W króciutkiej przedmowie do „Raptularza zakochanych” Jan Sztaudynger wskazuje na przeznaczenie nietypowego kalendarza: „Można w takim raptularzu wpisać się pod datą swoich urodzin lub imienin, można upamiętnić jakiś dzień szczególnie ważny. A nawet można sobie wróżyć. Ot tak, dla żartu, otwierając książkę na chybił trafił i palcem wskazując na wiersz”. Już te wskazówki zapewniają o możliwościach, jakie niesie ze sobą książka Sztaudyngera. Tomik jest kalendarzem na każdy rok, warto mieć go w swojej biblioteczce. „Raptularz” zawiera 365 fraszek, po jednej na każdy dzień roku. Są tu piórka liryczne, dowcipne, frywolne i nieprzyzwoite. Są fraszki z całej przebogatej twórczości Sztaudyngera. Wszystkie – jak na raptularz ZAKOCHANYCH przystało, dotyczą tematu miłości, erotyki, stosunków damsko-męskich. Wiele wierszyków ma formę przysłowia. Część zawiera porady, część przestrogi, część – komentarze przypadłości sercowych i... nie tylko sercowych. Zbiór przynosi fraszki subtelne, delikatne i uduchowione obok odważnych, rubasznych, pieprznych (i to dosłownie: „ten „pieprz” na rączce twojej czerniejący / czy to jest tryb rozkazujący?”). Fraszki można sączyć po kropelce, odczytując jedną codziennie; można wypić je jednym haustem. Można delektować się losowo wybranymi – niezależnie jednak od tego, na jaki sposób lektury się zdecydujemy, tomik przysporzy mnóstwo szczerego śmiechu i dobrej zabawy, a bardziej pruderyjnych przyprawi o lekki rumieniec. Muszę jeszcze wspomnieć o genialnych (i cóż z tego, że zawsze nieprzyzwoitych?) rysunkach Juliana Bohdanowicza. Satyryczno-erotyczne ilustracje na okładce i kartach rozdziałowych (rozpoczynających każdy miesiąc roku) świetnie uzupełniają kalendarz. Jednocześnie sprawiają, że „Raptularz zakochanych: nie nadaje się dla dzieci. Ani do czytania, ani do oglądania. Dorosłym nie trzeba za to życzyć dobrej zabawy – na pewno będą ją mieli.