Stracony list to niezwykła opowieść o wielkim uczuciu i o wielkiej pasji. Ale to przede wszystkim historia o utraconej miłości, która rozkwitła nieoczekiwanie w czasach, gdy wszystko wokół płonęło, a ludzie umierali za niepopełnione winy.
Austria, rok 1938. Piękny, bogaty i bezpieczny świat, pełen dobrej czekolady i wspaniałej wiedeńskiej opery. Świat, w którym ceni się sztukę i literaturę. Nagle nad tę sielską krainę nadciągają czarne chmury obłędu. Gdy świat jeszcze łudzi się co do zamiarów Adolfa Hitlera, wojska niemieckie po prostu anektują cały kraj. Wraz z tym bestialskim zamachem na wolność całego narodu z Austrii znika wszystko, bo nazistowskie Niemcy zajmują nie tylko kraj, przede wszystkim walczą o umysły Austriaków.
Sierota, młody chłopak o imieniu Kristoff, trafia pod opiekę i do domu Fredericka Fabera, austriackiego Żyda, grawera i projektanta znaczków. Znajduje tam ciepło rodzinnego domu – z gulaszem wołowym, zabawą w Monopoly i miłością do jednej z córek Fabera – Eleny. Obezwładniające uczucie do młodej Żydówki wyznaczy całą przyszłość Kristoffa.
USA 1989 rok. Katie, córka kolekcjonera znaczków z Kalifornii, natrafia w zbiorach ojca na tajemniczy list. Zaintrygowana nieotwartą nigdy wiadomością, zaczyna szukać nadawcy i odbiorcy przesyłki. To śledztwo zaprowadzi ją w najciemniejsze zaułki ludzkich dusz i pozwoli odkryć największą tajemnicę rodzinną.
Cantor prowadzi czytelnika przez piekło, którego w XX wieku doświadczyli zwyczajni ludzie. Gdy z dnia na dzień znika ich ojczyzna, ich dom, ich praca, ich rodzina, pozostaje już tylko nadzieja, że ktoś pomoże ocalić to, co w życiu jest najważniejsze. Następne pokolenie.
Autorka doskonale łączy motyw zamknięcia w ciasnej przestrzeni geograficznej z poczuciem osaczenia, wynikającej z fizycznego zagrożenia, niesionego przez obcą ideologię. To nieustanne zagrożenie, zobrazowane przez połączenie zimna, strachu i wszechobecnych faszystów, mocno kontrastuje z pozornie szalonymi działaniami młodych Austriaków, którzy nie zamierzają się poddać, prowadzeni przez symbol małego alpejskiego kwiatka, dowodu wielkiej odwagi – wręcz szaleństwa, które wiedzie do przeciwstawienia się brutalnej nawale. Cantor nie ukrywa, że inspirowała się postacią monachijskiej bohaterki Sophie Scholl, dwudziestodwuletniej kobiety, działaczki antynazistowskiego ruchu oporu, członkini grupy Biała Róża, która przeciwstawiła się Hitlerowi. Pojmana i zgilotynowana przez nazistów, na zawsze pozostała symbolem walki o Niemcy bez Hitlera, o Niemcy ludzi przyzwoitych.
Zaginiony list wykorzystuje popularny motyw odnalezionego po latach przedmiotu, którego historia prowadzi nas w czasy wojny. Taki wątek znajdziemy w powieści Marii Cimek Przywołane z mroku, w Dzienniku Anny Frank i Dzienniku Helgi. Nastrój zagrożenia w świecie bohaterów Zaginionego listu przypomina nieco Ostatni pociąg do Paryża Michele Zackheim. Topos zamknięcia w ciasnej, wrogiej przestrzeni jest doskonałym odmalowaniem tego, co zapewne czują ludzie, którym ziemia nieoczekiwanie usuwa się spod nóg.
Zaginiony list to także opowieść o miłości. Wielkiej, oczyszczającej, sankcjonującej każdy gest i każdą decyzję. Szczególnej, bo rozkwitającej w czasach wielkiej rzezi, gdy na miłość nie pozostaje już miejsca. A jednak trwa, bo okazuje się siłą większą niż obłąkana ideologia nazistów. I tego przede wszystkim należy szukać w powieści Jillian Cantor, która balansuje pomiędzy potępieniem faszyzmu a ideą wiecznej miłości, rozumianej jako uczucie do mężczyzny, do ojca, wreszcie – do całego narodu, który znika z powierzchni ziemi.
Jakkolwiek by nie czytać tej powieści, jest to dobrze skonstruowana historia, gdzie zło zostaje pokonane, a dobro zwycięża. Dlatego warto do niej zajrzeć – nawet, jeśli wiemy już wszystko o anszlusie Austrii i II wojnie światowej. Bo o miłości nigdy dosyć.