Bywa, że zazdrościmy bohaterom literackim – przygód, odwagi, ogromnych możliwości. Pewnie wielu z przyjemnością byśmy poznali, a do rzeczywistości niektórych chętnie byśmy się nawet przenieśli.
Nadia Ghulam do tego grona nie należy.
Trudno byłoby znaleźć osobę, która chciałaby się z nią zamienić swym życiem. Dlaczego? Powody mogą być różne, jak choćby ten, że historia bohaterki Sekretu mojego turbanu jest prawdziwa, a - co za tym idzie - nie zawsze dobrze się kończy. Nie ma tu magii, heroicznych scen, ani romantycznych uniesień. Są za to trudy, samotność, ból, zbyt szybka dorosłość, nagle przerwana miłość i przyjaźń, której trzeba się wyrzec. Całkiem sporo jak na jedną dziewczynkę, prawda? A to jeszcze nie wszystko – nie można przecież pominąć problemu podwójnej tożsamości…
Cała historia Nadii na ludziach wywodzących się z zachodniej cywilizacji może sprawiać wrażenie dziwnej, nie do końca zrozumiałej i bardzo odległej. Bo czym właściwie jest dla nich wojna w Afganistanie? Popularnym hasłem, przywoływanym w mediach w jednym tylko kontekście: odnośnie do liczby wysyłanych tam żołnierzy. A przecież to nie tylko obszar walk i stacjonowania wojsk, ale także miejsce życia, dorastania, marzeń. Miejsce, gdzie – tak jak wszędzie indziej – ludzie zawierają małżeństwa, jedzą, śpią, pracują, rodzą i wychowują dzieci. Jednym z takich dzieci była właśnie Nadia, pochodząca ze stosunkowo dobrze sytuowanej rodziny, dorastająca wraz z bratem i dwiema małymi siostrami. Pod wieloma względami przypominała swoich rówieśników rozsianych po całym świecie.
Tylko że pewnego dnia na jej dom spadła bomba.
Choć po tym wypadku Nadii nie dawano szans, przeżyła. Później jeszcze wielokrotnie, dzień po dniu, potwierdzała swą siłę i odwagę, dźwigając ciężar odmienności i odrzucenia, jakie wywoływało pokiereszowane ciało, wykonując niedostosowane do jej wieku i możliwości obowiązki oraz przyjmując imię zmarłego brata, by zapewnić swej rodzinie choćby podstawowe środki do życia (pod rządami talibów kobiety nie mogły pracować, uczyć się, chodzić do lekarza itp.). Gdy dorosła, a w kraju obalono reżim, stała się obiektem zainteresowania zachodnich dziennikarzy, z których tylko niewielu chciało jej naprawdę pomóc – dla większości stanowiła atrakcję, ciekawostkę, nie posiadającą żadnych praw i uczuć. Przetrwała i to. Co dalej? Czy Nadia doczekała się w końcu happy endu?
Na to pytanie nie znajdziemy satysfakcjonującej odpowiedzi. Czy warto zatem sięgać po tę książkę i próbować zrozumieć Sekret mojego turbanu? Być może tak – zwłaszcza, jeśli pragniemy wysłuchać historii Nadii, dowiedzieć się nieco więcej o muzułmańskich zwyczajach, afgańskiej kulturze i ludziach, żyjących zupełnie inaczej niż my. Jednak ci, którzy lubują się w dobrej prozie, raczej dość szybko zrezygnują z lektury, gdyż pod względem stylu i formy Sekret mojego turbanu pozostawia sporo do życzenia. Być może przyczyna tego faktu leży w zbytniej, choć zdecydowanie niedoskonałej, fabularyzacji treści – w jej efekcie książka nie przypomina ani autobiografii, ani naprawdę wciągającej powieści. A szkoda, bo choć niegodne pozazdroszczenia, życie Nadii jest naprawdę ciekawe.