Ghanezi. Niewielkie państewko, zagubione po środku Afryki, hen, gdzieś obok granicy z Kenią. Rządzone przez lokalnych watażków, szargane wewnętrznymi konfliktami, przeżarte korupcją. W samym środku szalejącej anarchii grupa zachodnich dziennikarzy zamkniętych w postkolonialnym hotelu, zapija (i zabija) nudę podłym alkoholem i seksem w pełnych karaluchów pokojach. Wśród wysłanników gazet tajemniczy Bodrick Robertson, korespondent wojenny New York Timesa, wplątany w pajęczynę lokalnych brudnych interesów.
Tak pokrótce przedstawia się tło akcji najnowszej książki Rafała Dębskiego. Gdzieś w tle przebija się klimat "Konkwisty" czy "Psów wojny", a okraszone to wszystko jest hektolitrami krwi, tonami kaleczonego ludzkiego mięsa i całą rzeką przemocy. Istotne jest zwrócenie uwagi na to, w jaki sposób przeciętny Europejczyk odbiera konflikt, który dzieje się gdzieś na drugim kontynencie (a w zasadzie walki mogłyby się odbywać w sąsiedniej galaktyce), jak mechanizm zła i przemocy jest napędzany przez te same państwa, które później spieszą z pomocą humanitarną i ze spokojem umywają ręce, jak dzisiaj przedstawia się problem rasizmu i czym tak naprawdę jest poprawność polityczna.
W "Słońcu we krwi" mamy wszystko to z czego powinna się składać książka sensacyjna – wartka akcja, wyrazisty bohater, długie palce CIA (ach te wszelakie teorie spiskowe), bandy rewolucjonistów, którzy okazują się zwykłymi gangsterami. Całość oplata się wokół brudnych interesów załatwianych pod płaszczykiem demokracji i idei światowego pokoju.
Może ze względu na przywołanych wcześniej Łysiaka i Forsytha, fabuła "Słońca we krwi" nie budzi mojego entuzjazmu. Robertson jest kimś w rodzaju genetycznej krzyżówki Rambo i płk. Shannona, idealnym żołnierzem wyposażonym w refleks Chucka Norrisa i wrażliwość Aragorna. Na kanwie jego przygód mogła by powstać kolejna edycja gry Delta Force, skorelowana z Mario Brosem. Podobnie jak ten sympatyczny hydraulik, Bodrick, demolując na swej drodze wszystkie przeszkody, przechodzi przez kolejne etapy strasznej gry, by na końcu zmierzyć się ze swym okrutnym przeciwnikiem, który wydaje się być alfą i omegą zła które go otacza. Przeciwnik jest oczywiście chory psychicznie (choć jak wszyscy wariaci twierdzi, że jest zdrowy i realizuje wielką misję), nic tak nie rozczula go jak wieczór z dobrą torturą, a jego jedynym celem od X lat jest unicestwienie naszego głównego bohatera. Do tego dodajemy wątek rodzinny, utraconą miłość, porwaną piękną kobietę i wały trupów które piętrzą się na każdej stronicy i otrzymujemy coś w sam raz na kolejny wieczór, gdy wykończeni wracamy do domu i nie mamy najmniejszej ochoty by przy czytaniu zdobyć się na jakikolwiek wysiłek umysłowy.
Evah i jego przyjaciele znaleźli już siedzibę Szalonego Maga. Teraz pozostało wydobyć od niego informację, gdzie należy szukać siedziby Żelaznego Kruka...
Kto tak naprawdę stoi za tragedią w Biesłanie? Żołnierze, terroryści, bojownicy o wolność, podwójni agenci i odpowiedni ludzie na stanowiskach. Rafał Dębski...