Medytacje nad Wszechświatem, rolą nauki i religii, obecnością Boga w świecie
We Wprowadzeniu do książki autor, astrofizyk Arnold Benz, pisze:
„Pisząc tę książkę, przyjmuję założenie, że wiara i nauki przyrodnicze to dwie różne drogi doświadczania rzeczywistości. (...) Oba te porządki opierają się na ludzkim doświadczeniu i żaden z nich nie może nosić miana jedynej prawdy.” (s.9)
Możliwe jest jednak - według niego - przyjęcie pewnego nadrzędnego punktu widzenia, który pozwala powiązać wiarę i naukę ze sobą. Autor szuka tego powiązania, poważnie traktując zarówno teologię, jak i nauki przyrodnicze. Nie wybiera z nich tylko tego, co mu aktualnie pasuje. Nie wypowiada się autorytarnie i z granicząca z pychą pewnością jako ten, który wszystko pojął, zrozumiał, obiektywnie ocenił. Benz, aktywny zawodowo astrofizyk, dostrzega pozytywną rolę nauk, ale dostrzega również zjawisko eksponowania tylko tych wyników badań, które są pozornie zgodne z wcześniej przyjętym założeniem, a pomijanie lub bagatelizowanie tych, które nie pasują do głoszonych tez.
Autor pisze dla osób, które nie posiadają fachowej wiedzy, dla zainteresowanych kulturą, religią i osiągnięciami nauk przyrodniczych. Pisze z zaangażowaniem, w sposób bardzo osobisty. Według niego „Pośredniczenie pomiędzy obiema płaszczyznami postrzegania świata - przez pryzmat nauk przyrodniczych i religii - jest chyba największą umysłową przygodą naszych czasów.” Wydaje się zresztą, że nie tylko czasów obecnych, ale i całych dziejów ludzkości.
Muszę zaznaczyć, że styl autora nie jest zbyt prosty. Wiele akapitów wymaga solidnej koncentracji i wysiłku, słowa mają tu duże znaczenie i swoją wagę, a skomplikowany język współczesnej nauki potrafi stanowić skuteczną barierę dla łatwego, szybkiego zrozumienia tekstu. Autor używa słów oszczędnie, unikając pisania grubych tomiszczy, w których w kółko powtarza się te same myśli i tezy, stwarzając wrażenie dowodzenia czegoś, podczas gdy wywód jest oparty głównie na pomijaniu tego, co niewygodne i nieustannym bezkrytycznym stwierdzaniu tego, czego chce się jakoby dowieść. U wielu autorów niejawnie postawiona teza skutecznie zaćmiewa racjonalne myślenie, a wartościowy (w ich mniemaniu) cel, który mają przed oczami, uzasadnia nieuczciwe intelektualnie środki stosowane do jego osiągnięcia. Argumenty zastępują inwektywy, obraźliwe stwierdzenia i nieuzasadnione słowa, w których dominują negatywne emocje i bezkrytyczny zachwyt nad własnymi stwierdzeniami.
Arnold Benz wychodzi od doświadczenia transcendentnego, nieomal mistycznego. Uświadomienia sobie, poprzez spojrzenie na rozgwieżdżone niebo, piękna Wszechświata. To doświadczenie nie jest dostępne dla większości z nas i to z dość prostej przyczyny - na postępu i rozwoju. Brudna atmosfera i swoisty smog świetlny skutecznie uniemożliwiają obserwację prawdziwie rozgwieżdżonego nocnego nieba. Wielu z nas nazwa "Droga Mleczna" wydaje się co najmniej dziwaczna i nieuzasadniona. Ten, kto widział kiedyś chociażby jej zarys, niebo roziskrzone tysiącami gwiazd, wie, o czym mowa. Ten dopiero jest w stanie zrozumieć piękną myśl Immanuela Kanta: „Niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie.” (Der gestirnte Himmel über mir und das moralische Gesetz in mir)
Kolejny krok autora to opowieść o powstawaniu gwiazd. O tym, jak istniejące jak aksjomaty (niektórzy nie widzą podobieństwa aksjomatu do dogmatu, chcą żyć bez dogmatów, ale tak naprawdę żyją w aksjomatycznym świecie; aksjomaty się przyjmuje lub nie, ale zawsze jakieś są) prawa sprawiają, że materia nieustannie przekształca się w czasie, tworząc coraz bardziej skomplikowane formy. Materia widziana dziś przez fizyków jako coś nieomal żywego, stale podlegającego przemianom na poziomie mikroskopowym. Czas, który tu się pojawia, w myśli Benza spełnia ogromną rolę i jego znaczenie będzie nieustannie podkreślane, choć część naukowców odrzuca czas jako coś nieistotnego. My, ludzie, patrzymy jednak na wszystko z perspektywy tego właśnie czasu - nieważne, jak ocenianego i mierzonego. Wczoraj, za rok, przed chwilą, dwa tysiące lat temu - czujemy się zanurzeni w burzliwym morzu czasu. Nie płynie on dla nas jednostajnie, jego odczuwanie jest indywidualne i subiektywne, ale niezmiernie istotne dla naszego życia. To on pozwala nam porządkować wszystko, układać sensownie na liniowej osi. To on określa momenty naszych narodzin, dojrzewania, śmierci. Kiedy astrofizycy mówią o powstawaniu gwiazd, o ich umieraniu, w naturalny sposób używają pojęć czasowych, trudno zresztą uchwytnych dla naszej ludzkiej skali: miliony lat, miliardy, biliony. Czas jest dla Benza czymś, co w specyficzny sposób łączy nauki przyrodnicze i religię. Podobnie jak zachwyt nad pięknem (zadziwienie) i nieustannym powstawaniem czegoś nowego, kreatywność, porządek.
