Lud porywa się do walki dopiero wtedy, gdy tyrania doprowadzi go do rozpaczy
Zabawne, ale te słowa pewnego rewolucjonisty francuskiego doskonale odnosiły się i odnoszą do sytuacji, w których ludzie oddają życie w walce z rewolucją właśnie. Stały się też w czasie, gdy zostały wypowiedziane, przekornie, oskarżeniem władz rewolucyjnych Francji i ich działań przeciwko zwyczajnie rozumianej ludzkiej wolności.
Dobrze, że po okresie wydawniczej ciszy przyszedł czas na wydanie wszystkich prac Pawła Jasienicy. Owszem, zawsze znajdą się tacy, którym to nie będzie się podobać, malkontenci i krytycy, którzy w twórczości historyka doszukują się luk, zaniedbań, uproszczeń, błędów. Wielu wypowie słowa krytyczne wynikające może ze zwykłej zazdrości o tysiące czytelników, choć sprytnie ukryte pod maską obiektywizmu, zdrowego rozsądku czy trzeźwego krytycyzmu. Sytuacja Jasienicy przypomina mi trochę tę związaną ze Stanisławem Bareją i jego twórczością reżyserską. Dla wielu kolegów po fachu, niezrozumianych i niedocenionych geniuszy, była zbyt pospolita, prosta, bez artystycznych walorów. Oglądały ją za to i oglądają po latach tysiące widzów, a kolejne pokolenia nieźle bawią się przy najbardziej udanych jego filmach. Książki Jasienicy mówiące o historii są czytane, bo bierze się je do ręki z przyjemnością. Autor ma styl, pisze barwnie i ciekawie. Stara się historię uczynić bardziej zrozumiałą. Nie unika też własnych ocen, ale nie narzuca ich, nie ubiera w surowy obiektywizm. Na pewno popełnia błędy, errare humanum est, zdarzają się mu nieścisłości, jednak to nie przekreśla walorów jego twórczości. Czytelnicy własnymi pieniędzmi i godzinami spędzonymi nad lekturą głosują za uczciwą oceną prac tego autora.
Rozważania o wojnie domowej nie są książką najłatwiejszą w lekturze. Mają luźną formę eseju, powołują się na fakty i nazwiska, które osobom niezorientowanym niewiele mówią. Jest to bowiem refleksja z jednej strony oparta o konkretne wydarzenia z historii, a z drugiej ponadczasowa. Spojrzenie historyka, ale i człowieka-humanisty, na czasy przeszłe i czasy współczesne, poszukiwanie związków i wpływów. Książka pochodzi z 1969 roku, czyli ostatnich lat życia autora, i dotyczy tego okresu historii, który wskutek mitologizacji stał się okresem faktycznie nieznanym. Ma też znamiona refleksji człowieka znajdującego się u kresu życia i pytającego się o rzeczy naprawdę ważne. Większość ludzi wie o Rewolucji Francuskiej co nieco, bardzo małe co nieco, głównie na poziomie haseł i obrazów, które często choć barwne i przemawiające do wyobraźni nie są prawdą historyczną. W przypadku Wielkiej Rewolucji Francuskiej jest tak, że negatywne mówienie o niej jest dalej uważane w wielu kręgach za wielkie fau paux. A prawda? Za Poncjuszem Piłatem, stają lekko uśmiechnięci, drapią się po łysiejącej głowie i mówią: a cóż to jest prawda? Wszystkie rewolucje w historii miały swoje dobre i złe strony, wzloty i upadki, dlaczegóż by o tym nie mówić wprost? Tego co dobre na dłuższą metę nie da się przykryć tym co złe, tego co złe nie powinno się zamiatać pod dywanik politycznej poprawności i milczenia dla dobra sprawy. Szczególnie naukowcy-historycy winni są ściśle przestrzegać zasady ukazywania przeszłości, a nie jej kreowania dla jakiś niejasnych celów.
Książkę czyta się niezbyt łatwo, choć sens wielu przemyśleń tu zawartych jest jasny. Autor używa specyficznego, lekko archaicznego języka, a jako, że nie prowadzi systematycznego wykładu, pozwala sobie na liczne dygresje i przeskoki myślowe. Nie oznacza to jednak, że książka męczy. Nie, jest fascynująca. Głównie chyba przez to stałe odnoszenie historii do czasów współczesnych, przez szukanie analogii i głębokich związków między dawnymi, a nowymi czasy.
