Marcin Świetlicki ginie. Kraków zalewa się łzami. Nic już nie będzie takie samo. Nigdy nie będzie takiej jesieni. Polska tonie w szponach masonów i TVN-u. Wielki Wschód Misia zwiera szeregi w strasznej zemście. Nadciąga apokalipsa absurdu.
Debiutujący Śmiercią w Misiu muzyk Cezary Ostrowski, znany ze współpracy z Marcinem Świetickim przy projekcie "Czołgaj się", zgrabnie wplątuje swego scenicznego partnera w splot epicko zagmatwanych okoliczności, by przy pomocy zabawy słowem i nawiązań środowiskowych wciągnąć czytelnika w magiczną podróż z Krakowa do Knoffhoffu (taką nazwę nosi w powieści miasto Poznań).
Dostajemy do rąk hybrydę, nie będącą do końca ani kryminałem, ani powieścią środowiskową, ani powieścią drogi. Zgrabnie napisaną, płynącą wartkim nurtem i przesyconą groteskowym, bezlitosnym humorem. Autorowi udaje się zgrabnie powykrzywiać specyficzną dla Świetlickiego frazę i rozbudować ją do paranormalnych rozmiarów. Zabieg ten powoduje, że Śmierć w Misiu może sprawiać momentami wrażenie kolejnej z cyklu "numerowanych" powieści Świetlickiego. Ostrowski stosuje mimikrę bezczelnie i skutecznie.
Ale jest w tej książce również coś więcej. Jest obraz współczesnej Polski, stojącej absurdem i medialną hucpą. Jest obraz naszych małych i dużych słabości. Autor z dużą swobodą posługuje się słowem i z podziwu godnym uporem ociera się o banał, nigdy jednak nie przekraczając subtelnej granicy. Zwieńczenie akcji wskazuje, że możemy spodziewać się dalszego ciągu, na który z pewnością czytelnicy będą niecierpliwie czekać.