Leży przede mną książka, obok której z pewnością nie można przejść obojętnie, już jej sama okładka sugeruje, że będziemy mieli do czynienia z horrorem w najczystszej z czystych postaci. Kiedy myślimy horror, powieść grozy, przychodzi nam, z pewnością słusznie, na myśl nazwisko Stephena Kinga. Zaskoczę tych, którzy myślą, że patrzę na jedną z niesamowitych książek Kinga, choć może wyraziłem się dość nieprecyzyjnie.
Autorem horroru, który stał się przedmiotem tej recenzji jest Joseph Hillstorm King, wybitne dziecko wybitnego ojca, choć „Pudełko w kształcie serca” okrzyknięte niewiarygodnie dobrym debiutem autora nieco rozczarowuje. Kiedy czytamy książkę Joe Hilla, bo taka wersja skrócona nazwiska znajduje się na okładce, zawsze gdzieś w tle mamy horrory jego ojca. Sam usiadłem do lektury mając w uszach dźwięki piosenki rozpoczynającej serial „Szpital Królestwo”, gdzie autorem scenariusza był Stephen King: „Bye, bye baby..”, co więcej ta piosenka została raz przywołana przez Joe Hilla i wspomnienia odżyły.
Powróćmy na moment do treści. Jude, takie imię nosi główny bohater, to ekscentryk, dziwak, kobieciarz, erotoman. Ma dziwną pasję, która doprowadzi go w końcu do tragedii. A wszystko rozpoczyna się od pewnego portalu internetowego, raczej starego garnituru i ducha, który postanawia zgładzić, z sobie wiadomych powodów, Jude’a. Rozpoczyna się seria zupełnie makabrycznych wypadków, krew leje się strumieniami, trup ściele się gęsto, ale chyba co u Kingów najistotniejsze mamy swoistą grę między światem rzeczywistym, tym spotykanym za oknem a światem nadprzyrodzonym, w którym prym wiodą duchy zmarłych, duchy, które za życia czegoś nie dokończyły, lub jak w przypadku naszego ducha powzięły sobie za cel zemstę. Wszystko zmierza do finału, choć właśnie ten finał trochę rozczarowuje, wszystko jest za proste, podane czytelnikowi na tacy, nawet to podcięte gardło staje się w pewien sposób oczywistością, ale czyje gardło?
Tę tajemnicę pozostawię dla tych, którzy postanowią sięgnąć po „Pudełko w kształcie serca”. Faktem jest, że książka trzyma w napięciu od samego początku, akcja rozwija się bardzo szybko, szybkie zwroty akcji nie pozwalają na zaczerpnięcie tchu, rozwiązujemy zagadkę Anny, którą Jude odesłał do domu ojczyma, a która popełniła samobójstwo. Jesteśmy detektywami, którzy po śladach mają dotrzeć do celu. I tu można zarzucić Hillowi, że gdzieś w połowie ksiązki zdziera zasłonę tajemnicy, wszystko staje się jasne, znamy przyczynę, znamy skutek, pozostaje jedyna wątpliwość, czy Jude uniknie brzytwy Craddocka. I ten koniec, jakby bez pomysłu, ostatnia scena trochę niejednoznaczna, albo wręcz przeciwnie za bardzo prosta rozczarowuje, choć może to nawet za duże słowo.
Pozostawiłem sporo wątpliwości, ale powiem to jeszcze raz, warto. Warto udać się do biblioteki, księgarni i odszukać „Pudełko w kształcie serca”, dla fanów horroru nie będzie to czas stracony, ale podkreślę, że Joe Hill jeszcze sporo musi nauczyć się od swojego ojca. Językowo ksiązka stoi na wysokim poziomie, zdania utrzymują dramaturgię, a wprowadzane kolokwializmy i wulgaryzmy jakoś czynią świat bohaterów bliższym czytelnikowi. Nie polecam ksiązki dla osób poniżej 18 roku życia, zbyt dużo tam dosadności, przekleństw i terminologii związanej z seksem. Kończąc podsumuję jednym zdaniem, jeśli lubisz się bać, kręcą cię nieoczekiwane zwroty akcji a z drugiej strony jesteś twardy psychicznie to przeczytaj tę książkę, a gwarantuję, nie będziesz narzekał. Zapraszam do lektury!
Zbiór czterech mrożących krew w żyłach minipowieści. Joe Hill, jeden z najlepszych amerykańskich autorów horrorów, stawiany...
Trzeci album kolekcji poświęconej horrorowi we wszelkich odmianach - od krwawej jatki po wiktoriańską opowieść grozy. Pomysłodawcą kolekcji i jednym z...