Przepis na życie
Teraz znalazła się w samym środku czegoś, co choć było jej życiem, chyba nie do końca jej się podobało - do czego, rzec by można, nie całkiem dorosła... Ile osób ma takie same odczucia? Ile razy możemy zanucić w myślach: I co ja robię tu, tkwiąc w danej sytuacji i nie widząc z niej prostego wyjścia. Niekiedy, każda kolejna decyzja wydaje się pogrążać nas coraz bardziej w niebycie, odbierać radość życia i nadzieję. Nawet, kiedy pozornie mamy wszystko, możemy czuć pustkę w sercu i duszy, pewien niedosyt… No właśnie: czego? Zazwyczaj tęsknota jest nieokreślona, a my tak naprawdę nie umiemy wskazać celu bądź rzeczy, które zbliżyłaby nas do szczęścia.
W podobnej sytuacji znalazła się Ewelina, bohaterka książki Ewy Zachary Przepis na łapanie motyli. Powieść, adresowana przede wszystkim do kobiet - i to tych dojrzałych, które często nie potrafią się odnaleźć w obecnych czasach kultu ciała. Każdy jednak, kto po książkę sięgnie, zyska materiał do „przepracowania”. Lektura jest bowiem bodźcem do autorefleksji i - kto wie - może jej konsekwencją będzie zmiana stylu życia i zachowania?
Ewelina jest atrakcyjną pięćdziesięciolatką, posiadaczką wspaniałego syna, Maksa, i oddanego męża. Pracuje w dość klaustrofobicznym środowisku akademickim, a jej wiek teoretycznie wyklucza ją ze społeczności ludzi młodych, przedsiębiorczych, o zupełnie odmiennym podejściu do wszystkiego, co ich spotyka, niż wcześniejsze pokolenie. Ten dystans próbuje usilnie zmniejszyć, wdając się w przelotny romans z Mariuszem, studentem z widokami na karierę akademicką. Dla niego ona jest podbojem, dowodem na to, że młody chłopak może „spróbować” ze starszą i odskocznią, swego rodzaju eksperymentem przed ustatkowaniem się u boku małżonki. Dla niej to może być coś więcej, ale w odpowiedniej chwili reaguje jej instynkt samozachowawczy. Ten sam, który w obliczu wyboru pomiędzy zamieszkaniem w Londynie, Madrycie czy Nowym Jorku kazał jej pozostać w Polsce. Ten sam, który nie pozwala jej sięgać do gwiazd i spełniać marzeń i który trzyma ją w hermetycznym środowisku plotkarzy, gdzie wszystko, co ludzkie, jest tematem tabu.
Ewelina powoli zaczyna przyzwyczajać się do przekonania, że jej plany nigdy się nie zrealizują. To ja sama spieprzyłam wiele spraw - mówi - A życie? Jeszcze trwa, jeszcze wiele rzeczy może się w nim zdarzyć. Jednak jej zachowanie, przemyślenia i stosunek do siebie oraz otoczenia przekonują, że zaczęła już się poddawać, zwątpiła w sens starania się o wprowadzenie jakichkolwiek zmian w swoim życiu. Jej przyjaciółki wypominają jej hipokryzję i wywyższanie się, zostają znów matkami, babciami, wywracają swoją codzienność do góry nogami bądź też uciekają - jak Grażyna - w alkohol. Ją z marazmu wyrywa dopiero niespodziewane zaproszenie do Los Angeles na konferencję poświęconą trzydziestoleciu „Solidarności”. Ten występ zmienia ją, choćby tylko symbolicznie, ze zwykłej "zjadaczki chleba" w ekspertkę, przypominając o dążeniach i ambicjach uśpionych przez lata.
Przepis na łapanie motyli to powieść - manifest, który powinny przeczytać wszystkie kobiety, które gdzieś na drodze swojego życia, zrezygnowały z siebie. I choć mnie Ewa Zachara nie ujęła zbyt mocno ani swoim stylem, ani budową tekstu, to jednak skłoniła do refleksji i zweryfikowania dotychczasowych wyborów. Co prawda, przykład Eweliny wskazuje, że nigdy nie jest za późno, by zacząć swoje życie od nowa, to jednak szkoda każdego dnia spędzonego na trwaniu w ograniczających nas schematach. Ewelina krok po kroku oczyszczała swoje życie z jakichś niedopowiedzeń i półprawd, odkrywając siebie w kobiecie, którą się stała. I może to jest sposób na szczęście - schwytanie tego pięknego motyla, uwięzionego w naszym ciele, i wypuszczenie go na wolność.