Opowieść legendarno-historyczna o wybitnym rodzie Słonimskich
Jestem współczesnym wariantem Obłomowa […]. Jeśli czegoś nie lubię, nie zrobię tego za żadne pieniądze. Robienie pieniędzy to zresztą kłopot Rothschildów, specjalnością Słonimskich od pokoleń była filozofia i czysta matematyka, literatura i muzyka.
Tak o sobie i swoich przodkach mówił kompozytor, muzykolog, pianista i profesor konserwatorium petersburskiego − Siergiej Słonimski, do dziennikarki Anny Żebrowskiej, która go odwiedziła w Petersburgu. Wyznał jej szczerze: − Odziedziczyłem także inteligencką nieumiejętność radzenia sobie w sprawach codziennych i niepraktyczność Słonimskich. Ani willi, ani samochodu, ani kapitału – nic nie mam. Siergiej Słonimski jest synem radzieckiego pisarza Michaiła Słonimskiego, bratankiem amerykańskiego muzykologa Nicolasa Slonimsky’ego i polskiego poety Antoniego Słonimskiego, a dla francuskiego genetyka Piotra Słonimskiego jest bratem stryjecznym. Już taka lapidarna charakterystyka rodzinnych koligacji uświadamia czytelnikowi, jakież to nietuzinkowe, niepowtarzalne osobowości tworzą ten (używając porównania Anny Żebrowskiej) baobab genealogiczny.
Antoni Słonimski wywodził się z rodu, który jest prawdziwą wylęgarnią geniuszów: matematyków, odkrywców, muzyków, pisarzy. Książka Janiny Kumanieckiej to swoisty patchwork. Kompozycja jej uszyta jest z pasjonujących opowieści o poszczególnych członkach legendarnej rodziny. Przeplatając się nawzajem, układają się nie tylko w harmonijne połączenie stylów i głosów dziennikarskich i publicystycznych, ale przede wszystkim - w utwór o prawdziwie epickim rozmachu.
Jak informuje autorka, na publikację, która powstała z inicjatywy redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” Adama Michnika, składają się cztery artykuły opublikowane na łamach tego dziennika, jak również szkice uzupełniające zebrane już informacje, popełnione specjalnie dla potrzeb tej książki. Godne podziwu są talent i praca, jaką musieli wykonać autorzy tekstów, aby stworzyć takie kunsztowne i bogate w liczne ciekawostki "biogramy".
Sagę otwierają krótka wzmianka o wypadku samochodowym, który stał się przyczyną śmierci Antoniego Słonimskiego, oraz portret poety nakreślony przez Adama Michnika. W latach 70. w kawiarni Marca przy placu Trzech Krzyży Słonimski zaproponował młodemu Michnikowi, który niedawno wyszedł z więzienia, sekretarzowanie. Jak podkreśla Michnik, poeta był niezwykle dumny z chwalebnych kart dziejów własnej rodziny i często przywoływał znakomitych wynalazców i artystów, od których się wywodził. Pradziad Abraham Stern był wybitnym mechanikiem, uczonym, znawcą Talmudu, wynalazcą machiny rachunkowej (pierwszej maszyny do liczenia), do której zaprezentowania zaprosił go car Aleksander I (także parający się nauką). Jego nietuzinkowe zdolności matematyczne dostrzegł też Stanisław Staszic, który wprowadził go do Królewskiego Towarzystwa Nauk, co ma tym większe znaczenie, że Staszic bynajmniej Żydów nie kochał. Córka Abrahama Sterna poślubiła innego wybitnego uczonego – Chaima Zeliga Słonimskiego. Był on genialnym astronomem i matematykiem. Dwanaście lat przed Stirnesem i piętnaście przed Edisonem wynalazł elektryczny telegraf, ale nigdy nie opublikował wyników tych badań, w związku z czym to nie dziadkowi poety przypisuje się to przełomowe odkrycie. Po prostu nigdy nie przyszło mu do głowy, aby opatentować swój wynalazek albo choćby rozreklamować. O jego braku zmysłu praktycznego krążą wywołujące uśmiech rodzinne legendy, które są obficie przytoczone w książce.
