Tajemnice zamku Itter
Głównym bohaterem książki Ramię w ramię: US Army i Wehrmacht przeciwko SS amerykańskiego dziennikarza Stephena Hardinga wydaje się być położony w Austrii, w Tyrolu, zamek Itter. Stara górska warownia, która pełniła przez większy czas wojny rolę ekskluzywnego więzienia dla wybranych, bardzo ważnych osobistości. To na jego burzliwych losach w czasie drugiej wojny światowej, a zwłaszcza w jej końcówce, skupia się zasadnicza część opowiedzianej w książce historii. Jednak to nie same historyczne mury interesującej budowli stanowią tak naprawdę przedmiot zainteresowania autora, tylko osoby, które z nimi powiązał los.
W zamku Itter zostali uwięzieni - a właściwie: internowani - wybrani Francuzi, osoby publiczne, niektóre nawet związane z rządem Vichy, trzymane tam w charakterze zakładników, kart przetargowych "na wszelki wypadek". Warunki w warowni nie przypominały w niczym cel gestapo czy baraków obozów koncentracyjnych. Więźniowie byli tu pilnowani, ale nie głodzeni, katowani czy nieustannie poniżani. Traktowano ich z pewną dozą szacunku i dbano o skromne wygody, na przykład dostęp do wina, urozmaiconego jedzenia, spacery czy swobodę poruszania się po terenie budowli.
Zasadniczym celem Hardinga jest opowiedzenie o bitwie w obronie zamku i życia przetrzymywanych tam francuskich notabli, która rozegrała się w maju 1945. Praktycznie nieznanej, dość specyficznej, jednej z ostatnich (autor uważa nawet, że ostatniej) bitew w II wojnie światowej. Naprzeciwko zdesperowanych żołnierzy SS stanęli nieliczni żołnierze amerykańscy, garstka żołnierzy Wehrmachtu marząca o końcu wojny, grupa bojowników austriackiego podziemia antyhitlerowskiego i więźniów wykorzystywanych przez Niemców. Jak do tego doszło? Czy udało się uratować więźniów honoru umieszczonych w Itter? Kim byli ludzie biorący udział w tej operacji? Jak później potoczyły się ich losy? O tym opowiada ta książka.
Stephen Harding snuje opowieść, która nie ma charakteru pracy badawczej, nawet popularnonaukowej. Jego styl pisarski oparty jest o wieloletnie doświadczenia dziennikarskie, niestety, jest zarazem skażony typowym dla niego sposobem prezentowania informacji. W przeciwieństwie do starającego się zachować obiektywizm badacza-historyka Harding stale stawia na emocje, nieustannie ocenia według własnego uznania czy głosi mocno naciągane, nieuzasadnione tezy. Jedne osoby nieomal gloryfikuje, inne potępia, stosując mało wyrafinowane metody ich oceniania i szufladkowania. Sam tytuł książki jest mocno przesadzony, sugerując wielką współpracę US Army i Wehrmachtu, która z tego, co wiemy, nie miała miejsca. Wydaje się, że autor z małego epizodu wojennego próbuje uczynić wielkie wydarzenie.
Harding pisze o wojnie, o ludziach biorących w niej udział. Lekko wyciąga daleko idące wnioski i szafuje ocenami, które uzasadnia nieudolnie lub wcale. Tak jest od początku książki. Okazuje się, że Francja dobrze przygotowywała się do wojny z Niemcami, modernizowała armię i ustępowała kolejnym żądaniom Hitlera głównie z rozsądku i mądrości. Że wojnę przegrała z powodu drobnych błędów kilku osób i braku czasu na przygotowanie się do obrony. „Dziwna wojna“ nie jest ukazana jako forma naiwności, nieudolności i obojętności wobec sojuszników, a postawa żołnierzy francuskich w czasie najazdu Hitlera jako czyn pozbawiony zapału do walki. Okupacja Francji jest opisywana momentami sielankowo. Premier Edouard Daladier, jeden z więźniów Itter, ogłoszony zajadłym przeciwnikiem negocjacji z Hitlerem, podpisuje porozumienie z Monachium w 1938 roku. Harding wybiela decyzje i postawy jednych, ich błędy minimalizuje, ostro atakując przy tym innych. Nie pozwala czytelnikowi na samodzielny osąd. Podaje bardzo dużo szczegółów. Życiorysy pisze lekko, z naciskiem na ciekawostki czy rzeczy wyraziste, z emocjonalnym, a nawet ideowym zaangażowaniem, nie bawiąc się w coś takiego jak dystans do niektórych źródeł (pamiętniki, wspomnienia, rozmowy). Ubarwieniu, podgrzewaniu emocji mają służyć przesadne sformułowania i irytujące przerysowania, typu: imponujące rozmiary, zawzięta nienawiść, najcenniejsi więźniowie Trzeciej Rzeszy. Etykietki typu: szczery patriota czy brutalny zbir o sadystycznych skłonnościach. Reprezentuje mentalność ludzi, którzy sami nie doświadczyli okrucieństw wojny, nie mieli bliskich, którzy zostali zamordowani lub zginęli, a o obozach koncentracyjnych tylko czytali. Widać to dobrze po takich fragmentach książki jak ten:
W porównaniu z potwornymi warunkami bytowymi większości więźniów Buchenwaldu Daladier i pozostali francuscy oficjele żyli we względnym komforcie. Przydzielono im jednoosobowe pokoje w stojącej pośród sosen kwaterze SS, poza obszarem głównego obozu. Co prawda w oknach znajdowały się kraty, a nocą drzwi były zamykane od zewnątrz, ale mieli dobre wyżywienie, wolno im było wychodzić na ogrodzone podwórze (pilnowane przez wartowników), a także pisać i otrzymywać listy. Zapewne ważne dla tych towarzyskich i niegdyś wpływowych ludzi było to, że wieczorami po kolacji mogli zbierać się przy dostarczanej im przez Niemców butelce koniaku, palić ręcznie zwijane cygara z taniego chorwackiego tytoniu i oddawać się nierzadko gorącym dyskusjom na temat przyczyn klęski swego kraju.
