Czym właściwie jest kaizen? To japońska filozofia. Polega ona na robieniu pewnych rzeczy „małymi kroczkami” i sprawdza się rewelacyjnie w zakładach pracy. Oto przykład: osoba pracująca przy komputerze musi za każdym razem wstawać i sięgać wysoko po segregatory czy dokumenty. Zgłasza to za pomocą wniosku kaizen i jej stanowisko pracy zostaje udoskonalone poprzez zapewnienie jej lepszego dostępu do potrzebnych dokumentów. Następnego dnia inny pracownik stwierdza, że oświetlenie jest niezbyt komfortowe. Również zgłasza to, a osoby za to odpowiedzialne zmieniają położenie lampy. Chodzi o to, by nie burzyć całego biurowca czy hali produkcyjnej, ale doskonalić ją przy niewielkich nakładach finansowych (nie kupujemy nowej lampy czy szafki, a tylko tę starą próbujemy nieco zmodyfikować), w sposób przemyślany (dlatego to właśnie osoba, która pracuje na danym stanowisku wie i zgłasza, co należy zmienić).
W ten sam sposób możemy zmienić nap rzykład wystrój naszego salonu. Po co mamy wszystko burzyć, wyrzucać, kupować nowe sprzęty? Może czasem wystarczy zmienić położenie mebli, szafkę pomalować, inną - zmienić techniką decoupage’u i już mamy inne pomieszczenie?
A jak ma się kaizen do schudnięcia?
Autor, Jarosław Gibas, pisze, że przez wiele lat próbował się odchudzać. Stosował najróżniejsze diety odchudzające, wyczerpujący wysiłek fizyczny, a skutek był taki, że w kilka lat przybyło mu 25 kg. Dlaczego? Ponieważ, stosując jakąś dietę, za każdym razem czekał na schudnięcie. I gdy tylko schudł kilka kilogramów i zmieścił się w ulubione dżinsy, następowało „rozluźnienie” i pozwalał sobie na piwo, coś słodkiego itp. A organizm, który przez kilka miesięcy był katowany monotonną dietą, gdy tylko otrzymał „coś pysznego”, natychmiast odładał to na „gorsze czasy” w formie kolejnej "oponki", gdyby osoba ta znów zaczęła się odchudzać. I tak Gibas zamiast być szczupłym, stawał się grubszy niż przed przejściem na dietę. To właśnie efekt jo–jo.
Odchudzanie z kaizen z pewnością nie jest typową dietą. To zmiana stylu życia - ale nie nagła, lecz właśnie „małymi kroczkami”.
Przykład? Proszę bardzo:
Codziennie słodzimy herbatę: 2 łyżeczki. Zatem dziś posłodzimy ją odrobinę słabiej. Organizm tego zupełnie nie odczuje, a my kolejnego dnia znów mniej wsypiemy do herbaty. I tak, nawet nie wiadomo, kiedy, przestaniemy słodzić, nasze kubki smakowe przyzwyczają się do smaku gorzkiej herbaty i nawet stwierdzimy, że dopiero teraz czujemy jej prawdziwy smak. Autor, prócz zaprezentowania zalet metody, pokazuje także, jak uniknąć podjadania z lodówki oraz innych pułapek związanych z tradycyjną dietą. Nie będę tu zdradzać wszystkich sztuczek, które autor przedstawił swym czytelnikom, ale wiele z nich jest naprawdę zaskakujących i skłania do myślenia. Po co katować się zatem dietami, które i tak niewiele dają (poza kolejnymi zbędnymi kilogramami), skoro można w sposób łatwy i przyjemny dokonać rzeczy naprawdę wielkich?
Książka ta powinna trafić nie tylko w ręce osób, które chcą schudnąć. Także ludzie szczupli mogą z niej w pewien sposób skorzystać i kilka „sztuczek” wprowadzić w życie.
Sprawdzam ceny dla ciebie ...