Tomik zbierający teksty z V Sesji Zagłębiowskiej to kolejny dowód na prężnie działające środowisko literackie tego regionu. Ubiegłoroczna sesja, której pokłosiem jest ta książka, została poświęcona symbolom Zagłębia. Jak się okazuje – to temat niezwykle ciekawy i rozległy: znalazły się w kolejnych szkicach charakterystyczne dla Zagłębia miejsca, analizy dotyczące świata przedstawionego w utworach literackich. Znalazły się i sylwetki ludzi tworzących kulturę – to tekst o malarzu, Jacku Rykale, rozważania o filmowym epizodzie Jana Kiepury czy wspomnienie o Janie Ciszewskim, znanym komentatorze sportowym. Nie zabrakło i referatów poświęconych uczonym – to opowieść o profesorze Ireneuszu Opackim oraz o profesor Gabrieli Porębinie. Wszystko składa się na spójną i interesującą historię o Zagłębiu.
Ogrom pracy badawczej ma na celu zebranie rozproszonych wiadomości na temat Zagłębia Dąbrowskiego w literaturze i sztuce. Marian Kisiel i Paweł Majerski we wstępie do książki zaznaczali: „Teraz, kiedy już nie ma dymiących hałd, znikły kopalniane szyby i kominy fabryczne są rzadkością, Zagłębie poszukuje swoich symboli głębiej niż kiedykolwiek. W czasie i przestrzeni”. Te poszukiwania okazują się nadzwyczaj owocne, czego dowodem jest omawiany tomik. Choć rozmiarami niewielki – każdy czytelnik miałby dosyć, gdyby zostało mu przedstawione 110 stron nudnej narracji, tu mamy 110 stron żywych, wartkich opowieści, w których każdy znajdzie coś dla siebie – zbiorek „Symbole Zagłębia” zasługuje na więcej uwagi. Wyraźnie zaznacza się w nim podział na miejsca i ludzi. O ile w pierwszej grupie trudno wyróżnić jeden najlepszy tekst (choć nie daje o sobie zapomnieć historia otwierająca tomik), o tyle z grupy drugiej – przynajmniej w mojej prywatnej hierarchii – bezapelacyjnie wygrywa szkic Aleksandra Nawareckiego o profesorze Opackim, drugie miejsce przyznałabym chętnie Januszowi Osińskiemu za wspomnienie o Janku Ciszewskim. Ale po kolei… Zestaw symboli zagłębiowskich rozpoczyna Włodzimierz Wójcik dowcipnym, gawędziarskim szkicem o Górze św. Doroty, popularnej „Dorotce”.
Co urzeka w tej opowieści? Przede wszystkim niepowtarzalne połączenie osobistych refleksji i obiektywnych uwag. Zbiera Włodzimierz Wójcik informacje topograficzne (tworząc dzięki tej prywatnej mapie doskonałe uzupełnienie dla rozmaitych przewodników czy informacji encyklopedycznych). Jest ten szkic malarski: „tarasowate zbocza (…) wiosną mieniły się różnymi odmianami bieli kwiatowej, zaś jesienią fioletem cierpkich śliwek, które po pierwszych przymrozkach stawały się jadalne”, jest i rejestrem zjawisk przyrodniczych pojawiających się na Górze Świętej Doroty. Jest też element literaturo- i kulturoznawczy, jest i prywatna historia góry, po której Wójcik oprowadzał m.in. syna Tadeusza Różewicza czy ambasadora ONZ w Polsce. Jest tekst Włodzimierza Wójcika przesycony ciepłym humorem: autor chętnie powraca do czasów dzieciństwa, by anegdotami z młodzieńczych lat ubarwiać jeszcze i tak barwną opowieść. W tych rozważaniach nie ma jednak sentymentalizmu, wspomnienia nie wiążą się z nostalgią, anegdoty są naturalne, niewymuszone i autentycznie zabawne. Pejzaż odmalowany plastycznie i szczegółowo, a przy tym bez nużących dłużyzn. Zachwycam się i stylem, i sposobem przedstawienia tematu – bo tak osobisty i jednocześnie o dużej wartości poznawczej tekst naprawdę przypadł mi do gustu. Adam W. Jarosz zatrzymuje się nad obrazem Sosnowca i Dąbrowy Górniczej u Stefana Żeromskiego, w „Ludziach bezdomnych”. To zwrócenie uwagi na powszechnie znany utwór, z nowym, lokalnym odczytaniem pewnych fragmentów.
