Gdybym chciała powiedzieć coś o pisarstwie Kathleen Duey, na pierwszy rzut oka zupełnie nie kojarzącego się z literaturą fantasy, byłyby to słowa odnoszące się do jej znakomitego „słuchu psychologicznego”. Uciekając się do takiego skrótu myślowego, odwołuję się rzecz jasna do jej umiejętności portretowania postaci i wiarygodnej transpozycji emocji, jakimi się kierują. O takim „freudowskim” zacięciu autorka dała znać w pierwszym tomie trylogii „Wskrzeszenie magii” – „Głód dotyku”, który faktycznie (jak zapewniali o tym wydawcy) rozbudził apetyt na dobrą prozę fantastyczną.
Rozbudowując obszernie „kartotekę charakterologiczną” każdej z postaci, autorka dowiodła, że w gatunku tym nie liczy się tylko sam pomysł na opisywany świat, lecz również jego, nazwijmy to, tożsamość, swoistość, nakreślona psychologią postaci. W poprzedzającym „Święte blizny” tomie poznajemy Sadimę i Franklina – obdarzonych nadnaturalnymi zdolnościami podopiecznych Somissa, który odbiorcy jawi się jako tajemnicza postać, pragnąca za wszelką cenę przywrócić magię w świecie, w którym została ona zakazana. Podczas gdy życie młodzieńca podporządkowane jest służbie Somissowi, wykonywaniu jego graniczących z nonsensem i absurdem poleceń, podyktowanych niejednokrotnie zwykłym kaprysem, dziewczyna próbuje uwolnić się spod tej hegemonii. Somiss bowiem wykreowany jest przez Duey na naszpikowanego ambicjami egocentryka, który nawet w chwili wygnania, na banicji, przyzwyczajony wprzódy do wygód, potrafi uprzykrzyć żywot swoim sługom. Sadima, pozostawiona sama sobie, postanawia uciec, jednak jak by się wydawało jedyne słuszne wyjście z opresyjnej sytuacji staje się zgubą dla dziewczyny. Czy to przy zakładaniu własnego interesu, czy w kontaktach z Erydianami, przed którymi ukrywała swój sekret, czy w przeżywaniu bolesnego rozstania z Thomasem…
Równolegle opowiadana historia (czasoprzestrzennie usytuowana około dwustu lat później) spartańskiej edukacji Hapha i Gerrarda w szkole Somissa jest kontynuacją rytuału inicjacyjnego w magię, który mogliśmy obserwować w części pierwszej „Wskrzeszenia magii”. Ból, upokorzenie, których Haph doświadcza właściwie od początku swego życia, przelały czarę goryczy. Wraz ze swoim przyjacielem uknuwa więc ten bohater misterny plan przeciwko Somissowi.
Podobnie jak w „Głodzie dotyku”, autorka pozostaje wierna przedsięwziętej strategii narracyjnej. Historię Sadimy mamy okazję poznawać „z ust” narratora trzecioosobowego, z kolei w dzieje Hapha zostajemy wtajemniczeni za pośrednictwem opowieści samego bohatera. Podział ten zaakcentowano również za pomocą cyklicznie powtarzających się ilustracji – motywów. Jedynym mankamentem, który niekoniecznie musi razić wszystkich odbiorców, jest fragmentaryczna konstrukcja rozdziałów, urywających się raz po raz i pozostawiających uczucie fabularnego niedopowiedzenia, braku.
Zachęcając do lektury „Świętych blizn”, nie chciałabym odwoływać się do argumentu wydawcy, że wartość tej książki wyznacza przede wszystkim popularność wynikająca z ilości sprzedanych egzemplarzy. Szczerze powiedziawszy, stroniłabym od tego typu aprobaty, gdyż wyrafinowanych odbiorców tegoż gatunku może ona raczej zniechęcać niż zachęcać. Książka ta przede wszystkim oferuje ciekawą, a co najważniejsze: niesztampową wizję świata owładniętego przez magię, przemycającą tu i ówdzie uniwersalne prawdy i wartości, miłość, przyjaźń, dobro… Do następnego tomu zatem!