Jest to opowieść o powstaniach, które w piątym roku rewolucji rozpoczęły się na Zachodzie Francji, w Wandei i Bretanii. Lud, wieśniacy, kwintesencja idei rewolucyjnych powstał tu przeciw narzucającej mu jarzmo władzy. Przeciw ograniczaniu mu - trochę to dziwnie brzmi, ale tak wykazuje Jasienica - praw i wolności, które miał, a które nowi panowie w swojej kreatywnej mądrości mu zabrali. Wydarzenia te miały znamiona pierwszej zaplanowanej na taką skalę eksterminacji w czasach nowożytnych. To nie była wojna między równymi, wyszkolonymi żołnierzami, a bestialskie mordowanie ludności cywilnej, w tym dzieci i kobiet, szkodników i wrogów rewolucji, także tych potencjalnych. W imię, co warto przypomnieć: wolności, równości i braterstwa. Piękne idee praktycznie zostały tu twórczo przekształcone w zwyczajne ludobójstwo.
Pojęcie konieczności dziejowej otwiera niekiedy drogę do groźnego absurdu.
Esej Jasienicy pokazuje, że wszystkie wojny domowe są złem, bowiem z biegiem czasu stają się coraz bardziej okrutne. Rewolucje przeprowadzane w imię szczytnych ideałów, bardzo szybko sięgają po metody represji z którymi jakoby walczą i nadają im nowej jakości i wyrafinowania. Jasienica nie szczędzi nam opisu zbrodni, które popełniały w Wandei obie strony. Z tym, że skala dokonanych po jednej z nich, zwycięskiej Rewolucji, była niestety znaczniejsza. To zaś w imię czego je popełniano nie jest żadnym wytłumaczeniem, a tylko tym większym oskarżeniem. Topienie w rzece galarów wypełnionych ludźmi, nawet dziećmi lub roznegliżowanymi kobietami (przypomina to bardziej współczesne obrazki zwyczajnego poniżania wroga). Ukrywanie czynów, które popełniano - dlaczego, skoro były bardzo szlachetne. Zakopywanie ludzi żywcem i kamieniowanie głów. Czy był w tym jakiś impuls chwili, działanie w dającym się jakoś wytłumaczyć amoku? Niestety nie, był to popis ludzkiej wyobraźni w zadawaniu innym bólu na skalę masową. Zwyrodnienia - tak byśmy to dzisiaj prosto nazwali. Oprawcy starali się zautomatyzować, ulepszyć metody mordowania, żeby można było je stosować na jak największą skalę. To przecież z tych powodów zastosowano wtedy gilotynę: osiągnięcie humanizmu w szybkiej, i co ważne publicznej, likwidacji wrogów na dużą skalę. W raportach z urządzanych z zimną krwią rzezi pisano z radością: Cóż za rewolucyjny potok z tej Loary! No cóż, mordowanie, dręczenie i katowanie ludzi uznawano za wzniosłą część rewolucji. Usuwano tych uważanych za szkodliwych, a więc zbytecznych. Takim mógł zostać uznany każdy. Bez sądu, bez prawa do obrony, w imię jedynie słusznej idei. To właśnie myśl o zbyteczności i szkodliwości danej grupy ludzi stoi u podłoża działań o charakterze ludobójczym.
Spostrzeżenia i przemyślenia Jasienicy są czasami zaskakujące:Dawno już temu zauważono, że w rewolucjach rolę szczególnego rodzaju odgrywają trzeciorzędni adwokaci oraz literaci tej samej rangi.
Nie jest tajemnicą, że wielkie przewroty pozwalają różnym frustratom odegrać się na innych, w glorii chwały i w poczuciu bezkarności dopuszczać się zbrodni. W imię konieczności dziejowej, wykonywania tylko rozkazów, wyższej konieczności i tym podobnych ładnie brzmiących haseł. Warto w tym momencie pamiętać jednakże o cierpieniu konkretnego człowieka i porównać je z bólem głowy lub ręki tego, który zabijał. Pamiętać komu tak naprawdę należy się szacunek i pamięć.
Polecam książkę Jasienicy jako lekturę poszerzającą horyzonty, jako głos za postępem w stosunkach społecznych i w obronie praw człowieka. Cóż z tego, że tyle osiągnęliśmy, że tyle mówimy o wielkości i prawach człowieka, gdy potrafimy je z roku na rok coraz brutalniej i w coraz bardziej wyrafinowany sposób łamać! Tak jakby postęp nie mógł się obyć bez swojej ciemnej strony, mrocznego, wyrafinowanego zdziczenia.
Działając w imieniu abstrakcyjnego Rozumu, grubo przekroczono granicę rozsądku, którym zwykli ludzie posługują się na co dzień.
"Słowiański rodowód" to - po "Świcie słowiańskiego jutra" oraz "Archeologii na wyrywki" - dzieło zamykające cykl reportaży...
Część pierwsza trylogii "Rzeczpospolita Obojga Narodów" (opublikowana w 1967 roku) obejmuje niespełna 80 lat naszych dziejów, w tym pełną dramatyzmu...