Zmierzch zrobił krzywdę wampirzej mitologii. Zamiast potworów pragnących krwi, polujących w wysublimowany sposób, mamy obecnie bladolice istoty, bardziej skłonne oddawać się uciechom cielesnym i miłosnym gierkom, niż dążące do zanurzenia kłów w szyi ofiary. Wampirom od zawsze towarzyszyła romantyczna otoczka (wyraźnie widoczna w Drakuli Brama Stokera i rozbudowana w Wywiedzie z Wampirem Anne Rice), jednak to, co zrobiła z nią Stephenie Meyer, zakrywa na profanację, wytarzanie w błocie i oplucie. Jednak, ku mojemu zaskoczeniu, ta kreacja chwyciła, znalazła gro odbiorców, którzy daliby się pokroić w imię Edwarda i spółki, jednocześnie deprecjonując znaczenie klasyków gatunku. Saga Zmierzch odniosła sukces (zasłużony czy nie, to już inna kwestia) i jak to zwykle bywa, otworzyła worek z książkami-satelitami, które biorą na warsztat modny temat i starają się uszczknąć coś dla siebie w trakcie światowego boomu. Można by powiedzieć, że Przynieście mi głowę wiedźmy, autorstwa Kim Harrison, do właśnie do takich powieści się zalicza, jednak byłaby to bardzo krzywdząca opinia.
Przede wszystkim dlatego, że pojawiła się na rynku księgarskim w USA na rok przed pierwszą częścią sagi Stephenie Meyer, a po drugie podchodzi do motywu krwiopijców w sposób odmienny, wielowymiarowy, bardziej klasyczny. Nie mówiąc już o tym, że karty powieści zaludniają także inne klasy potworów/demonów.
Główna bohaterka, Rachel Morgan, to była agentka ISB (Inderladzkiej Służby Bezpieczeństwa), organizacji wyłapującej łamiące prawo istoty „magiczne”. Okazuje się bowiem, że świat wykreowany w powieści jakiś czas temu nawiedziła pandemia wirusa Anioł T-4, która zdziesiątkowała ludzkość i umożliwiła ujawnienie się wszelkiej maści osobliwości, uznawanych wczesnej za nierealne, rodem z baśni lub horrorów. Od tamtego momentu ulicami przechadzają się wampiry, wilkołaki, pixy, fairy, czarodzieje, czarownice (jest nią sama bohaterka) etc. Zdarzenia ponadnaturalne są więc na porządku dziennym i nikogo nie dziwi używanie amuletów poprawiających urodę czy sprawność (choć „normalni” ludzie traktują to z rezerwą). Bardziej przerażające są sprawy przyziemne, jak choćby bioleki, które przyczyniwszy się do pandemii, zostały wpisane na listę rzeczy potępionych. Rachel wpada na trop radnego, szanowanego biznesmena, który zajmuje się ich syntezą i handlem, postanawia przyprowadzić go przed obliczę sprawiedliwości, tym samym próbując spłacić zerwany kontrakt z ISB i anulować wydany na siebie wyrok śmierci
Już sam opis zapowiada lekturę z pogranicza horroru, thrillera i powieści sensacyjnej, a treść (w trakcie czytelniczej konsumpcji) nie zawodzi pod tym względem, dodając elementy baśniowe i miłosne. Można więc powiedzieć, że każdy znajdzie w Przynieście mi głowę wiedźmy coś dla siebie. Fabuła wciąga od pierwszych zdań, a płynny styl Kim Harrison sprawia, że poszczególne fragmenty książki pokonuje się z prędkością pędzącego TGV. Dużą zasługę można przypisać nie tylko językowi, ale również kreacji bohaterów i świata powieściowego. Nie ma tutaj postaci, która nie byłaby na swój sposób fascynująca. Główna bohaterka (i narratorka zarazem) obdarzona jest kapitalnym poczuciem humoru, jej współlokatorka to ociekająca erotyzmem wampirzyca (w klasyczny, stokerowski sposób), współpracownik to sarkastyczny pixy (coś w stylu Dzwoneczka z Piotrusia Pana), a przeciwnik to enigmatyczny biznesmen, którego nikt nie potrafi sklasyfikować (nie wiadomo czy jest człowiekiem, czy inderlanderem). Dzięki takiej palecie bohaterów nie sposób się nudzić. Zresztą wszystko okrasza umiejętnie dozowane napięcie i tajemnica, przez co trudno się od opisywanych wydarzeń oderwać.
Od wampirów zacząłem nie bez powodu - jest nią współlokatorka Rachel. Informacja ta ma swoje znacznie, ponieważ znaczna część akcji zbudowano na zasadzie relacji tych dwóch pań. Można powiedzieć, że wypełnia je nienachalny erotyzm, co dodatkowo podnosi walory książki. Przypomina to kuszenie przez wampirzyce u Brama Stokera i Stephena Kinga, ma w sobie zmysłowość i grozę jednocześnie. Tego właśnie brakuje w Zmierzchu, tam wszystko wydaję się wrzucane na siłę, ku uciesze emo-czytelników. Na duży plus zaliczam także brak patetyzmu, którego nadmiar stwierdzić można w opowieściach pani Meyer. W Przynieście mi głowę wiedźmy na szczęście go nie uświadczyłem, znalazłem za to interesujących bohaterów, dobry pomysł, poczucie humoru, napięcie i satysfakcjonująca ilość krwi. Nie jest to klasyczna opowieść o wampirach, ale od czasu Historyka Elizabeth Kostovej nie czytałem nic tak wciągającego i pal licho, że to powieść głównie dla młodzieży.
At long last... The final book in the New York Times bestselling Hollows series by Kim Harrison!Rachel Morgan's come a long way from the clutzy runner...
Condemned and shunned for black magic, Rachel Morgan has three days to get to the annual witches’ conference and clear her name, or be trapped in...