Tragedia w raju
Zawsze trzeba podejmować ryzyko. Tylko wtedy uda nam się pojąć, jak wielkim cudem jest życie, gdy będziemy gotowi przyjąć niespodzianki, jakie niesie nam los - pisał Paulo Coelho. Pomimo tego, iż wielu z nas zdaje sobie sprawę z prawdziwości tych słów, to jednak tylko nieliczni podejmują wysiłek, nieliczni ryzykują. Dlatego też zbyt rzadko spełniamy swoje marzenia, najczęściej całe życie tylko rozmyślamy o planach, wizualizujemy, nie doprowadzając do ich realizacji. Czy przed byciem szczęśliwymi powstrzymuje nas strach przed porażką, czy może obawa, że spełnienie marzenia nic nie zmieni, że osiągając swój cel zapytamy: „I co, to wszystko?”.
Heike i Stefan nie odkładali na bliżej nieokreśloną przyszłość realizacji swoich planów podróży dookoła świata. Kilkuletnie przygotowania nie odsuwały w czasie, a przybliżały wyruszenie w rejs. Ich wielka przygoda i jej tragiczne zakończenie zostały opisane na stronach książki Przerwany rejs. Opublikowana nakładem wydawnictwa Hachette historia to zapis prawdziwych wydarzeń rozgrywających się na katamaranie Baju, spisanych przez Hike Dorsch, uczestniczkę wyprawy.
Publikację czyta się niczym najlepszą powieść, choć świadomość, iż autorka wraca wspomnieniami do przeszłości, odtwarzając autentyczną historię, porusza i przeraża. To sposób nie tylko na uczczenie pamięci ukochanego i zachowanie wspólnie spędzonych z nim chwil, ale i na oczyszczenie. Książka miała być bowiem wspólnym projektem, choć wówczas zakończenie byłoby zupełnie inne. Po nagłej, niezrozumiałej śmierci Stefano stała się zadaniem do wykonania. Tym sposobem możemy poznać dwójkę fascynujących ludzi, którzy zbyt wcześnie zakończyli wspólne życie, możemy przekonać się, że spełnienie marzeń leży w zasięgu naszych możliwości, choć niekiedy musimy być gotowi zapłacić za nie największą cenę.
Heike i Stefan spotkali się w szwedzkim miasteczku uniwersyteckim – ona, studentka ekonomiki przedsiębiorstw na Uniwersytecie w Coburgu, przebywała na stypendium Erasmus, on zaś był stypendystą Wyższej Szkoły Zawodowej Wedel w Niemczech. Ten międzynarodowy związek trwał kilka lat i choć niekiedy dzieliły ich tysiące kilometrów, to siłę dawało wspólne marzenie – pragnienie wyruszenia w podróż dookoła świata. Prestiżowe posady, kariera, którą robili, były tylko środkiem do celu i dawały możliwość sfinansowania wyprawy. Wreszcie, po trzydziestych szóstych urodzinach Stefana poczynili milowy krok. Właśnie urodziło się nasze dziecko – taką wiadomość tekstową otrzymali znajomi pary, choć później następowały dalsze wyjaśnienia, a dumni rodzice informowali, że owo „dziecko” ma czternaście metrów długości i waży dziewięć ton!
Katamaran nazwany Baju (od imienia boga wiatrów) miał stać się ich domem podczas długiego rejsu. Dla Baju stworzyli nawet stronę internetową - właśnie w taki sposób para chciała prowadzić dziennik pokładowy, jednocześnie umożliwiając rodzinie i znajomym śledzenie ich położenia. Strona Baju miała stanowić również reklamę - Heike i Stefan postanowili podjąć się organizacji rejsów czarterowych i w ten sposób zapewnić sobie niezależność finansową podczas wyprawy.
Decyzja, którą podjęli wyruszając w rejs, zmieniła ich życie, ale i przewartościowała cały świat. Heike i Stefan stali się częścią społeczności Wysp Zielonego Przylądka, podziwiali latające ryby, mieli możliwość pływania z delfinami, widzieli krowę morską. Przeżyli tajfun i trzęsienie ziemi, na Capo Verde łowili langustynki, pokonali Kanał Panamski. Spędzili na Morzy Śródziemnym sto sześćdziesiąt, a na Atlantyku - dziewięćset siedemdziesiąt jeden dni wypełnionych szczęściem, zmęczeniem, śmiechem i zachwytem. Dali sobie radę podczas sztormu, przetrwali kradzież i nie sądzili, że to piękne Markizy - należące do Francji wyspy - staną się końcem ich wspólnej bajki.
To właśnie tam spotkali Henriego Arihano Haitiego, który udawał ich przyjaciela, częstował poisson cru i pomarańczami, by kilka godzin później zamordować Stefana i spalić poćwiartowane zwłoki w ognisku. Tam spotkali człowieka, który próbował zgwałcić Heike i groził jej śmiercią. Tam umarło ich marzenie…
Dzięki załączonym do książki zdjęciom mamy możliwość uczestniczyć w najważniejszych chwilach z życia pary, mamy również możliwość spojrzeć w oczy mordercy. Fakt, iż Przerwany rejs opisuje prawdziwe wydarzenia sprawia, że trudno tu mówić o tempie akcji. Choć autorka przyznaje, że historia jest tylko zapisem jej wspomnień, że to tylko jej punkt widzenia, nic nie może zmienić zakończenia. Pozostaje tylko zachować pamięć o człowieku, który nie wahał się realizować swoich marzeń i sięgać ku gwiazdom, przekraczać granice, płynąć aż „po horyzontu kres”.