Londyński facet na telefon
Prostytucja określana jest mianem „najstarszego zawodu świata”. I choć podejście do niej zmieniało się przez wieki, to wciąż pozostaje tematem tabu w większości społeczeństw. Osoba świadcząca usługi seksualne w zamian za dobra materialne nazywana jest prostytutką, a termin ten odnosi się zarówno do damskiej, jak i męskiej części populacji. W branży erotycznej funkcjonują również określenia: kobieta / mężczyzna do towarzystwa oraz kobieta / mężczyzna na telefon.
Książka Facet na telefon autora ukrywającego się pod pseudonimem A.J.Gabryel wywołała prawdziwą burzę zarówno na forach internetowych, jak i listach sprzedaży. Mimo piętnowania seksualnego życia Adama, oferującego swoje usługi kobietom, wszyscy chcieli przeczytać intymne wyznania bohatera. Wyznania, a raczej opis kolejnych spotkań, kolejnych aktów, wraz z podliczeniem, ile na tym „zawodzie” można zarobić w Polsce, okraszone niewielką ilością wynurzeń i refleksji psychologicznych zyskały niebywałą popularność wśród czytelników.
A jak ów Adam wyglądałby, ile mógłby zarobić i z jakimi klientkami miałby do czynienia, gdyby wyniósł się na przykład do Anglii? Teraz możemy się o tym przekonać dzięki wydawnictwu Amber, które opublikowało właśnie spowiedź mężczyzny nazwanego „londyńskim facetem na telefon”. Spod kołdry, mimo nietrafionego tytułu, zawartość ma niebanalną. Może dlatego, że Luke Bradbury dotyka tematu, którego większość z nas stara się unikać, a przynajmniej nie poruszamy go poza czterema ścianami własnego mieszkania. Chodzi, oczywiście, o seks, a właściwie - o seks, za który się płaci. A kobiety płacą chętnie, kupując nie tylko godziny spełnienia erotycznego, ale i złudzenie bliskości oraz ciepła.
Młody Australijczyk Luke przybywa do Londynu, skuszony obietnicami wspaniałej pracy i wielkich zarobków. Okazuje się jednak, że rzeczywistość nie jest tak kolorowa, a zamiast wielkiego majątku jest praca na zmywaku czy w popularnym barze z kebabami, a także mieszkanie wynajmowane wspólnie z kolegą, co pozwala obniżyć koszty czynszu. Dwudziestotrzylatek nie chce tak żyć. Czego innego spodziewał się po emigracji. Jednak jedyne, co może zaoferować pracodawcy, to swoje ciało. Dlatego właśnie wraz z Markiem wpadają na pewien pomysł – zakładają agencję towarzyską.
Od pomysłu, który miał być żartem, rozpoczyna się spektakularna „kariera” żigolaka, który grzeje miejsce nie tylko w łóżkach na przedmieściach u znudzonych gospodyń domowych oraz "kobiet pracy", dla których płatny seks jest jedynym przejawem męskiego zainteresowania, ale też u gości w luksusowych apartamentach gwiazd telewizji i kina.
Początki „kariery” są trudne, ale Luke szybko się uczy i rozumie, że również w tej branży liczy się marketing. Zastępuje więc zdjęcia robione w domowym zaciszu przez kolegów profesjonalnymi fotkami, zaczyna też współpracę z agencjami, które polecają jego usługi za pośrednictwem swoich stron internetowych.
Pragnąca bliskości Jenny, Clare - będąca połączeniem ostrego seksu i niebezpieczeństwa, Louise - zdecydowana stracić dziewictwo, gorące dziewczyny Sasha i Chloe – „striptizerki w lesbijskiej fantazji” czy Janice, znana prezenterka telewizyjna – te i wiele innych kobiet zdecydowało się zapłacić za czas spędzony w towarzystwie Luke`a. Nie zawsze są to godziny spędzone na namiętnym seksie, nie zawsze są to wyuzdane orgie i nie zawsze padają niemoralne propozycje. Niekiedy jest to po prostu rozmowa, a mężczyzna z kochanka staje się spowiednikiem, przyjacielem, jedyną przyjazną duszą.
Smutna jest wymowa książki, przytłaczają szczególnie emocje osób, które muszą płacić za bliskość czy potwierdzenie swojej kobiecości. I choć trudno mówić o walorach literackich książki Spod kołdry, to jej lekka forma w połączeniu z trudnym tematem stanowi mieszankę intrygującą dla przeciętnego czytelnika (czytelniczki), a zarazem pożywkę dla socjologów i psychologów.
Luke ma dwadzieścia pięć lat i reputację najbardziej rozchwytywanego w Londynie faceta na telefon. Bierze garściami, to, co daje mu praca – pieniądze...