Wesaliusz to flamandzki uczony, twórca współczesnej anatomii, którego dzieła po dziś dzień cieszą się ogromnym zainteresowaniem i popularnością. Legenda głosi, że poza oficjalnymi siedmioma księgami Budowy ludzkiego ciała istnieje jeszcze jedna – ósma – nikomu nieznana, za to kluczowa dla możliwości leczenia wielu przypadłości.
Wokół takiej właśnie zagadki osnuta została fabuła Sekretu Wesaliusza, książki aspirującej do miana "nowego Cienia wiatru". Tym, co faktycznie łączy obie publikacje, jest gatunek – obie są powieściami przygodowymi z wątkiem historycznym w tle, wokół którego zbudowano główną intrygę. Na tym jednak podobieństwa się kończą – brakuje bowiem zarówno niezwykłej lekkości pióra kojarzonej z Carlosem Ruizem Zafonem, jak i zdolności do realnego przykuwania uwagi czytelnika. Nie wspominam nawet o klimacie miasta, którego tutaj praktycznie nie ma, a który w Cieniu wiatru był niezapomniany.
Sama akcja rozgrywa się pod koniec XIX wieku, w 1888 roku w Barcelonie. Miasto żyje zbliżającą się wielkimi krokami Wystawą Światową, za której przygotowanie pod względem technicznym odpowiada jeden z bohaterów. Niestety, wydarzenia rozgrywające się w mieście stawiają organizatorów w dość trudnym położeniu – gdy coraz częściej odnajdywane zostają zmasakrowane zwłoki młodych kobiet, zbrodnie coraz trudniej wyciszyć, a przerażeni mieszkańcy w sprawcy tychże widzą GOS NEGRO, legendarnego, niosącego klątwę siewcę zła.
Na krótko przed wystawą do miasta przybywa Daniel Amatt, młody naukowiec, syn właśnie zmarłego wybitnego lekarza. Wydaje się, że mężczyzna pojawi się jedynie na pogrzebie i szybko powróci do swoich obowiązków, jednak ziarno niepewności zasiane w nim przez dziennikarza Bernata Fleixa, sugerującego, że śmierć doktora nie nastąpiła z przyczyn naturalnych sprawia, że bohater postanawia na własną rękę dociec prawdziwości jego podejrzeń. Oczywiście z pismakiem u boku. I, jak się łatwo domyślić, bohaterowie wpadną na trop zabójcy i zmuszeni będą zmierzyć się z własnymi demonami. Wszystko po to, by dowiedzieć się jakie naprawdę mroki skrywa dziewiętnastowieczna Barcelona i co wspólnego ma z dramatycznymi wydarzeniami zbliżająca się Wystawa Światowa.
Jordi Llobregat utkał historię, w której zagadka bardzo płynnie balansuje między przeszłością a współczesnością głównych bohaterów. Dzięki temu Wesaliusz staje się postacią w pewnym sensie bliską książkowym postaciom, a jego poczynania okazują się niezwykle istotne dla fabuły.
Choć całość ma zadatki na kapitalną powieść przygodową, w książkę dość trudno się wgryźć – klimat Barcelony nie jest oddany tak, jak można by oczekiwać (tak naprawdę akcja mogłaby z takim samym powodzeniem toczyć się w dowolnym miejscu na świecie), narracja nie wciąga od razu, trzeba się przez nią przedzierać, a i sam język oraz konstrukcja nie stoją na najwyższym poziomie.
Powieść ma jednak zasadniczą zaletę – zagadka pomyślana została naprawdę zmyślnie, powodując, że przyjemność płynąca z lektury jest niekwestionowana. Książka spodoba się miłośnikom gatunku i osobom chętnie odkrywającym zagadki przeszłości. Choćby te miały wciąż pozostawać w sferze legend.