Dwoistość natury wiatru
Zamykam oczy i widzę twarze niczym z obrazów Brueghla, krzyczące bezgłośnie i wijące się w cierpieniu, w ogniu piekielnym. Zamykam oczy i widzę serwis z delikatnej, miśnieńskiej porcelany - tak kruchy, że aż strach go dotknąć. Zamykam oczy i widzę białą kotkę, przeciągającą się w niemym zachwycie nad światem i nad sobą. Nagle podnosi się z kanapy i szybkim, zwinnym ruchem wskakuje mi na kolana. Patrzy mi prosto w twarz. Ma ludzkie oczy …
Czy ja śnię? Może zatonęłam w eterycznej, delikatnej jak jedwab, a jednocześnie skrwawionej bólem książce „Skąd wieje wiatr” Mai Margasińskiej. Trudno uwierzyć, że tak piękna, mądra i dojrzała książka może być debiutem autorki, choć jej świetność i ulotność przekonują największego niedowiarka. Niby prosta historia – mężczyzna o duszy mrocznej jak piekło i czystej jak niebo zarazem oraz kilka kobiet, rozpiętych na pajęczynie wzajemnych powiązań i zależności. Jednak sposób, w jaki Margasińska wprowadza nas w skomplikowane losy bohaterów, starannie dobrane słowa brzmiące niczym poezja i melodyjność każdego zdania sprawiają, że książka wprowadza ciało w stan dziwnego drżenia.
Może podobnie jak Ola , Milena, Julia i Lena podświadomie czekamy na Niego?
Alek wyszedł tylko po papierosy i nie wrócił. Jego narzeczona, Janka, odchodzi od zmysłów i organizuje szeroko zakrojone poszukiwania. Miasta oklejone są plakatami z apelem o pomoc, a z nich spoglądają żywe, trochę zamyślone oczy Alka. W te oczy wpatruje się Julia, matka jego dziecka i kobieta, dla której historia romansu z tajemniczym Aleksem Leśniewskim nie miała happy endu. Tylko Rawka, której srebrzyste, zimne wody obmywały ich miłość, może zaszemrać, jak bardzo go kochała. Tylko cztery ściany mieszkania i siniaki na jej twarzy mogą zaświadczyć, jak bardzo powinna nim pogardzać. Julia nie będzie szukała Alka, w przeciwieństwie do Olgi, jego bliźniaczej siostry, ofiary jego egoizmu i zaborczej miłości matki do syna. Zawsze w cieniu brata, zawsze niepewna siebie, niepewna swoich uczuć do Mirona, z drżącym sercem wsłuchuje się w szept rodzicielki: „George” .
Kim jest ów George, zastanawia się również Milena Radziejowicz, której mąż oddala się coraz bardziej, pogrążając się w sobie i… w śnie. Pojawia się Narzeczona, wyprężając ciało w ekstatycznym uniesieniu, zaspokajając Jerzego i kojąc jego lęki. Jerzego czy George'a? Czy psychodeliczny trójkąt z niematerialną istotą ma sens?
To wszystko obserwuje Lena, młoda studentka z białym kotem na kolanach, futrzakiem o imieniu Mimi, rodem z „La Boheme” Pucciniego. Czy to jej kotka, czy niesamowitej Lili Motyl, zakochanej w mężczyźnie ze snów?
Książka „Skąd wieje wiatr” jest niczym senne marzenie, tajemnicze i ulotne jak wiatr. Trzeba doczytać opowieść do końca, uchwycić tę niewidzialną nić spajającą strony i bohaterów, zanim wymknie się nam do końca jak Alek. A może raczej jak wiatr, który poruszając delikatnie gałęziami drzew, szepce, ze mamy do czynienia z książką wyjątkową. Historią, która uwodzi duszę …