Miłość do jedzenia? Samotność? Strata? Łódzkie pochodzenie? A może po prostu przypadek? Co, poza wspólnym mieszkaniem, połączyło troje zupełnie obcych ludzi, co sprawiło, że znaleźli nić porozumienia, a z czasem zaczęli „budować się” i rozumieć na nowo? Kwestie te porusza i okrasza licznymi retrospekcjami Dorota Combrzyńska-Nogala w znakomitej, poruszającej i refleksyjnej powieści Restaurant Day.
Restaurant Day to akcja, w ramach której każdy człowiek może zamienić się w restauratora i przez jeden dzień serwować swoim gościom (rodzinie, bliskim lub zupełnie obcym ludziom) przygotowane przez siebie potrawy. Przedsięwzięcie to jest powodem przyjazdu Adama Moritza, dziewięćdziesięcioletniego Żyda, do Łodzi. Adam – krzepki, gibki i zaskakująco młodo i dobrze wyglądający jak na swój wiek mężczyzna – wynajmuje kuchnię u Heleny – młodej, Grubej Baletnicy. Z kolei Helena przeżywa rozterki związane z tym, że nie spełniła oczekiwań matki związanych z karierą baletową, a jedzenie (nadmierne, zupełnie bez ograniczeń) jest jej sposobem na radzenie sobie ze stresem. Jest jeszcze Franek Czajka, młody chłopak, trzeci lokator mieszkania Heleny, człowiek samotny, który nigdzie nie zagrzał na dłużej miejsca.
Adam Moritz gotuje. Gotuje smacznie. Gotuje z polotem. Gotuje potrawy wyszukane, drogie, oryginalne. Karmi nimi Franka i Helenę. I podczas tych uczt, podczas serwowania posiłków niebanalnych, aromatycznych i sycących, opowiada. Opowiada o tym, że nie pamięta, że zdarza mu się zapomnieć, że przed śmiercią chciałby jeszcze wrócić do spraw, które kiedyś miały fundamentalne znaczenie.
I tak właśnie toczy się ta opowieść. Niespiesznie, trochę chaotycznie, trochę desperacko. Jakby historia próbowała wynurzyć się na powierzchnię zbyt szybko, jakby nie potrafiła doczekać się swojej kolejki. Helena, Franek i Adam Moritz, ludzie dotąd niemal zupełnie nie związani ze sobą nawzajem, zaczynają działać wspólnie jak dobrze naoliwiona machina. Znajdują nić porozumienia. Zaczynają się o siebie nawzajem troszczyć. Zaczynają się dogadywać. Bardziej niż Helena z własną Niestety Matką. Bardziej niż Adam ze swoim nadopiekuńczym (i interesownym?) agentem. Coś pęka, by coś mogło narodzić się na nowo. Przyjaźń? Zaufanie? Poczucie wypełnienia beznadziejnej pustki?
Dorota Combrzyńska-Nogala koncentruje się na swoich bohaterach i opisuje ich po mistrzowsku. Wyrazista, a przy tym zakompleksiona, zajadająca stresy baletnica, żyjąca w cieniu swojej matki, której również się nie udało. Franek, który żył wiecznie na walizkach, którego ojciec (prawdziwe dziecko szczęścia!) pakował się w kolejne interesy, by wszystkie zarobione pieniądze szybko przehulać. Ten sam Franek pewnego dnia zostaje zupełnie sam. Bez grosza przy duszy, bez dachu na głową, bez większego pomysłu na swoją przyszłość. I Adam. Adam, który jak spoiwo łączy tę dwójkę młodych ludzi. Pokazuje im, czym jest – i czym może być – życie, sam niewiele pamiętając ze swojej wojennej młodości.
Teraźniejszość miesza się z przeszłością. Urywki zdarzeń sprzed wielu lat zdają się przenikać do współczesności. Dawne pretensje i oczekiwania pęcznieją, by w pewnym momencie wybuchnąć. Emocje kumulują się, gęstnieją, tężeją jak nóżki w galarecie przygotowane przez Moritza. Dzieje się na kartach powieści dużo, choć akcja przecież płynie niespiesznie. Wartki strumień niewykorzystanych możliwości dręczy bohaterów. I dręczyć będzie aż do porażającego finału.
Restaurant Day to powieść, którą odczytywać można na wiele sposobów. To opowieść o poszukiwaniu własnych korzeni i próbie rozliczenia się z przeszłością. To bohaterowie, zwyczajni ludzie, mierzący się z codziennymi problemami, dylematami i troskami. Ludzie, których nie zauważany albo których zbyt pochopnie oceniamy. To opowieść o tym, co dzieli i o tym, co łączy. O tym, co ukrywamy i dlaczego wciąż kłamiemy. To historia spowita zapachem potraw, które okazują się bezbłędne. Doskonale smaczne. Zupełnie inne niż doświadczenia bohaterów książki Doroty Combrzyńskiej-Nogali.
Wysiedleni - to ludzie, którzy musieli porzucić swoje domy na wschodzie Polski i przenieść się setki kilometrów na zachód albo północ kraju. Dlaczego?...
Eleonorę Jarecką czytelnik poznaje jako Babkę w chwili jej gwałtownej i tajemniczej śmierci. Potem narracja cofa się o sto lat do momentu narodzin, dzieciństwa...