Karolina Morawiecka rozpoczyna kolejną serię kryminalną, opierającą się na koncepcie sprytnej starszej pani z przywarami, której świat dla świętego spokoju kłania się w pas, a właściwie stara się omijać ją szerokim łukiem, bowiem jako osoba dociekliwa i mocno skoncentrowana na sobie jest niebezpieczna zarówno dla potencjalnych okolicznych morderców, jak i dla zwykłych, niewinnych sąsiadów.
Zażywna wdowa po aptekarzu rusza do boju, bowiem gdy w Pieskowej Skale ginie kelnerka, sprawa śmierci dziewczyny urasta do rangi wydarzenia, które może odmienić los społeczności, a mieszkającą tu dopiero od kilku lat Morawiecką wynieść na wyżyny lokalnych sław – tej zaś okazji skądinąd sympatyczna aptekarzowa nie zamierza przepuścić.
Do pomocy dostaje, przypadkowo i celowo, zakonnicę oraz średnio rozgarniętego, za to niezwykle posłusznego policjanta. Model sprawdzony i popularny, zatem w tym zakresie o jakichkolwiek nowościach w powieściach Morawieckiej mowy być nie może. Aby jednak całość podlać bardziej interesującym (dla czytelniczek) sosem, dociekliwa pani Karolina tyle samo czasu spędza na dumaniu o zbrodni, co w kuchni, przeplatając dochodzenie kulinarnymi propozycjami, które wypełniają czytelnikom chwilami nieco zbyt rozciągnięte miejsca pomiędzy kolejnymi odkryciami.
Morawiecka doskonale kreuje swoje postaci – są wyraziste, mocno zaakcentowane, bardzo „swojskie” z ich wadami i przerysowaniem, typowym dla bohaterów kryminałów Joanny Chmielewskiej. Tło powieściowe jest spójne, odpowiada potrzebom stworzonych postaci, nawet ze swoją miejscami nadmierną „przaśnością”, nie razi i nie męczy. Można mieć czasami wątpliwości, czy to jeszcze kryminał, czy już książka kucharska, ale taka jest konwencja tej powieści i można do tego przywyknąć, a nawet co nieco skorzystać.
Słabiej wypada sama intryga. O ile samo zabójstwo wydaje się uzasadnione, tak jego dodatkowe okoliczności (nie mogę napisać, które dokładnie, sami Państwo muszą sprawdzić) budzą sprzeciw. Zresztą sama Morawiecka tuszuje te niejasności, zapełniając kolejne strony przepisami na kawę i makarony, aby znów było miło i smakowicie, a mało logiczne działania bohaterów nie rozpraszały czytelnika. W ostateczności motywy zbrodni, jak i ona sama, okazują się mało wyszukane, są przyziemne jak zapewne przyziemne jest życie mieszkańców Wielmoży, których od dramatu ratuje mieszkająca od niedawna aptekarzowa i zakonnica prosto z Krakowa, bez których lokalne władze nigdy nie odkryłyby sprawcy.
I jeszcze dwa słowa o okładce. Idealna, można by rzec: doskonała. W zalewie burych i nieudanych pomysłów na promocję współczesnych kryminałów wydawnictwo LIRA trafiło w dziesiątkę. Piękna i budząca pozytywne skojarzenia, czyli pasująca do zawartości książki. Nie sposób pominąć tej powieści podczas wizyty w księgarni.
Sama lektura – dla amatorów.
Zagrażająca życiu skłonność do łakoci zmusza Karolinę Morawiecką, wdowę po aptekarzu, do ćwiczeń fizycznych. Z pomocą przychodzi jej znajoma siostra zakonna...