„Czas odgrywa we Wszechświecie ważniejszą rolę, niż dotychczas przypuszczano. Rozwój jakościowy jest fundamentalną cechą Kosmosu.” (s.28) (rozwój w czasie)
Przemiany materii, powstanie, rozwój i śmierć gwiazd, powstanie pierwiastków - to wszystko barwnie, choć w sumie bardzo zwięźle, omawia autor. Zwraca przy tym uwagę na to, że w etapach rozwoju (to pojęcie też jest bardzo ważne dla myśli Benza) Wszechświata nie ma typowej cykliczności, jest zmiana i pojawianie się stale czegoś jakościowo nowego. Nowe gwiazdy są tworzone z bardziej złożonej materii, z cięższych pierwiastków powstałych z umierających gwiazd. Można zatem mówić o nieustannych zmianach chemicznych i swego rodzaju ewolucji gazu międzygwiazdowego wyrażającego coraz większy stopień złożoności. Człowiek jest złożony z cząsteczek materii, która istnieje od początku powstania świata i której formy są coraz to inne, ale podstawowe składniki (te znane nam dzisiaj) wydają się niezmienne i nieustannie biorące udział w niekończących się przemianach materii.
„Jesteśmy bezpośrednio związani z rozwojem gwiazd i stanowimy część kosmicznej historii.” (s.27)
Autor wyraźnie stwierdza, że nauka i religia mają inne cele i sposoby opisu. Używają innego języka i metod. Odpowiadają na inne pytania szczegółowe. Nie mówią w końcu o tym samym. Jedno mówi o faktach mierzalnych, obserwowalnych i powtarzalnych, drugie o wartościach, których nie można zmierzyć i zbadać w bezpośredni sposób.
„Opowieści o stworzeniu nie są reportażami niezaangażowanego obserwatora czy naukowca; są posłannictwem dotyczącym osobistego istnienia, zadań i odpowiedzialności na tym świecie. Tym, co istotne w owych opowieściach, nie jest zjawisko przyrodnicze samo w sobie, lecz sens rzeczy, ich wzajemne związki i związki z nami.”(s.37)
Benz przygląda się przeciwstawnym koncepcjom kazualności i stworzenia, determinizmu i wolności. Stara się wykazać, że nie muszą się one wzajemnie wykluczać. Istniejący konflikt częściowo wynika bowiem chociażby z nakładania się na siebie różnych obszarów językowych, a według niego są one w pełni rozłączne.
Fizyk zauważa rozliczne ograniczenia nauki, którą się zawodowo para.
„W naukach przyrodniczych rzeczywistość poznajemy poprzez pomiary i obserwacje. Same jednak pomiary i obserwacje nie wyjaśniają jeszcze rzeczywistości, gdyż poszczególne fakty dają się zazwyczaj wyjaśnić na kilka sposobów.” (s.43)
Można powiedzieć, że przez określoną, skończoną liczbę punktów (pomiary i obserwacje) można poprowadzić wiele linii ciągłych (teorie), z których żadna nie jest lepsza od pozostałych. Badania naukowe mają charakter dyskretny. Na ich podstawie tworzymy „ciągłą” teorię prawdziwą, dopóki kolejny wynik jej nie obali.
