Zbiór krótkich, oszczędnych w słowach historii w mocno jesiennych klimatach. Owa jesienność jest zresztą dość charakterystyczna dla tej prozy. Smutek, zaduma, refleksja nad przemijaniem, nostalgiczna tęsknota błądzą w sercach i umysłach bohaterów jak chłodne mgły, zawieszone w owym niejasnym czasie między ciepłym latem a chłodną zimą. Czasami promień słońca na chwilę rozgrzeje jeszcze dłonie i serca, ucieszy oczy, ale już czuć, że dni są coraz krótsze, a niemiły chłód wdziera się w codzienność bez ostrzeżenia, z coraz większą zapalczywością.
Cechą charakterystyczną tych opowiadań jest ich klimat. Jesienny - i to nie zbliżony do coraz bardziej anegdotycznej złotej polskiej jesieni, raczej w tonacji, którą można określić jako buro-mglisto-zimną. Cechą charakterystyczną jest miejsce opisywanych wydarzeń, przedwojenne Prusy Zachodnie, Gdańsk i szeroko rozumiane okolice. Cechą znaczącą jest wydeptywanie uporczywe ścieżek w historii, nie tyle jednak tej wielkiej, pisanej przez duże „H”, co tej małej, związanej z losem konkretnego człowieka i jego najbliższym otoczeniem. Wielka Historia, choć decyduje o tej małej, nie ma tu bowiem wielkiego znaczenia. Dla jednostki liczy się głównie jej historia, ta, której sama doświadczyła, to, co przeżyła, zobaczyła, dotknęła.
Co mieści się w tych opowiadaniach, z czego utkana jest ich materia? Przeszłość i teraźniejszość. Zdarzenia, uczucia, postawy, słowa. Ludzie, złapani w jakimś, dla nich przełomowym, momencie życia. Trochę jak niewyraźne cienie w starym, zmatowiałym lustrze. Ludzie z ich myślami, nieustannie odpływającymi w minione zdarzenia, w coraz mniej jasną i wyraźną przeszłość. Ukrywający przed innymi wiele rozterek, rozczarowań, planów, oczekiwań. Podobni do samotnych wysp, na ogół tylko na chwilę zbliżających się do siebie na niespokojnym morzu egzystencji.
Rysem tej prozy są krótkie zdania. Oszczędne, chwilami dość surowe. Opisy, pozbawione wyraźnie wyartykułowanych emocji. Jak migawki z filmu zwanego życiem, jak pojedyncze ujęcia fotograficzne, wychwytujące tylko zastygłą w milczeniu chwilę. Bohaterowie opowiadań nie mają na ogół zbyt wielu powodów do radości. Borykają się ze sobą, ze swoimi problemami, zmagają się z losem. Zdają się być osaczeni przez chwilami porażającą rzeczywistość, przytłoczeni przez niespełnione nadzieje, przez pamięć, która nie chce ich litościwie opuścić.
Przed wojną, w czasie wojny, po wojnie... Obszary szarej mgły wciąż się rozrastają. Zawsze wraz z nimi pojawia się jakieś cierpienie, ból, stopniowo uświadamiana sobie samotność. Prozaiczne, mało podniosłe, zwyczajne - jak para zdartych, mocno znoszonych butów.
Są wśród tych opowieści historie z wyraźnym wątkiem kryminalnym. Są takie, które zaskakują zakończeniem. Są odrealnione, nierzeczywiste jak słabo pamiętany sen. Są proroczo opisujące atmosferę przełomowych wydarzeń, na przykład - zbliżającej się wojny. Są koncentrujące się na tym, co wojna niesie ze sobą. I to nie w sposób abstrakcyjny, ogólny, ale w konkretnych, namacalnych sytuacjach.
Autor pozostawia czytelnikom miejsce na własną interpretację, na własne emocje. Nie dopowiada wszystkiego, nie stawia zbyt gęsto kropek nad „i”. Często musimy się czegoś domyślać sami, nie jest to powiedziane wprost. Dialogi są oszczędne, nierzadko - urywane. Wszędzie wchodzimy, na krótko, w świat czyjejś egzystencji, w którym teraźniejszość miesza się z przeszłością, nieraz w zaskakujący sposób.
Ciekawy, nostalgiczny, w sumie - dość smutny w wymowie zbiór opowiadań.
Jest sierpień 1813 roku. Gdańsk. Kończy się przerwa w oblężeniu miasta przez wojska rosyjskie i pruskie, ale za murami wcale nie jest spokojnie. Upadek...