"Schodów się nie pali" to zbiór jedenastu reportaży. Poznajemy w nich losy zarówno postaci znanych (Wanda Rutkiewicz, Grzegorz Przemyk), jak i zupełnie do tej pory anonimowych. Śledzimy na przykład dzieje małego Mateuszka, który w wyniku wady genetycznej urodził się potwornie oszpecony, w związku z czym matka zrzekła się go po porodzie, ale dzięki wspaniałym kobietom znalazł ciepły dom. Kibicujemy w duchu rodzeństwu, które zostało rozdzielone. Odkrywamy kulisy losu dziewczyn, które wyemigrowały za pracą i stają się prostytutkami. Usiłujemy razem z nieszczęsną matką dociec, co skłoniło młodą dziewczynę, która trafiła do sekty, do samobójstwa. To tylko kilka przykładów.
Styl jest pozornie chłodny i beznamiętny. Jest jednak w nich coś, co porusza do głębi. Autor bardzo umiejętnie dobiera wydarzenia czy wypowiedzi bohaterów. Wstrząsające wrażenie robi już pierwszy reportaż- o matce zaginionej od 1992 r. Wandy Rutkiewicz. Nie wierzy ona w śmierć córki. Cały czas uważa, że ona wróci. Nadzieję czerpie z "dziwnych ksiąg" Żywej Etyki Agni Jogi. Tam czyta między innymi:
"W pobliżu Kangczendzongi (góry, na której zaginęła Wanda Rutkiewicz- przypis autorki recenzji) rozsuwają się skały. Wejście do pieczary jest z początku wąskie. Potem rozszerza się w całe miasto. To Centrum, które utrzymuje ognistą równowagę planety. Tam trafiają Wybrani, ci z wysokim poziomem energii ognistej. Rzadko kto stamtąd wraca. Ale bywają tacy: Jezus wrócił na Golgotę, święty Franciszek do Asyżu, Joanna d'Arc do Rouen."
Podtrzymaniu nadziei służy także magia siódemki, uważanej przez wiele osób za szczęśliwą liczbę. Oddajmy głos matce Wandy:
"Siedem razy siedem- czterdzieści dziewięć lat miała Wanda, gdy była blisko głównego wierzchołka Kangczendzongi. Nie wiemy, czy go zdobyła. (...) Wanda zaginęła 12 maja, siedem lat temu. Jeśli teraz nie wróci, nie szkodzi. To znaczy, że jeszcze nie czas. Że jeszcze muszę czuwać".
Równie pełni nadziei są ludzie z innego reportażu, którzy czekają na jakąkolwiek wiadomość od swoich bliskich zaginionych bez wieści. Ale nie zawsze jest tak optymistycznie. Równie często jak nadzieja pojawiają się obrazy ludzkiego okrucieństwa. Przyjrzyjmy się choćby reakcjom osób, które po obejrzeniu telewizyjnego reportażu dowiadują się, że blisko nich mieszka wspomniany już przeze mnie straszliwie oszpecony przez chorobę Mateuszek:
"W telewizji mówili, że u was ten potwór był.
Opiekunki na to:- No, był. Wcześniej go nie widzieliście?
Ktoś miał niepokój w głosie:- Ta pielęgniarka tutaj blisko mieszka.
Opiekunki potwierdziły:- Na sąsiedniej ulicy.
Ludzie (już cała grupka) przytaknęli:- No właśnie, blisko.
Ktoś powiedział: - Teraz to on jest pod kontrolą.
- Ale co będzie, kiedy dorośnie?- zapytali.
Ktoś podsumował:- Trzeba mur wokół domu postawić, wnuki schować."
Bezwzględna jest też przywódczyni sekty, w której młoda dziewczyna popełnia samobójstwo. Wyrzuca zrozpaczoną matkę z sali, po czym jakby nigdy nic wraca do przekazywania wiernym natchnionych nauk. Pełen brutalności jest też opis losu młodocianych prostytutek. Większość z nich była przekonana, że jedzie za granicę za pracą. Zdarzają się jednak takie, jak Marina, które wiedzą, czym się naprawdę będą zajmować. Marina zresztą bezwzględności uczyła się od dziecka. Przykładem może być choćby scena z udziałem jej babci:
"Teraz razem z wnuczką łapie kurę na rosół (chyba jest niedziela). Biała kura już leży na pniu, siwa kobieta bierze siekierę, przymierza się, uderza perfekcyjnie. Kura nie ma głowy, ale się szamocze. - Puść ją, puść!- krzyczy dziewczynka z warkoczykami. (...) Wreszcie- tuż przy stopach dziewczynki- koniec kurzych konwulsji: ostatnie drżenie pazurów. Dziewczynka jest zawiedziona, że widowisko trwa tak krótko. - Głupi pomysł- krzywi się babcia.- Będzie rosół z piachem".
Wielką zaletą reportaży jest obiektywizm i unikanie czarno- białej kolorystyki. Znane osoby (Rutkiewicz, Przemyka, Stachurę) poznajemy nie jako legendy, ale jako zwykłych ludzi, którzy mają różne słabości. Nie są pomnikami, lecz istotami z krwi i kości.
Podsumowując: książka jest przykładem świetnie wykonanej dziennikarskiej pracy. Te reportaże nikogo nie pozostawią obojętnym. Polecam.
Kalina Beluch