„Żadna teoria tworzona na gruncie nauk przyrodniczych nie może jednak rościć sobie prawa do miana czystej prawdy. Wciąż należy mieć na uwadze, że przyszłość mogłaby ją zweryfikować negatywnie. Nie istnieją przy tym teorie prawdziwe lub fałszywe, lecz jedynie potwierdzające się lub zaprzeczające. W ten sposób w naukach przyrodniczych zbliżamy się coraz bardziej do prawdy, lecz nigdy nie będziemy w stanie sformułować wypowiedzi absolutnie pewnych.” (s.43)
Widać tu echa teorii Goedla o niezupełności systemów, o tym, że w arytmetyce i w równoważnych jej systemach mogą istnieć twierdzenia, których prawdziwości czy fałszywości nie jesteśmy w stanie udowodonić, a dołożenie kolejnych aksjomatów tak naprawdę nie rozwiązuje tego problemu.
„Ponieważ, jak to się zwykle dzieje, wraz z każdą wyjaśnioną luką powstaje coraz więcej luk nowych, praca ta nie skończy się zbyt szybko.” (s.40) A może w ogóle się nie skończy, do czego skłania wprost to zdanie i całe dotychczasowe doświadczenie?! Może, zgodnie z wynikami prac Goedla, niezupełność gwarantuje nam nieskończoność (nawet w sensie samego alef zero, a nie continuum) badań i poszukiwań?!
Wielu rzeczy w religii podobnie nie można udowodnić, są one wynikiem osobistych, subiektywnych doświadczeń, podporządkowanych konkretnym wzorcom myślowym, ważnych dla osób zaangażowanych i niekoniecznie zrozumiałych dla postronnych obserwatorów. Co nie znaczy, że są one przez to obiektywnie fałszywe czy bezwartościowe.
Wniosek z rozważań autora jest prosty: „Wiedza przyrodnicza nie zastępuje wiary, i odwrotnie.” (s.53) Nie ma prostych stycznych obu dziedzin, ale istnieje poziom z którego można patrzeć otwarcie i bez zgrzytów na obie dziedziny. „Istnienia Boga w Kosmosie nie sposób udowodnić na gruncie nauk przyrodniczych, te bowiem, zgodnie z założeniami kazualności i obiektywizmu, wybrały sposób postępowania i język, za pomocą których nie da się postrzegać Boga.” (s.58) Czyż nie byłoby to jednakże jakimś absurdalnym ograniczeniem Boga - wepchnięcie Go w kilka równań, objęcie swoim umysłem, zamknięcie w teorii?! Udowodnienie Jego istnienia dostępnymi człowiekowi, mniej czy bardziej wysublimowanymi metodami.
Książka zawiera wiele ciekawych obserwacji i tematów do przemyśleń:
- nieustanna wymiana cząsteczek w świecie (możemy wdychać cząsteczki z początków Wszechświata, z czasów historycznych, z okresu własnych narodzin)
„Nosimy w sobie rezultat wcześniejszych zdarzeń kosmicznych i rozwoju Wszechświata.” (s.107)
- efekty kwantowe i ich zaskakujące konsekwencje
- materia jako coś nieustannie się zmieniającego
- próżnia, która nie jest niczym (a najniższym stanem energii pozostającym, gdy z przestrzeni usuniemy wszystko, co da się usunąć)
- zasada antropiczna i jej sens
- śmierć jako zasada życia (bez śmierci nie ma postępu)
- zadziwiająca stałość prawd przyrody (skąd się wzięły i dlaczego są takie jakie są?)
„Podstawowe zasady fizyczne są ekstremalnie proste, a ich następstwa - niewyobrażalnie kompleksowe.”
- powstawanie czegoś z niczego dzięki odpowiednim prawom, stały rozwój i zmiana
- przypadek i chaos, kwestia wolności
Starałem się pokrótce przybliżyć poglądy Arnolda Benza zawarte w książce, bardziej jednak oddając ich ducha niż je systematyzując, koncentrując się na szczególnie interesujących wątkach. Jeśli ktoś chce prześledzić cały tok rozumowania, powinien po prostu sięgnąć po tę interesującą pozycję wydawniczą. Naprawdę wartą lektury dla osób o szerszych horyzontach poszukujących (a nie - już znających) odpowiedzi na różne trudne pytania.
Na koniec cytowana w książce (s.76) ładna myśl Carla Friedricha von Weizsackera: „Fizyka nie wyjaśnia tajemnic przyrody - sprowadza je do tajemnic głębszych.”