Recenzja książki: Szczodre gody

Recenzuje: Damian Kopeć

Prymuśnie, darmowy weekend w górach. I do tego z zagadką kryminalną

Lubicie nurzać się w pesymizmie? Szukać prawdy o zakłamanych społeczeństwach współczesnych krajów kwitnącego dobrobytu? Lubicie poznawać zakamarki mrocznych umysłów psychopatów? Utożsamiać się z osobami o zwichrowanej osobowości, czerpiącymi przyjemność z lęku, bólu i dręczenia innych? Odpoczywacie przy krwawych, brutalnych horrorach, a miodem na wrażliwe serca są dla Was słowa wulgarne, mowa najgorszych dzielnic wielkich miast? Mam smutną wiadomość - ta powieść zdecydowanie nie jest dla Was. Nie dostaniecie wraz z tą lekturą solidnej dawki wysokoprocentowego pesymizmu, promocyjnej wyprzedaży psychicznych upadków i odlotów, pogłębionych aż do pustego dna analiz socjologicznych, szukania ukrytego sensu tam, gdzie go nie tylko nie ma, ale i nigdy nie było. Czego nie ma w tej książce? Cynizmu - nie ma, parapsychologii - nie ma, hektolitrów przelanej krwi - nie ma, polityki - nie ma (choć podobno wszystko jest tak naprawdę polityczne). I jeszcze wielu innych rzeczy nie ma. To, czego nie ma, staje się dzisiaj równie ważne jak to, co jest.

Prymuśnie. Szczodre Gody są kryminałem. Zabawnym, ożywczym i przewrotnym kryminałem. Nie chodzi wszak o to, że zbrodnia jest tu pokazana jako zabawna. Są takie dialogi, sytuacje, obserwacje, myśli i słowa bohaterów tej książki. To proza dość kameralna, zamknięta w konkretnych ścianach wyremontowanego górskiego hotelu, otoczonego szczelnie szalejącą śnieżną zawieruchą. Wśród mocno ograniczonej liczby dziwnych gości i równie barwnego personelu celebrujących nowy początek starego budynku.

Humor dominujący w tej książce może być miłym zaskoczeniem. Choć jej autorami są Niemcy, to nie ma on wiele wspólnego z przysłowiowym niemieckim poczuciem humoru. I, na szczęście, nie czerpie również z typowego bekającego amerykańskiego czy bennyhillowego brytyjskiego, ani z będących obecnie na topie ich wariantów, tak licznie reprezentowanych w nowej polskiej i obcej literaturze. Wieszczę wobec tego książce umiarkowany sukces (obym się jako wieszcz mylił), nie korzysta ona bowiem z najlepszych wzorców zalewającej nasz rynek ponurej i prznikliwej skandynawskiej literatury kryminalnej i idzie - jak łososie na tarło - pod prąd modnych trendów.

Głównym bohaterem Szczodrych Godów jest komisarz (właściwie nadkomisarz) Kluftinger. Drugim głównym bohaterem jest doktor Martin Langhammer. Panowie ci przybywają do Królestwa, luksusowego górskiego hotelu w Allgau wraz z małżonkami, Eriką i Annegret. Komisarza, co prawda, nigdy nie byłoby stać na taką finansową ekstrawagancję, przynajmniej nie z dochodów skromnego funkcjonariusza policji, ale tłumaczy go darmowe zaproszenie z rąk wdzięcznej za ocalenie życia niedawnej „klientki”, a obecnie właścicielki hotelu, Julii Koenig. Warto dodać, że jest ona byłą gwiazdą supergiganta, szukającą, jak wielu kończących karierę sportowców, szczęścia w biznesie. Prymuśnie.

Na weekend do odnowionego Królestwa przybywa grupa kilku gości, sprawiająca wrażenie dość chaotycznej mieszaniny osobowości: Aleksandra Gertler - pewna siebie dziennikarka, finansowy potentat Carlo Weiss z okaleczoną małżonką Franceską, Lars Witt - atletycznie zbudowany młodzieniec, Frederike Obzhong - dojrzała kobieta przebywająca w towarzystwie Larsa, Frank i Constanze Riegerowi - mało znani ludzie teatru. Uzupełnia tę galerię postaci personel hotelu, budzący wszakże nie mniejsze zainteresowanie, np. portier o jednoznacznie kojarzącym się nazwisku Sacher. Punktem głównym darmowego, promocyjnego weekendu ma być zabawa w zagadkę kryminalną odgrywaną w strojach z epoki. Jak można się domyślić, komisarz Kluftinger ma tu do spełnienia rolę szczególną - zagrać postać legendarnego Herculesa Poirota, którego - nota bene  - przypomina również z postury, zbliżonej do Petera Ustinova wcielającego się nie raz w osobę słynnego detektywa. Cóż, zanim zabawa zdąży się rozpocząć, już się kończy - zostają bowiem odnalezione zwłoki Carlo Weissa. Zamordowanego w jego własnym pokoju - i to zamkniętym od wewnątrz. Mamy zatem, jak zwykle, intrygującą zagadkę zamkniętego pokoju, i to w warunkach dość trudnych, górskiej zamieci.

Czyż to nie wyrafinowany plan? Nie chcąc rzucać na siebie podejrzeń, zabić kogoś, kogo nie zna.

Doktor Langhammer „pomaga” komisarzowi w tymczasowym, by tak rzec, śledztwie. W końcu dysponuje kuferkiem Mały detektyw oraz Podręcznikiem detektywa. Może więc zbierać odciski palców, robić zdjęcia telefonem komórkowym, zbierać dowody do woreczków foliowych oraz wyciągać daleko idące wnioski z przesłuchań świadków-podejrzanych. W końcu bycie detektywem to hobby doktora, przynajmniej w tym właśnie weekendowym czasie.

Dialogi doktora Langhammera z komisarzem Kluftingerem są świetne. Podobnie jak myśli zaprzątające głowę policjanta, szczególnie te związane z jego tymczasowym pomocnikiem. Mamy do czynienia z humorem sytuacyjnym i słownym, ze słowami, które skrzą się i radośnie fikają, rozjaśniając oblicze czytelnika. Jak w przypadku Agathy Christie, której duch unosi się nad powieścią, stopniowo wnikamy w złożoność sytuacji, odkrywamy nowe fakty, zaskakujące powiązania pomiędzy osobami dramatu. U podstaw wszystkiego leżą emocje, które targają każdym człowiekiem od momentu narodzin do chwili.... śmierci! Książka jest bardzo dobrze napisana, dopracowana w szczegółach. Stanowi przykład literatury, której nigdy nie jest za wiele.

Kup książkę Szczodre gody

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Szczodre gody
Książka
Szczodre gody
Klüpfel Volker, Kobr Michael
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy