Myśląc o straszliwych zbrodniach wojennych, jakich dopuszczali się hitlerowcy, o ludobójstwach, zburzonych miastach, obozach koncentracyjnych, łatwo można zapomnieć o jednej, jaką była kradzież i wywózka najwybitniejszych dzieł sztuki europejskiej. Wiele z nich zdołano odnaleźć – czasem w Niemczech czy Ameryce, większość w Związku Radzieckim, ale wciąż liczne dzieła najbardziej znanych artystów pozostają nieodkryte. Może znalazły miejsce w kolekcjach prywatnych, może na dnie jezior lub w zasypanym szybie kopalnianym, a może zostały doszczętnie zniszczone w czasie wojennej zawieruchy. Na tropie najbardziej interesujących "okazów" znalazł się Leszek Adamczewski, autor wielu książek o tajnych zamierzeniach III Rzeszy, a swoje najnowsze odkrycia opisuje w książce „Skarby w cieniu swastyki”.
Nie jest to opowieść w stylu Indiany Jonesa; większość poszukiwań to żmudne przekopywanie się przez wywiady z ciekawymi ludźmi, archiwa, dokumenty telewizyjne i mniej lub bardziej kombatanckie opowieści. A tematyka tych opowieści jest najrozmaitsza – od Bursztynowej Komnaty, której obecne miejsca przebywania są starannie sprawdzane, przez wywożone ze Szczecina i Gdańska obrazy i rzeźby, po sfałszowane brytyjskie funty pływające po austriackich rzekach. Adamczewski stara się pokazać nie tylko najbardziej interesujące historie ukrywanych czy kradzionych przez nazistów skarbów, ale także sposoby i metody ich poszukiwania.
Słowami kluczowymi są tutaj "stara" i "się". Bo, pomimo zaiste interesującej tematyki, wcale nie zahaczającej o fantastykę i teorie spiskowe, książka Adamczewskiego jest trudna do przyjęcia i czytania. Wydaje się, jakby autor chciał umieścić zbyt wiele znalezionych faktów i ciekawostek w obrębie jednej historii – wprowadza więc całkowicie oderwane od tematu dygresje, wtrąca w środek akapitu zdania, które nie mają żadnej styczności z jego treścią, wrzuca w zupełnie niespodziewanych i dziwacznych miejscach opisy ludzi i wydarzeń nijak się mające od tego, o czym jest akurat mowa. A jeśli już ktoś przedrze się przez ten językowo zarośnięty chwastami gąszcz najdziwniejszych historii, dostrzeże też liczne logiczne lapsusy i urywane lub całkowicie odwrócone związki przyczynowo-skutkowe. Aż zaskakujące, że skądinąd krytycznie odnoszący się do źródeł Adamczewski wykazuje taki stopnień niedbałości.
Nie jest jednak tak źle, jak by mogło się na pierwszy rzut oka wydawać – „Skarby…” obfitują w całkiem interesujące i udokumentowane historie wielu znanych polskich i niemieckich zabytków, takich jak chociażby „Sąd Ostateczny” Hansa Memlinga. Interesujące są też opowieści na temat samego poszukiwania skarbów, zgodnie z dewizą o króliczku, którego wcale nie trzeba złapać. Adamczewski dokopuje się do licznych źródeł pierwotnych i to z nich stara się sklecić opowieści o zabytkach, zamiast opierać się, jak bywało w poprzednich jego książkach, na filmach z Discovery Channel.
Summa summarum, „Skarby w cieniu swastyki” to książka raczej dla miłośników poszukiwania skarbów i innych historycznych poszukiwań. Czytelnicy szukający rozległej i naukowej pracy systematyzującej trochę problematykę nazistowskiego umiłowania do cudzych dzieł sztuki będą na pewno zawiedzeni. Choć obfitująca w interesujące opowieści, książka poprzez pewną mętność i chaotyczność raczej nie trafi do przekonania większości czytelnikom.
Leszek Adamczewski, poznański pisarz i dziennikarz, autor takich książek jak „Pierwszy błysk” i „Skarby w cieniu swastyki” w swojej...
Od Stettina do Szczecina, czyli wojenne dramaty prowincji pomorskiej Trzeciej Rzeszy. W międzywojennym Stettinie Polaków można było policzyć na palcach...