Historia mafijnego "cyngla"
Oto opowieść o mafii w Ameryce. O jej mackach, sięgających szczytów władzy, o jej przemożnych wpływach w związkach zawodowych, o przemocy i zabójstwach na zlecenie. O słynnym przywódcy związkowym, Jimmym Hoffie, i o kulisach jego smutnego końca. Mógłby ktoś powiedzieć: ot, kolejna historia, jakich wiele na księgarskich i filmowych półkach. A jednak nie jest to do końca prawda. To książka oparta na słowach Franka „Irlandczyka” Sheerana, człowieka mafii, przez wiele lat jej specjalisty od "mokrej roboty". Ukazująca od środka ten pozbawiony litości, bezwzględny i w gruncie rzeczy ponury świat. Ukazująca psychikę człowieka mafii, proces narodzin zawodowego mordercy. Chwilami odsłaniająca kulisy wielkiej polityki, na przykład związków Cosa Nostry z rodziną Kennedych. Ujawniająca też inną, brzydką twarz zwycięzców drugiej wojny światowej. Niektóre bowiem ze wspomnień Sheerana mogą budzić szok u większości z nas, przyzwyczajonych do upiększonego, ocenzurowanego przez polityczną poprawność obrazu wybitnych polityków, wojskowych, dzielnych żołnierzy.
Nie jest to lektura przyjemna. Pokazuje proces degenerowania się człowieka, zabijania w sobie wrażliwości, wypłukiwania z siebie empatii dla innych. Uczenia się obojętności wobec cierpienia, życia innych, bezrefleksyjnego wykonywania poleceń „przełożonych”. Sheeran - często nie całkiem świadomie - pokazuje, jak mafijne interesy pozostają ponad wszystkimi innymi zasadami: są ponad lojalnością, przyjaźnią, zaufaniem. Sheeran jest też przykładem powierzchownego, pozbawionego jakiejkolwiek refleksji traktowania religii. Uważający się za katolika mężczyna nie widzi nic złego w stosowaniu przemocy (nawet wobec najbliższych), w zabijaniu, okradaniu, swobodzie seksualnej, wykorzystywaniu słabszych. Wybiera z religii chrześcijańskiej tylko to, co mu w danej chwili odpowiada, jest pewny, że nie obowiązują go podstawowe zasady wiary, którą jakoby wyznaje. Przygodny seks - owszem, ale już nie masturbacja. Zasadnicze przykazanie miłości bliźniego - a cóż to takiego? Bliźnim jest co najwyżej ten, z którym się teraz przyjaźnię lub robię wspólne interesy. Miłość nieprzyjaciół - o tym nasz bohater w życiu nie słyszał. Deklaracje Sheerana przywodzą na myśl ogłaszanie się "dobrymi komunistami" czy socjaldemokratami przez pazernych, cynicznych, pławiących się w luksusach i pogardzających zwykłymi robotnikami prezesów firm czy polityków. To, kim naprawdę jesteśmy, określają nasze czyny, a nie mniej lub bardziej pięknie brzmiące deklaracje.
Książka Słyszałem, że malujesz domy nie jest powieścią. To kryminał napisany przez życie, oparty na bezpośrednich, na ogół cytowanych w nim wprost, rozmowach z mafijnym "cynglem". Charles Brandt ubrał to wszystko w bardzo atrakcyjną formę. Czy koloryzował? Czy przekłamał? Czy wybrał tylko to, co mu odpowiadało? Być może, trudno to ocenić.
Dlaczego Sheeran zdecydował się mówić? Prawdopodobnie dręczyły go wyrzuty sumienia - i to niekoniecznie z powodu życia, jakie wybrał, ale wyborów, które budziły w nim niepokój (np. zdrada przyjaciela). Wiedząc, że nie poniesie żadnej odpowiedzialności prawnej za swoje czyny, ujawnił niektóre szczegóły ze swojego nieprzeciętnego życia. Czytając książkę, mamy momentami wrażenie, że o wielu sprawach facet od "mokrej roboty" nie zdecydował się jednak mówić.
Efekty rozmów i wieloletniej pracy Charlesa Brandta każdy może ocenić sam. Autor książki ma spore doświadczenie w pracy w charakterze prokuratora oskarżającego w procesach o zabójstwo, specjalisty od technik przesłuchań, metody krzyżowego ognia pytań.
Zazwyczaj pierwszą zasadą udanego przesłuchania jest wiara w to, że przesłuchiwany chce się przyznać, nawet jeśli wszystkiemu zaprzecza i kłamie. Tak też było z Frankiem Sheeranem. Poza tym należy sprawić, by przesłuchiwany mówił, i to także nie stanowiło w tym wypadku problemu. Pozwól, by słowa płynęły, a prawda sama wyjdzie na światło dzienne. (s.15)
Podstawowym tematem książki jest niezwykłe życie Franka Sheerana, słusznej postury Irlandczyka, bohatera drugiej wojny światowej. Człowieka, który wychowany jako katolik, przez całe życie zaprzeczał wprost swojej wierze, zwłaszcza wtedy, kiedy został człowiekiem od "mokrej roboty". Patrząc na niego, możemy zajrzeć za kulisy mafijnego życia. Tylko czy naprawdę chcemy zobaczyć dwoistą twarz takich ludzi? Może łatwiej jest patrzeć na nich jako na bandziorów i morderców, nie uświadamiać sobie, że byli rodzicami, dziadkami, przyjaciółmi? Może chcemy ich postrzegać tylko tak, jak katów z obozów koncentracyjnych, gułagów, więzień bezpieki? Jako ludzi bez własnej historii, bez emocji, bez skrawka pozytywnych uczuć czy myśli. Łatwiej jest w przestępcach widzieć tylko zło. Oceniamy ich wtedy jednoznacznie, bez skrupułów.
Wartością książki są rozmaite wspomnienia Sheerana, czasami naprawdę szokujące. Takie, jak uwagi o współpracy rodziny Kennedych z mafią i mafijnym wsparciu przy wyborze JFK na prezydenta, uwagi o zamienieniu przez JFK i jego brata Białego Domu w motel. Wspomnienia z czasów wojny, w których pokazywana jest skala okrucieństwa ze strony żołnierzy alianckich, zabijających często bezbronnych jeńców (wyraźne zachęty do takich działań ze strony gen. Pattona, s. 60), dopuszczających się kradzieży i gwałtów wobec cywilów.
To świetnie napisana, intrygująca książka o przyjaźni i zdradzie, przemocy i pragnieniu lepszego życia. Coś dla tych, którzy próbują raczej zrozumieć, niż tylko jednoznacznie oceniać. Którzy szukają, często złożonych, przyczyn konkretnego postępowania jednostek. Świat i zamieszkujący go ludzie nie są prości i łatwi do zrozumienia. Są tacy tylko w dziełach rozmaitych ideologicznych klasyków. Taki niejednoznaczny, budzący sprzeczne uczucia był właśnie Frank „Irlandczyk” Sheeran.