Poczet polskich królów wydaje się raz na zawsze ustalony, a sami władcy wyglądają, jakby urodzili się po to, by władać krajem. Wyglądają dumnie i godnie. Zresztą, tak są przedstawiani podczas lekcji historii. Nie mówi się o tym, że dochodzili do władzy, bo gwałcili, mordowali swoich braci, oszukiwali, kłamali… Nie, o tym się nie wspomina.
Andrzej Zieliński postanowił "odbrązowić" nieco naszych władców, ukazując ich prawdziwe, nie zawsze uczciwe twarze. Władza jest jednym z najsilniejszych bodźców do działania. By ją zdobyć, ludzie uciekają się do najgorszych zbrodni. Mamy tu zatem przegląd naszych włodarzy, począwszy od Mieszka, a skończywszy na ostatnim z królów. Do korony można było dojść na różne sposoby. Najprostszy to bezpośrednia sukcesja syna lub córki po zmarłych lub ustępujących królewskich rodzicach. Czasem zdobywano ją przez królobójstwo. Znacznie później w wyniku wolnej elekcji. Ale był jeszcze jeden sposób uzyskania korony. Można ją było kupić w Stolicy Apostolskiej. Jaka była jej cena? Nie wiadomo. Prawdopodobnie tradycyjne "co łaska", które w praktyce oznaczało, że królem zostawał ten, kto dawał najwięcej. Za każdym zresztą razem do Rzymu udawały się poselstwa (z darami), by "poświęcić" koronę. Czasem trzeba było wymóc na papieżu unieważnienie poprzedniego małżeństwa, jak w przypadku królowej Jadwigi, córki Ludwika Andegaweńskiego. Została ona poślubiona w wieku czterech lat austriackiemu księciu Wilhelmowi. Razem mieli w przyszłości objąć tron polski. Plan wydawał się dobry, gdyby nie "knucie" polskich oligarchów, którzy patrzyli perspektywicznie na wschód. Litwą władał niejaki Jagiełło. Aby połączyć oba kraje, konieczny był ślub. Jadwiga była młodziutką, bo dwunastoletnią królową. Ale miała już męża. Należało tylko nie dopuścić do skonsumowania związku i doprowadzić do unieważnienia małżeństwa. Udało się. Przekonano papieża o wyższej konieczności chrystianizacji Litwy. I tak młoda królowa poślubiła podstarzałego litewskiego księcia, którego nigdy nie kochała, co więcej - nie była w stanie się z nim porozumieć. Oboje dopiero uczyli się polskiego. Urodziła mu córkę dopiero kilkanaście lat później. Król ożenił się jeszcze kilkakrotnie, by móc przedłużyć dynastię. Autor zresztą znacznie dokładniej opisuje tę historię, zwracając uwagę na takie szczegóły, jak wyścig z czasem i celowe pomylenie dat w dokumentach, by nie dopuścić do cielesnego zbliżenia Jadwigi z Wilhelmem. Fakt, że królowa przez współczesnych była uważana za bigamistkę nie przeszkodził jej później zostać świętą. W walce o władzę liczą się efekty, a nie pokrętna droga do nich. Andrzej Zieliński opowiada także o Kazimierzu Wielkim, który w młodości nie stronił od cielesnych uciech. Jego gwałt, dokonany na węgierskiej księżniczce Klarze Zach, doprowadził do wymordowania całej jej rodziny. Wszystko po to, by Zachowie nie mogli się mścić. Samą księżniczkę ukarano okaleczeniem…
Książka Andrzeja Zielińskiego, choć ma charakter historyczny, jest także niemal kryminałem sensacyjnym. Wybryki koronowanych głów jasno pokazują, że to, co dziś robią posłowie, jest tak naprawdę zabawą w piaskownicy i zupełnie nie jest warte naszej uwagi. Stosunki rodzinne były niczym wobec tego, co działo się w królewskich i książęcych alkowach. Zdrady, uwięzienia, odtrącenia, a nawet morderstwa zdarzały się tam częściej niż konflikty braterskie. By zaspokoić swoje pragnienia, władcy posuwali się czasem poza granicę prawa, jakiekolwiek by ono nie było. Z pewnością publikacja Zielińskiego odsłania przede wszystkim ciemną stronę polskiej Korony. Z drugiej strony jednak uświadamia, że na tronach zasiadali ludzie, a nie święci.
Pierwsze stulecie polskiej państwowości pełne było wydarzeń, o których nie zawsze prawdziwie pisali najstarsi polscy kronikarze. Gdyby nie coraz bardziej...
Pierwsze stulecie polskiej państwowości pełne było wydarzeń, o których nie zawsze prawdziwie pisali najstarsi polscy kronikarze. Gdyby nie coraz bardziej...