Bea to kobieta tuż po pięćdziesiątce. Zbyt wcześnie owdowiała i straciła najlepszego przyjaciela. Zraniona przez życie i bliskich, ogołocona z tego, co było dla niej najważniejsze i najbliższe, pozostała jednak osobą pełną ciepła i pogody. Nadal marzy o tym, by od życia otrzymać coś więcej, choć nie do końca wierzy w to, że jej czas jeszcze nadejdzie. Tymczasem jednak wybiera się wraz z wnuczką do odległej Szkocji, by tam spędzić Boże Narodzenie. Czy czas świąt otworzy ich serca? Czy wspólna wyprawa pozwoli im spojrzeć inaczej na własne życie?
W okresie przedświątecznym możemy znaleźć w księgarniach wiele historii, których akcja toczy się w tym wyjątkowym dla wszystkich czasie. Opowieści rodzinnych, refleksyjnych, nieco magicznych, okraszonych małymi cudami. Ten okres - jak żaden inny - sprzyja wspomnieniom, otula melancholią, popycha w kierunku zmian, zabiera w sentymentalne podróże. Te wszystkie elementy odnaleźć można w powieści Amandy Prowse. Dzięki autorce można na nowo odkryć magię świąt, oddać się wspomnieniom, zatęsknić za cudami. Sięgnięcie po taką lekturę w grudniu okazuje się niezwykłym doświadczeniem. Świąteczne książki nigdy mnie szczególnie nie interesowały, a tymczasem zrozumiałam, że - jeśli sięgniemy po nie w odpowiednim momencie - ich lektura okaże się naprawdę świetną rozrywką, która kryje w sobie również coś więcej - wzruszenia, tęsknoty, marzenia dnia codziennego.
Prowse bardzo sprawnie zarysowała swoje bohaterki - zarówno te starsze, jak i te, które dopiero poznają smak dorosłości. Pięknie zestawiła młodość i dojrzałość, mądrze oddając uczucia towarzyszące wszystkim bohaterkom. Mimo że jestem w zupełnie innym wieku, szczerą sympatią zapałałam do Bei. To, w jaki sposób przedstawiła ją autorka, sprawiło, że łatwo odnaleźć z nią punkty wspólne. Bo czy każdy z nas czasem za kimś nie tęskni? Nie czuje się samotny, nierozumiany, przytłoczony? Bea straciła męża, ma problemy w relacjach z synową. Jej melancholia i skłonność do refleksji są jak najbardziej zrozumiałe. Co jednak najbardziej docenić warto w powieści, to fakt, że autorka nie przypisała bohaterce wyłącznie cech charakterystycznych dla dojrzałej kobiety.
Bea to kobieta to przejściach, która czerpie ze swojej dojrzałości. W przyszłości widzi swoją szansę na miłość, przygody, rozwój. Łatwo ją polubić, budzi także podziw i szacunek czytelników. Prowse oddaje hołd takim powrotom do namiętności. Daje do zrozumienia, że zawsze możemy marzyć i sięgać po więcej - niezależnie od wieku. Nalega, byśmy sięgnęli wyżej, motywuje do działania, stawiając za przykład swoją bohaterkę. Okres świąteczny jak najbardziej temu sprzyja. Przecież to czas magii, cudów, pokładania nadziei. A zatem - do dzieła!
Autorka pisze lekko, posługuje się prostym językiem. Nie zmienia to jednak faktu, że potrafi czarować słowem, bardzo dobrze ukazując uczucia bohaterów i sprawiając, że ma się chęć wraz z nimi udać się w podróż łączącą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Razem z Beą lawirujemy między poszczególnymi emocjami, odczuwając kolejne radości, smutki, wzruszenia. Czytamy, czujemy się dobrze, pozwalamy sobie na relaks. Jesteśmy sobą.
Ciepła i poruszająca opowieść o miłości osadzona w świątecznym klimacie Nowego Jorku W dzieciństwie Meg zawsze marzyła o idealnym Bożym Narodzeniu. W...
PIĘKNA, RODZINNA OPOWIEŚĆ, KTÓRĄ POWINNA PRZECZYTAĆ KAŻDA KOBIETA ZMĘCZONA MONOTONIĄ ŻYCIA Żona. Matka. Córka. Tylko, co zrobić, kiedy ma...