Z oczywistych powodów sporo miejsca w książce zajmują szkice o barwnym życiu i twórczości Antoniego Słonimskiego. I chociaż nie dowiemy się z nich raczej niczego nowego o poecie, to jednak pewne szczegóły są wielce zaskakujące. Na życiorys Słonimskiego składa się bowiem mnóstwo paradoksów, a osobowość poety była pełna kontrastów. Zapewne mało kto wie, że był on zdolnym plastykiem, a swoje prace z powodzeniem przed wojną wystawiał. Ale jeszcze ciekawsze jest to, że poeta jest osobliwym przykładem intelektualisty bez… matury! Tak, tak! Janina Kumaniecka wspomina moment, gdy jako świeżo upieczona maturzystka pojechała z matką do pałacu Radziwiłłów w Nieborowie, gdzie Antoni Słonimski pogratulował jej, mówiąc: Dokonała pani tego, co mnie nigdy się nie udało.
Pełne zabawnych anegdot są także portrety kuzynów poety z rosyjskiej gałęzi rodziny. Największą sławę osiągnęli Nicolas, który został amerykańskim muzykologiem, leksykografem, kompozytorem i dyrygentem, oraz przyszły radziecki pisarz Michaił. Córka Nicolasa wspomina, że nie miała łatwego dzieciństwa z powodu imienia, które jej wymyślił ojciec (Electra), oraz o tym, jak nalegał, aby rozmawiała z nim wyłącznie po łacinie. Opowiada także, że w ich bostońskim domu nigdy nie było pieniędzy, bo w jej ojcu odzywały się nawyki inteligencji petersburskiej – wszechstronnie uzdolnionych obiboków. Autor tekstu opowiadającego o Nicolasie Slonimsky'm – Lawrence Wechsler – typowe biograficzne fakty przeplata zabawnymi historiami, choćby o tym, jak Slonimsky z powodzeniem wziął udział w telewizyjnym teleturnieju albo jak w czasie wykładów dla studentów grał na fortepianie… pomarańczą.
Tę wspaniałą sagę, oprócz wielu zdjęć, wzbogaca także rozmowa Anny Bikont i Sławomira Zagórskiego z bratankiem Antoniego, profesorem Piotrem Słonimskim – sławnym genetykiem, wieloletnim szefem francuskiego Centrum Genetyki Molekularnej CNRS. Jak pisze Michnik, był on bardzo niezadowolony, gdy dziennikarze „Gazety” rozpytywali go o życiorys, a nie o badania nad genami i chrząszczami. Przecież to te badania – zżymal się – uczyniły mnie faceta, z którym warto rozmawiać.
Nie sposób wspomnieć o wszystkich sportretowanych w publikacji członkach rodu Słonimskich. Opowieści Janiny Kumanieckiej oraz innych autorów osnute wokół dziejów tej rodziny tworzą nie tylko oryginalną galerię postaci uczonych i artystów, ale przede wszystkim - różnobarwny i żywy obraz przeszłości Polski, w której życie naukowe i kulturalne byłyby znacznie uboższe bez tego znakomitego rodu. Wraz z autorami odbywamy niepowtarzalną wędrówkę po nieprzetartych dotąd szlakach polskiej biografistyki.
Opublikowana nakładem wydawnictwa Iskry książka jest jednak także doskonałym przykładem sztuki edytorskiej. Kredowy papier, piękna okładka, miła dla oka czcionka – to także sprawia, że jej lektura jest wspaniałym doświadczeniem. Przede wszystkim jednak, że względu na tematykę, powinna to być obowiązkowa pozycja w biblioteczce każdego humanisty.