Akcja ratunkowa pod hasłem "Jason"
Praca, pieniądze, przyjaciele, nauka, problemy, rodzina, poczucie humoru, marzenia, ofiarność, wdzięczność, dzień dzisiejszy, miłość. Słowa, które mogą, choć wcale nie muszą mieć dla nas znaczenia. Za którymi dla każdego z nas potrafi kryć się coś innego. Dla jednych najważniejsze są pieniądze i to, co za nie mogą kupić. Kiedy jest się młodym, zdrowym, a życie dopiero przed nami, tak właśnie może się wydawać. Mieć pełne konto, a świat będzie nasz. Reklamy przekonują nas, że za pieniądze możemy kupić prawie wszystko. No właśnie, owo małe słówko prawie czyni tak naprawdę wielką różnicę. Praca? Dla większości praca to tak naprawdę kara, nieszczęście, które nie wiadomo dlaczego spotkało ich w życiu. To mordęga, którą osładza zbliżająca się weekend, wakacje, święto, perspektywa emerytury. Nauka? Toż to wysiłek, rzecz męcząca i niewdzięczna. Lenistwo jest o wiele bardziej atrakcyjne i malownicze. I tak naprawdę należy się człowiekowi. Praca i nauka nawet w mediach są pokazywane jako coś gorszego niż pełny luz i beztroska zabawa. Problemy? To czyste zło. Jaki świat byłby piękny bez problemów! Przyjaźń, wdzięczność, miłość - brzmią nieźle. Najlepiej w dziełach literackich czy filmowych.
Autor tej książki, Jim Stovall, konfrontuje nas z wieloma pojęciami, z ich obiegowymi ocenami. Z postawami, które choć mogą się chwilami wydawać nasze, są tylko umiejętnie wykreowanym, uśrednionym zachowaniem przeciętnego statystycznego konsumenta. Stworzonym przez nieformalną grupę nacisku, głównych beneficjentów konsumpcyjnego stylu życia współczesnego społeczeństwa.
Na początku jest śmierć i jej konsekwencje. Umiera Howard "Red" Stevens. Człowiek sukcesu. Na jego ostatnie słowo czeka, jak stado głodnych sępów, tak zwana rodzina. Spadkobiercy, a raczej spadkobiorcy. Liczą na to, że jak zwykle dotąd bywało, coś im skapnie z tortu-fortuny Reda. Bo przecież to ich miał, choć dalekich i obojętnych, ale przecież będących jego rodziną. Wykonawcą testamentu jest przyjaciel zmarłego Theodore J.Hamilton, współwłaściciel prestiżowej kancelarii prawnej mieszczącej się w Bostonie. Osiemdziesięcioletni, doświadczony prawnik i zrównoważony, spokojny człowiek. Wraz ze swoją długoletnią asystentką, panią Hastings, przystępują do realizacji ostatniej woli zmarłego. "Kawałki tortu" przypadają niecierpliwym krewnym zgodnie z planem zmarłego.
Ostatnią osobą na liście spadkobierców jest dwudziestoczteroletni wnuczek jedynego brata Stevensa, Jason. Pewny siebie, arogancki, egoistyczny bufon. Red nie pozostawia dla niego pieniędzy czy nieruchomości. Chce mu coś dać, ale nie tak jak innym. Chce, żeby ten młody, mogący się jeszcze zmienić człowiek podjął się trudu zdobycia swojej części spadku. Dlaczego? Bo Red ma nadzieję, że chłopak może stać się inny, że błędy, które on popełnił względem Jasona są jeszcze do naprawienia. Chłopak dostaje zadania do wykonania i poznaje ostre, ścisłe reguły gry. Arbitrami są Hamilton i pani Hastings, zleceniodawcą sam Red, który przed śmiercią nagrał swoje życzenia na kasety wideo. Jaki jest cel tych zadań tak do końca nie wiemy. Podobno wielki dar, ale czy na pewno materialny? Żeby go zdobyć Jason musi mimo braku jasno określonego celu wytrwać do końca, poświęcić rok swojego młodego życia na narzucony mu z góry niebanalny wysiłek. Ma wybór, zawsze może zrezygnować ze spadku Reda.
I tak zaczyna się podróż Jasona ścieżkami sprytnego planu jaki zostawił dla niego stryjeczny dziadek. Podróż po świecie zewnętrznym, jak i w głąb siebie. Red chce by poznał on wartość tego kim jest i tego, co go otacza. Wartość pracy i uczuć, ludzi i pieniędzy. Żeby poznał to, co szczególnie cenił jego dziadek. Mało to i wiele zarazem.
Tekst jest prosty i bezpośredni. Niespecjalnie wyrafinowany. W tym zresztą zdaje się tkwić jego siła. Nie wnika głębokimi analizami w postawy, opisuje je bez rozmywania odpowiedzialności, powoływania się na skomplikowanie życia i złożoność świata. Prostota tekstu jest uzasadniona. Jest nią główny cel. Podobnie jak w baśniach, ważne są nie tyle szczegóły, ale cel do którego zmierzamy. Drobiazgi mogą go rozmywać, odwracać uwagę. Baśnie mają nas uczyć, pomagać radzić sobie z realnym życiem. Nie odpowiadają jednak na każde konkretne pytanie, są ogólną wskazówką, swoistym drogowskazem na rozstajach dróg.
"Pieniędzy nie można zastąpić niczym innym w zastosowaniach którym służą, lecz we wszystkich innych funkcjach są one zupełnie bezużyteczne."
Autor idzie wbrew obiegowym opiniom i modnym trendom. Wie, że wiele z nich nie jest tworzonych po to, by służyć ludziom, ale wąskiej grupie beneficjentów bogactwa świata. Garstce wybranych, którzy chcą być współczesnymi bogami, nieustannie się bogacić, mieć pełnię władzy. Którzy tak kreują świat wartości by im jak najlepiej służył.
Zwraca uwagę lekki niewymuszony humor książki, żartobliwe spojrzenie na pewne sytuacje. Zwraca uwagę pogoda ducha i moc pozytywnego przesłania, która płynie tu silnym nurtem. Autor korzysta ze schematu, który jest może trochę nużący, ale ponieważ powieść jest napisana bardzo oszczędnie, to nie zamęcza. Dodatkowego smaku tej książce dodaje fakt, że Jim Stovall jest człowiekiem sukcesu i to niewidomym. Kimś, kto pomimo trudności stara się żyć pełnią życia, nie tylko zresztą dla siebie, ale i dla innych. Ludziom doświadczonym przez los o wiele łatwiej jest zrozumieć innego człowieka. O ile tylko nie zamykają się w pułapce użalania się nad samym sobą.
Możemy rzec, że to takie banalne przekonywać nas, że należy czerpać z cudzych doświadczeń, dbać o miłość i przyjaźń, rozsądnie gospodarować czasem i pieniędzmi, nie ulegać emocjom, mieć poczucie humoru i zdrowy dystans do świata. Cóż z tego, że to takie oczywiste i proste skoro ciągle od nowa trzeba o tym mówić?! Czyżby zatem rzeczy oczywiste wymagały nieustannego przypominania?!
"Wielu ludzi jest niezadowolonych ze swojego życia, ponieważ traktują wszystko zbyt serio."
Miliony sprzedanych egzemplarzy Kiedy Red Stevens umiera, wszyscy członkowie jego rodziny jednoczą się w zachłannym oczekiwaniu na wielomilionowy spadek...