Niekończąca się (niezła) historia
Pułkownik Kyle Riggs i jego żołnierze wsparli w walce rasę, którą nazwali Centaury. Pomogli im przeżyć, a potyczka z makrosami zakończyła się tym razem zwycięstwem biologii nad techniką, organizmów żywych nad „żywymi” komputerami. System Eden, zamieszkały przez Centaury, nie stał się jednak wolny od makrosów. Same zaś kozły nie są w stanie powrócić ze stacji na orbicie na swoje macierzyste planety. Część żołnierzy Riggsa chce wracać do domu, na Ziemię. Inni zdają sobie sprawę z tego, że lepiej tworzyć linię obrony daleko poza ojczystą planetą, przy kolejnych pierścieniach komunikacyjnych. Riggs zostaje zmuszony do poprowadzenia rozgrywki z pozostawionym na Ziemi ambitnym i leniwym admirałem Crowem, który nieustannie pragnie większej władzy. Musi balansować tak, by wilk był w miarę syty i owca w miarę cała. Pułkownik chce całkiem usunąć z Edenu makrosów, a przejście do tego świata solidnie zabezpieczyć.
Pobliski pierścień przyciąga Riggsa jak magnes neodymowy. Nie jest w stanie opanować ciekawości, musi sprawdzić, co jest z drugiej strony. Wybiera się z Marvinem na rekonesans. I tu czeka na niego niespodzianka – wspomnienie z niezbyt w sumie miłej przeszłości. Okręt nanitów porywa go na pokład i zmusza do… walki o funkcję dowódcy. Nieszczęśnikiem, którego mimo woli eliminuje Riggs, jest przedstawiciel nowej rasy, tym razem przypominającej przerośnięte skorupiaki. Ziomkowie chcą go pomścić, ale pułkownikowi udaje się z nimi dogadać jak naukowiec z naukowcem. W tym momencie wydaje się, że Skorupiaki staną się ważnym elementem tego tomu cyklu Star Force. Nic bardziej mylnego.
Bogatszy o wiedzę, co leży po drugiej stronie pierścienia, Riggs może brać się do walki o wolność Edenu. Do tego potrzebuje pomocy Centaurów, ich fabryk i ogromnego stada. Ktoś bowiem musi walczyć z makrosami. Ziemian jest zbyt mało, więc pozostają miliony kozłów. Czy uda się odzyskać planety Centaurów? Czy da się usunąć z nich makrosy? Jakie jeszcze tajemnice zostaną odkryte przy okazji?
B.V.Larson jest niespożyty jeśli chodzi o pomysły, czego dowodzi piąty już tom cyklu Star Force. Owszem, nowe gatunki w kosmicznych odmętach to ciągle wariacje na temat życia na Ziemi, odniesienia do ziemskiej fauny. Ale i tu czeka nas pewne miłe zaskoczenie. Postać Riggsa bawi i irytuje, w zależności od strony książki. Jak prawdziwy dyktator, trzyma on w rękach wszystkie sznurki. Inni tylko wykonują rozkazy, a próby okazania samodzielności kończą się na ogół potulnym wezwaniem pułkownika „MacGyvera”. Ta postać budzi mieszane uczucia. Z jednej strony – wykładowca akademicki, w sumie teoretyk, z drugiej – człowiek nieomal renesansu. Zaprojektuje okręt, uzbrojenie, czołg, statek kosmiczny. Z pomocą nanitów stworzy niemożliwe. Bez niego świat stanąłby w miejscu. Potrafi działać w każdych warunkach i pod presją czasu. Z drugiej strony – to facet z poczuciem humoru i inwencją twórczą, nutką szaleństwa, bez której trudno zmieniać świat, nie zmieniając samego siebie. Inne postaci nie są aż tak wyraziste. No, może poza Marvinem, ale ten jest raczej AI ze zwariowaną osobowością niż prawdziwą osobą.
Stację bojową czyta się w sumie bardzo dobrze, pomimo pewnych mankamentów. Akcja utrzymuje dobre tempo, nie brakuje jej ciekawych zwrotów. Nie zmienia się inwencja twórcza B.V.Larsona. Mamy walki, rozmowy, intrygi. Próby zrozumienia innych – nawet, kiedy bardziej przypominają oni chmurę gazową niż człowieka. Całość okrasza humor, często ironiczny, a ożywia postać Marvina. Ów szalony, humorzasty, żądny wiedzy i chwilami perfidny robot ze swoją niedorobioną AI dostarcza nam sporo niezłej rozrywki.
Stacja bojowa rodzi głód wiedzy. Pytanie o to, co będzie dalej, samo ciśnie się na usta. Czy uda się powstrzymać makrosy i nanity? Czy ludzie zmienią losy kosmicznych ras przeznaczonych do zagłady? Wielkie pytania, ale stawiane w mniej patetyczny sposób.
Dla Kyle’a Riggsa to kolejny kiepski rok. Okręty nanitów mają nową misję – ale według wszelkiego prawdopodobieństwa oznacza ona wyrok...
Trwa wielka międzygwiezdna wojna między istotami żywymi i maszynami. Siły Gwiezdne znalazły się po stronie maszyn – ale na jak długo? Trzeci tom...