Powieści historyczne potrafią czytelnika porwać, przenieść do innego świata. Akcja toczy się wartko, a losy bohaterów są niezwykle absorbujące. Nie każdy jednak potrafi utrzymać tempo i podołać wyzwaniu, by zapanować nad akcją, historią, warstwą emocjonalną. Ewa Sobieniewska w swojej debiutanckiej książce Srebrne wrzeciono (Wydawnictwo Lira) pokazała, jak się to robi. Niemal pięćset stron prawdziwej uczty literackiej połyka się w okamgnieniu!
Zachwyciłam się tym debiutem. Nie będę ukrywać: dawno żadna książka nie porwała mnie aż tak. Dawno też nie kibicowałam bohaterom z całych sił i nie zamartwiałam się, że lada moment skończą marnie – a wiadomo, że autorzy romansujący z historią nikogo nie oszczędzają.
Urzekła mnie barwność tej opowieści, spiętrzenie emocji, ale też dojrzałość warsztatu, przepiękny język i wspaniałe rozłożenie akcentów. I znów – rzadko się zdarza, abym jednakowo mocno angażowała się w dwie warstwy czasowe. Zazwyczaj któraś podoba mi się mniej, a tym razem wszystkie wątki były ważne równie mocno. Podoba mi się z jednej strony wielka pieczołowitość, z jaką autorka podchodzi do historii, a z drugiej – balans pomiędzy akcją, emocjami a duchem dawnych, bez wątpienia fascynujących czasów.
Srebrne wrzeciono to historia dwóch niezwykłych kobiet. Przepięknej Vaivy, którą posądza się o czary oraz młodziutkiej Wiktorii, która ucieka przed niechcianym zamążpójściem. Dwie bohaterki dzieli niemal dwieście lat, ale ich losy są do siebie podobne: obydwie muszą opierać się mężczyznom, którzy z całych sił pragną przejąć nad nimi władzę.
Obie są piękne, silne, niezależne, wyróżniają się na tle innych. I obie narażają się przez to na opresję. O ile Wiktoria ma wiele szczęścia i otacza ją życzliwość, o tyle Vaiva doświadcza wielkiego cierpienia, a jej życie pełne jest gorzkiej niesprawiedliwości. Mimo wszystko żadna z nich się nie poddaje. Czasem resztkami sił walczą o miłość, o swoje własne ja, o miejsce w świecie, o życie na własnych zasadach.
Sobieniewska z dużym wdziękiem i lekkością oddaje klimat dwóch epok. Czyni to z fantazją i właśnie dlatego we wstępie napisałam o przenoszeniu czytelnika do innego świata. Tak się właśnie poczułam, bo jadąc warszawskim metrem i czytając Srebrne wrzeciono, na chwilę zapomniałam, gdzie jestem i całkowicie przejęłam się losami bohaterek.
Niejednokrotnie myślałam, że nie zazdroszczę im tego, jak muszą bezustannie mierzyć się z ograniczeniami zdominowanego przez mężczyzn świata. Naszła mnie refleksja: czy dzisiaj aż tak wiele się zmieniło? Tylko w pewnych kwestiach. Mamy więcej praw, nie musimy wychodzić za mąż, ale nierówność nadal widać jak na dłoni. Gorzkie wnioski, ale właśnie dlatego warto obracać się za siebie i przypominać sobie, skąd to wszystko się bierze.
Powieść Ewy Sobieniewskiej to bez wątpienia cudowna rozrywka, ale też coś o wiele więcej. To literatura, która pochłania i otacza, angażuje i zachwyca. Bohaterowie z krwi i kości, dobro i zło, paląca niesprawiedliwość, wielka miłość, burzliwe dzieje… Polecam z całego serca!
Rok 1833. Eufrozyna Bilińska, zubożała szlachcianka, nie martwi się coraz trudniejszym położeniem swej rodziny, bo - szczęśliwie zakochana - żyje marzeniami...