Książka „Świat poetycki Wisławy Szymborskiej” autorstwa Jana Majdy to pozycja, która nie powinna była nigdy pojawić się na rynku literackim. Majda, doktor habilitowany Uniwersytetu Jagiellońskiego, stworzył tekst pozbawiony całkowicie walorów naukowych, poznawczych i artystycznych. Jego odczytywanie poezji opiera się na powierzchownym i zbanalizowanym cytowaniu bardziej znanych fragmentów. Nie od dziś wiadomo, że wierszy – zwłaszcza wierszy dobrych, a do takich niewątpliwie należy poezja Szymborskiej – nie można traktować jak akt sądowych. Tymczasem Majda wciąż podkreśla obecność stałych, niezaprzeczalnych faktów w twórczości Noblistki. Analizuje poszczególne wersy płytko i powierzchownie, bez jakiegokolwiek pokrycia w rzeczywistości. Książka (choć to zbyt zaszczytne określenie na to, co napisał Majda) liczy 60 stron. Około 50 stron tekstu to mieszanina pustosłowia, przegadania i z sufitu wziętych cytatów. Autor nie potrafi uporządkować toku swej wypowiedzi, stosuje bez przerwy skróty myślowe i popełnia błędy stylistyczne, których wstydziłoby się dziecko. Nieporadność w budowaniu zdań najlepiej chyba zobrazuje przykład, jeden z soczystszych: „Drugi portret w tym tomiku "Dlatego żyjemy" to portret francuskiej dziewczyny Raymonde Dieu, przedstawiający głośne autentyczne zdarzenie ukazujące protest tej bohaterki przeciw wojnie wietnamskiej, która położyła się na szynach kolejowych, gdy pociąg wiózł broń na tę wojnę”. Pozostawię to bez komentarza. Rozbudowane, napuszone sformułowania przy jednoczesnym braku dyscypliny myślowej doprowadzają autora do paradoksów, których on sam zdaje się nie zauważać. Mam wrażenie, że poprzestał na zapisaniu swych – pożal się Boże – procesów myślowych, zapominając o choćby pobieżnym przeczytaniu wytworu jego rozszalałej wyobraźni. Tekst raz po raz traci kontakt z myślą przewodnią. Co gorsza – jest niepoprawiony, surowy, przypomina trochę improwizację, o tyle nieszczęśliwą, że imitującą wywód naukowy. Treść tworzą potoki słów i kaskady myśli, nieujarzmionych, nieokiełznanych i – niestety – żałośnie płytkich. Autor zdaje się upajać brzmieniem swoich fraz (choć na poziomie warstwy eufonicznej także nic nie zachwyca), raz po raz ponosi go wyobraźnia i chęć dorównania antycznym mówcom. Bo chyba tylko tak można tłumaczyć retoryczne chwyty, fastrygujące książkę. Majda pisze to, co w danym momencie przyjdzie mu do głowy, nie troszcząc się przesadnie o ograniczoną wytrzymałość czytelnika. Jego błędy stylistyczne, składniowe, gramatyczne i interpunkcyjne (ciekawe, czym zajmowała się korekta, jeśli ten tekst jest poprawiony...) najpierw śmieszą, potem zastanawiają, a z czasem już tylko irytują. Autor w każdym akapicie powtarza te same sformułowania (być może dla podkreślenia ich wagi, na to jednak literatura zna lepsze sposoby), nie słyszał raczej o synonimach, bo w niedalekim sąsiedztwie używa identycznych słów. Przesadza ze stosowaniem zaimków i ustawicznie – czego nie mogę zrozumieć – stosuje inwersje. Na pewno nie w celach zdobniczych (chociaż – kto wie). Może Majda chce w ten sposób uzyskać pozory naukowości swojego tekstu? Przydałby się także autorowi słownik terminów literackich, bo wyraźnie gubi się w gąszczu przywoływanych przez siebie pojęć. Książka nie nadaje się dla studentów (bo nie ma absolutnie żadnej wartości naukowej), nie nadaje się dla licealistów (bo przeciętny licealista wyczyta bezpośrednio z wierszy dużo więcej niż Majda). Nie nadaje się dla uczniów szkół podstawowych (bo nie można dzieciom wypaczać idei nauki i literatury). Nie nadaje się dla przeciętnego rodaka (bo każdy, nawet mało inteligentny człowiek zauważy nieudolność pisarską autora) ani dla obcokrajowców (ci będą mieli problemy z przebrnięciem przez wszystkie błędy). „Świat poetycki” jest za to idealnym materiałem do ćwiczeń dla korektorów. To jednocześnie przestroga i przykład, jak pisać nie należy.
Autor stara się przytoczyć, jak to nazywa, paszkwilanckie wypowiedzi na temat kultury w wykonaniu Czesława Miłosza....