Zaczyna się kolejna kosmiczna rozróba
No i zostaliśmy wplątani w kosmiczną rozróbę na skalę galaktyczną. W cykliczną wojenkę między tymi uważającymi się za lepszych, a ich gorszymi pobratymcami – Rebeliantami. Cóż z tego, że geny mają podobne, że wszyscy są Kherami? Dumni Kherzy, władcy imperium, nie tylko nie lubią Rebeliantów, ale też traktują ich jak szkodniki i urządzają na nich cykliczne polowania. Nie wszyscy bowiem. wbrew optymistycznym przewidywaniom, są w Kosmosie równi. Są równiejsi. Przez wieki Ziemia – zbyt słabo rozwinięta – nie była włączana do konfliktu. Teraz nadszedł czas, by i ludzie, przedstawiciele naczelnych wywodzących się od Kherów, pokazali, na co ich stać. Ewentualnie zginęli w walce o mało zrozumiałe dla nich ideały. A może nie o żadne wielkie idee, a o zwykłe przetrwanie?
Leo Blake, leniwie spędzający czas na uroczych Hawajach, wraca do służby wojskowej. Wcale nie dlatego, że tego pragnie. W zasadzie nie chce już być żołnierzem. Jedno zdarzenie – jeden telefon i w warunkach stanu wyjątkowego przechodzi do służby czynnej. Jego pechem – a przynajmniej tak sam sądzi – jest to, że miał styczność z zatopionym w morzu tajemniczym obiektem. Jego kolega miał mnie szczęścia – zmarł po dotknięciu i zamrożeniu przez dziwne, nieziemskie urządzenie. Leo przeżył. Tylko czy na długo? Sprawa jest dziwna, a nawet bardzo dziwna. Pełna tajemnic oraz wyjątkowo agresywnie zachowujących się ludzi z różnych tajnych służb. Leo budzi ich zainteresowanie – tak wielkie, że chcą go zabić. Wygląda to tak, jakby ktoś ogłosił jakiś dziwaczny konkurs na przeżycie i zgłosił jego udział. I jest w tym sporo racji. Zarażony symem – sztucznym symbiotycznym stworem obcej cywilizacji – Leo musi stanąć do walki. Walki na śmierć i życie, która jest testem – ma wyłonić godną reprezentację Ziemi w armii Wolnych Kherów. Jak można się spodziewać (chociażby po dotychczasowej twórczości B.V.Larsona), Leo radzi sobie nadzwyczaj dobrze i prędzej niż by się ktokolwiek spodziewał trafia na wielki szkoleniowy okręt kosmicznych braci. Tam nabiera, wraz z grupą kilku ludzi wybranych podobnie jak on, wprawy i niezbędnych umiejętności. Ich celem jest walka gdzieś w Kosmosie.
Znany już z wielotomowego cyklu Star Force B.V. Larson stworzył kolejny: Rebel Fleet. Rebelia to jego pierwszy tom. Tym, którzy poznali Star Force, od razu w oczy rzucą się podobieństwa obu serii. Znowu pojawiają się – ni stąd, ni zowąd – Obcy, znowu ma miejsce wybór ludzi do niezrozumiałej walki w drodze okrutnego w charakterze konkursu. Podobny jest typ niezwyciężonego, pomysłowego głównego bohatera, choć tym razem jest to żołnierz, a nie pracownik naukowy. Znowu spotykamy kosmiczne rasy, będące wariacją na temat inteligencji zaklętej w ciałach różnorakich zwierząt. Niewiele zatem zaskakuje nas w sferze pomysłu, choć oczywiście detale są inne. Różni obie serie fakt, że tym razem ludzie muszą zarówno współpracować, jak i stale konkurować z innymi rasami w ramach Wolnych Kherów. I to z rasami niezbyt przyjaznymi, a często po prostu drapieżnymi. Różnią cykle drobiazgi, które sprawiają, że książka może się podobać. To właśnie w sposobie rozwinięcia konkretnych wątków można upatrywać siły Rebelii. W pewnym przerysowaniu i humorze. W niezwykłej, intrygującej pomysłowości i dzielności głównego bohatera.
Schematyczność w książkach Larsona potrafi czasami przyciągać, czasami irytować. Postaci są trochę jak z filmów o przygodach Indiany Jonesa – przerysowane i niezbyt złożone, choć nie pozbawione uroku. Najważniejszą z nich jest Leo, który się kulom, pazurom i czarnym dziurom nie kłania. Dużo w Rebelii jest walk, ale głównie na poziomie potyczek mniejszych jednostek. Dużo dynamiki, mniej science, więcej fiction. Jest to rozrywka relaksująca z gatunku niezbyt wymagających, ale mających swój urok. Nie brakuje w powieści humoru, nie brakuje tematyki uprawiania niezobowiązującego seksu (chociażby z rasą kotopodobnych), nie brakuje też typowych konfliktów pomiędzy dowódcą a podwładnym czy rywalizacji we własnych szeregach. Nie ma w książce wielkiego zaskoczenia, powiewu świeżości, co może przeszkadzać. Ludzie znowu – podobnie jak w Star Force – okazują się the best i zaskakują nawet tych lepiej rozwiniętych technologicznie i cywilizacyjnie. Wydaje się, że B.V.Larson ma ogólny pomysł na cykl i powoli go realizuje. Można odnieść wrażenie, że pisząc książkę, bierze pod wpływem impulsu na warsztat jakiś poboczny wątek i go rozwija. I tak do kolejnego pomysłu. Urozmaica to akcję, choć robi chwilami wrażenie literackiego patchworku.
Jeśli patrzeć na pomysł – średnio, wykonanie – dobre w swoim rodzaju, postaci – trochę zbyt sztampowe, ale w sumie fajne. Jest za to spora dynamika, dużo konfliktów, rywalizacji i walki. Jest nieustanne zagrożenie i próba przeżycia kolejnego dnia świetlnego. Rebelia to rozrywka mogąca sprawić trochę radości, o ile nie poszukujemy w niej kosmicznej głębi. Ciekawe, czy podobny charakter zostanie utrzymany w kolejnych tomach cyklu?
Kyle’a Riggsa czeka niezła przeprawa. W „Unicestwieniu”, siódmej powieści z serii Star Force, nic nie idzie zgodnie z planem...
Kiedy obce imperium rozpoczyna inwazję na Ziemię, legion Jamesa McGilla musi bronić Świata Ludzi. Najwyższe dowództwo ma swoje skomplikowane plany, ale...