Nie wiem dlaczego, ale określiłabym ją typowo listopadową książką. Kojarzyła mi się od samego początku z jesienią i przemijaniem. Z oszczędzaniem pieniędzy, gdyż nie wszystkim się tutaj dobrze powodziło. Z miłością upływającą, choćby reakcja pewnej starszej osoby na postać ze zdjęcia, która przywołała przykre wspomnienia, oraz pandemią, która w pewnej opowieści bardzo namieszała w ich życiu. Początkowo zauważyłam tutaj dwie historie, a dopiero później zwróciłam uwagę na jeszcze jedną. Najbardziej pochłonął mnie czas z 2020 roku w którym chłopiec pragnął poznać opowieść ze zdjęcia, lecz ilekroć jego prababcia pociągała nosem, jedynie kilka słów wypowiadała i gasła. ,,Prababcia zdążyła wyłączyć się jak telefon, gdy skończy mu się bateria, cały ekran czernieje w samym środku esemesa i żadna ilość naciśnięć na włącznik nie przywraca go do życia." Inna opowieść niesie się na czasy 1932 i opowiada ją Helen. Czytamy o tym jak dobrze jej się wiedzie i jakie pyszności zajada. Inna osoba nigdy nie widziała na oczy kawioru, lecz kiedy Helen daje jej go spróbować, ona go wypluwa. Nie chodziło tutaj o informację czym jest kawior, tylko o zwykłą prostolinijność innych dzieci. Dla nich rarytasy były niedostępne. Jadły to, co udało się zdobyć ich rodzicom. Wtedy później do niej dociera, że nie znała prawdziwego świata, a wszyscy wokół ją okłamywali. Prawdziwym szokiem była informacja o głodzie na świecie. ,,Nie pozwól mamie, żeby dała ci kanapkę z kawiorem. Inne dzieci wyśmieją cię, a ty zawstydzisz się i ją wyrzucisz." I trzecia opowieść i Mili. Ta była dla mnie szokiem, bo nie spodziewałam się, że kiedyś wrogowie przysyłali listy z wszami, które przenosiły tyfus. W ten sposób chciano pozbyć się innych ludzi, którzy nie byli już nikomu potrzebni. W niej poznamy trochę historii, którą przemycał będzie ojciec dziewczynki. Będzie tam wiele rzeczy, które was zaszokują. ,,Kolejki po chleb nie były tak długie jak zwykle, ale i tak było mi szkoda tych, którzy musieli czekać w nich na swój przydział, jakim był bochenek czarnego chleba; dla nas Dasza robiła zakupy w specjalnym centrum dystrybucyjnym dla członków Partii." Powiem wam, że im dalej, tym te trzy opowieści się łączą, ale opisane są w ogromnych emocjach. Nie wszystkim było dane przeżyć ciężkie czasy, a status wyższości nigdy nie gwarantował bezpieczeństwa. Smutek osób pozostałych był tu ogromnie namacalny. Sama ogromnie go przeżyłam, tym bardziej, że wciąż było to porównanie między bogatymi, a biednymi. między bardziej uprzywilejowanymi, a tymi na dole, którymi losem niby się przejmowali, ale niewiele ponad słowa było robione. Pomimo tego, że bardzo lekko się ją czyta, te opowieści zostają z nami na dłużej. Są jak szrama po ranie, niby bledną, ale nadal w sercu pozostają. Ogromnie polecam ją do przeczytania. Może i początkowo osobami są młode ludzie, jednak z biegiem historii rosną i stają się wiekowi. Ich historia przemija. Pozostaje jedynie pamięć i zdarte serce...