Kolejny zagłębiowski okruch został odnaleziony i odpowiednio podkreślony. Autor szkicu „Miasto rozdartej sosny” szuka onomastycznych niuansów, a nawet zagłębiowskich potencjalnych prototypów doktora Judyma. Szkic stanowi nowe spojrzenie na rozpoznawalny przecież i podkreślany już w liceach symbol. Jarosz próbuje podążać śladami Joasi i Judyma, sprawdzać dokładność Żeromskiego i rozszyfrowywać miejsca. Zabawa z tekstem pozwala umocnić mitologię zagłębiowskiej małej ojczyzny. Jan Jakóbczyk interesuje się Osadą Górniczą z „Czarnych skrzydeł” Kadena-Bandrowskiego. Streszcza elementy mniej znanych powieści i sprawdza (nie)możliwość werbalnej komunikacji w środowisku wewnętrznie niespójnym. Tworzy w ten sposób opowieść o ludziach przez analizę dotyku. Nietypowe ujęcie tematu wzmacnia jego atrakcyjność. Ostatnim artykułem z serii symboli-miejsc jest tekst Krzysztofa Kłosińskiego. Też powraca tu lektura „Ludzi bezdomnych” – analiza konkretnych fragmentów pomaga przedstawić różnorodność pejzażu Zagłębia. Kłosiński tłumaczy przy okazji znaczenie modernistycznych symboli, zabiegów i rozwiązań – dzięki czemu uzyskujemy nieco bardziej uniwersalny obraz pejzażu Zagłębia. Porównuje autor taktykę Żeromskiego z opisami, które trafiły do wierszy Niemojewskiego, Piwowara, Stacherskiego, Sarny, Brzoski, Barańskiego i Lekszyckiego, obok zestawienia proza-poezja mamy tu też opozycję między znanymi i mniej znanymi twórcami oraz kontrast pokoleniowy. I w ten sposób dochodzę do swojego ulubionego szkicu. Aleksander Nawarecki przybliża w nim sylwetkę Ireneusza Opackiego. Sięga pamięcią do roku 1974, do początku swojej polonistycznej edukacji i pierwszych spotkań z – wówczas – docentem Opackim.
Barwne opisy niezwykłych wykładów i seminariów budują i utrwalają legendę wielkiego uczonego. Nawarecki pisze o związkach swojego mistrza z Sosnowcem, przytacza też biografię mentora, przeplataną ciągle własnymi ocenami. Nawarecki przedstawia uczonego w rozmaitych sytuacjach, także tych najbardziej prywatnych; chorobach, pobytach w klinikach… Ale ten szkic nie jest typowy. Nawarecki z wielką atencją i podziwem pisze o swoim byłym wykładowcy – ale unika patosu. To nie tekst brązowniczy (choć w przypadku profesora Opackiego taka postawa także byłaby usprawiedliwiona i zrozumiała). Pojawia się w wypowiedzi Nawareckiego ogromna sympatia, przyjaźń i uznanie i wielkie, wielkie przywiązanie. Autor szkicu nie miał łatwego zadania, pisząc o swoim autorytecie, a jednak przez proste i szczere słowa udało mu się przedstawić postać Ireneusza Opackiego wręcz wzorcowo. Urzeka mnie w tym tekście to samo, co podobało mi się w szkicu Włodzimierza Wójcika, umiejętne zestawienie osobistych refleksji i informacji encyklopedycznych, idealnie zachowane proporcje. Na tym tle dość blado wypada postać Gabrieli Porębiny, rusycystki: Piotr Fast popełnia błędy, których uniknął jego przedmówca: wystawia swojej wykładowczyni pomnik, wywleka uległość wobec kanonów radzieckiego literaturoznawstwa po to, by bohaterkę szkicu usprawiedliwić. Usprawiedliwia nieco zbyt topornie, tak, że inne funkcje tekstu zostają zatracone. Wypowiedź Fasta nie musi wzbudzać ciepłych uczuć do prezentowanej postaci. Zabrakło tu uśmiechu, zabrakło choćby lekkiego dystansu. Jan F. Lewandowski zajmuje się opowieścią o Kiepurze występującym w zagranicznych produkcjach filmowych – to rejestr ról i myśli o filmie śpiewaka. Szkic o twórczości Jacka Rykały Piotra Zaczkowskiego podobny jest przez rozwiązania badawcze – to opis poszczególnych dzieł, krótka analiza. Kończy cały tom bardzo dobry szkic o Ciszewskim. Szkic zaskakujący ze względu na dobór postaci – komentatorzy sportowi częściej bowiem stają się obiektem żartów i drwin, tu – Ciszewski jako legendarny już sprawozdawca – urasta do rangi symbolu Zagłębia. Osiński – przyjaciel bohatera – opowiada o Ciszewskim nieznanym, o jego dziecięcych marzeniach, kształtującej się od młodości karierze; przytacza kilka anegdot, jednym słowem – nie mitologizuje. A to umiejętność nadzwyczaj cenna. Uważam, że zebrane w tym tomie szkice zasługują na szczegółowe omówienie – każdy z nich jest zapisem prywatnych poszukiwań i fascynacji, każdy przynosi nowe, jednostkowe odczytanie Zagłębia.
Mogą te teksty posłużyć nie tylko jako rozważania o symbolice zagłębiowskiej, ale – przynajmniej niektóre z nich – jako modelowe opowieści o miejscach i ludziach, o których nie wolno zapomnieć. Stanowi ta książka również dowód na olbrzymią wartość sesji zagłębiowskich. Na gratulacje zasłużyli organizatorzy: Miejska Biblioteka Publiczna im. Gustawa Daniłowskiego w Sosnowcu, Instytut Nauk o Literaturze Polskiej im. Ireneusza Opackiego UŚ w Katowicach oraz Międzyinstytutowa Pracownia Życia Literackiego na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim działająca przy INoLP UŚ.
Kolejna książeczka z serii Mój Kucyk Pony opowiada o sile prawdziwej przyjaźni. Przygoda Applejack pokazuje, że czasem to nie wstyd poprosić kogoś o pomoc...
Trzy kobiety, trzy bolesne doświadczenia końca II wojny światowej Dzienniki Helene Pluschke i Ursuli Pless-Damm oraz opowieść Esther von Schwerin to...