Każdy pisarz marzy o tym, aby – prędzej czy później – stworzyć dzieło swojego życia, monumentalną powieść lub też całą serię, będącą najdorodniejszym okazem w całym dorobku artystycznym. Nie inaczej rzecz się miała z samym "mistrzem horroru". O motywach, jakie nim kierowały, inspiracjach i procesie powstawania Mrocznej Wieży Stephen King pisze we wstępie i przedmowie, zamieszczonych w przejrzanej i poprawionej wersji pierwszego tomu jego najgłośniejszego cyklu powieściowego. Dowiadujemy się z owego wstępu, że zamierzeniem autora było stworzenie powieści przesyconej Tolkienowskim poczuciem misji i magii i umieszczonej na prawie absurdalnym tle majestatycznego Dzikiego Zachodu Sergia Leone. Mroczna Wieża opiera się zatem na trzech (a warto przypomnieć, że trójka to liczba mistyczna) filarach: Władcy Pierścieni Tolkiena, filmie Sergia Leone Dobry, zły i brzydki oraz na XIX-wiecznym poemacie Roberta Browninga Sir Roland pod Mroczną Wieżą stanął. Przy czym można pokusić się o stwierdzenie, że utwór Browninga odgrywa rolę najważniejszą, stanowiąc bezpośrednią inspirację.
King pisał cykl przez trzy dekady, skompletowanie całego cyklu mi zajęło co najmniej 6 lat. Bodźcem, który zadecydował o ukończeniu pisania, był wypadek, jaki przydarzył się pisarzowi – podczas rekonwalescencji doszedł on do wniosku, że nie może pozostawić Mrocznej Wieży w zawieszeniu.
Zostajemy wrzuceni w środek akcji – anonimowy rewolwerowiec podąża śladem tajemniczego człowieka w czerni, posiadającego magiczne zdolności. Początkowo nie wiemy, jakie są przyczyny owego pościgu, jednak z każdą kolejną stroną poczucie dezorientacji mija. Im dalej w pustynię zapuszcza się ostatni z rewolwerowców, Roland Deschain, tym więcej prześwitów pojawia się we mgle osnuwającej jego cel i motywy. Im bliżej człowieka w czerni, tym dalej w przeszłość sięgają retrospekcje odkrywające przed czytelnikami coraz więcej tajemnic. Dowiadujemy się, że jedynym celem przyświecającym Rolandowi jest dotarcie do Mrocznej Wieży. Bohater przebył już długą drogę i łatwo się domyślić, że im mniejsza odległość dzieli rewolwerowca od nieznanej budowli, tym trudniejsza będzie jego wędrówka po tym ponurym świecie, w którym nie ma miejsca na wyższe uczucia, a okazanie komuś choćby odrobiny przywiązania jest równoznaczne z wyrokiem śmierci. W świecie – pozornie prowizorycznie – skonstruowanym na gruzach dawnej cywilizacji, gdzie istnieją mutanty, wampiry i demony, przetrwają tylko najsilniejsi i najbardziej zdeterminowani, gotowi dla zrealizowania celu poświęcić praktycznie wszystko. Świat Rolanda to świat, w którym sukces można osiągnąć jedynie poprzez porażkę.
Tom pierwszy uważany jest za najsłabszy z całej serii. Warto jednak pamiętać, że po raz pierwszy wydany został w 1982 roku – nawet od najwybitniejszych nie należy oczekiwać, że od samego początku i przez cały czas będą w szczytowej formie. W końcu to praktyka czyni mistrza. Roland zgrabnie wprowadza do świata Mrocznej Wieży, który intryguje i wciąga bez reszty. Ogarnia przemożna chęć, by krok w krok z ostatnim z rewolwerowców konsekwentnie brnąć w wyznaczonym kierunku, nie bacząc na liczne przeszkody i niebezpieczeństwa, jakie niewątpliwie pojawią się na obranej ścieżce. Zdecydowanie polecam i sięgam na półkę po tom drugi - Powołanie Trójki.
Tekst znajduje się również na blogu: http://missfeather.wordpress.com/
So unterschiedlich die Geschichten in diesem Band auf den ersten Blick erscheinen – sie alle demonstrieren, wie Stephen King es schafft, mit verborgenen...
Bohaterem powieści jest mężczyzna cierpiący na bezsenność, Ralph Roberts. Im krócej sypia, tym dziwniej postrzega świat i ludzi - wydaje mu się...