Czy można się wzruszać niedolą więźniów specjalnych Buchenwaldu? W miarę odżywionych, popijających koniak i prowadzących ożywione dyskusje? Owszem, można. Wspomniane potworne warunki bytowe nie są opisywane dokładnie (wspomnijmy wszechobecną śmierć, głód, nieludzkie traktowanie, wyniszczenie pracą, choroby, lęk, codzienne poniżanie), za to wyszczególniane są niedogodności życia oficjeli, w odosobnieniu pławiących się w prawdziwym komforcie w porównaniu z tym, czego doświadczali więźniowie tuż obok nich. Tani chorwacki tytoń jest wyrazem trudnych warunków życia, nad którymi współczująco pochyla się Stephen Harding. Brak tu proporcji i umiarkowania.
Zanim autor przejdzie do historii samej bitwy, mnóstwo czasu poświęca dziejom zamku Itter, jego losów w czasie wojny. Podaje również dokładne życiorysy ważniejszych postaci pojawiających się na kartach książki, pełne dat i miejsc. Analizuje przy tym wydarzenia i co rusz stawia tezy dotyczące historii. Mamy wrażenie zbeletryzowania opowieści, co z jednej strony zapewnia ciekawszą lekturę, z drugiej - zmniejsza jej wiarygodność.
To, za co można docenić Hardinga, to pokazanie klimatu kończącej się powoli wojny, atmosfery tamtych dni. Wszechobecnego chaosu, terroryzowania cywilnych obywateli przez grupy żołnierzy, niechęci do walki jednych i niezrozumiałego zacietrzewienia, samobójczego pędu drugich. Pokazanie tragicznych skutków bombardowań, które często ponosiła ludność cywilna (ataki na miasta, pociągi, ostrzeliwanie uciekających podróżnych). Zwrócenie uwagi na zróżnicowane postawy Niemców i Austriaków wobec wojny, czasami wynikające ze zrozumienia własnych błędów, czasami tylko z lęku o własne życie, o przyszłość. Dla mnie osobiście odkrywcze były informacje o nazistowskich więzieniach dla VIP-ów, zamkach, hotelach, a zwłaszcza wydzielonych strefach w ramach obozów koncentracyjnych czy jednoosobowych celach w nich, np. w Buchenwaldzie czy Ravensbruck. Wydaje mi się, że tematy podjęte przez Hardinga same w sobie są intrygujące. Tematy te bronią się same i nie potrzebują chwytów "pod publiczkę". To, co zraża do książki to jej styl, przypominający ten z typowej bulwarówki. To przesada w graniu na emocjach, zbytnia łatwość wyciągania wniosków i stawiania śmiałych tez, mieszanie rzeczy ważnych i zwykłych ciekawostek. Duży nacisk na sensacyjność, a nie na rzetelność, precyzję i prawdę. Faktem jest, że trudno po latach wiernie odtwarzać wydarzenia godzina po godzinie, ale o wiele gorsze jest kreowanie czegoś, co prawdopodobnie nie miało miejsca. Sztuczne uwypuklanie drobiazgów i manipulowanie czytelnikami.
Zaletą książki jest barwność wydarzeń, archiwalne zdjęcia, ciekawa tematyka, kulisy walk aliancko-niemieckich w Austrii. Niestety, wady książki uniemożliwiają czerpanie z lektury pełni satysfakcji. Szkoda, bo jak mimo wszystko widać na przykładzie książki Ramię w ramię: US Army i Wehrmacht przeciwko SS historia może być pasjonująca sama w sobie, bez różnorakich literackich „polepszaczy” i „dopalaczy”.