Krwawy magnes
Większość ludzi zapytana o stopień brutalizacji współczesnych mediów skłania się ku twierdzeniu, że jest w telewizji czy internecie za dużo przemocy. Co ciekawe – ci sami respondenci z chęcią wybierają programy i gry szokujące gwałtownością, przerażające i pełne zła. O mechanizmy związane z tymi decyzjami pyta Bogusław Sułkowski w książce Przemoc i pornografia śmierci jako przynęty medialne. Próbuje przy pomocy zestawiania socjologicznych badań oraz analiz treści filmów dotrzeć do sedna problemu.
Naukowa podróż rozpoczyna się od poszukiwania źródeł zjawiska – autor sięga aż do starożytności, aby pokazać, jak przed wiekami ludzie fascynowali się złem wyzyskiwanym w funkcji rozrywkowej – to walki gladiatorów, ekspresyjnie prezentowane wizje piekła czy krwawe turnieje rycerskie. Wydawałoby się, że wraz z rozwojem cywilizacji i zmianami w kulturze, mentalności czy obyczajowości ludzi, powrót do „barbarzyńskich” zwyczajów nie będzie możliwy. Tymczasem okazuje się, że mimo upływu czasu i transformacji poglądów społeczeństw niewiele dzieli współczesnego widza, konsumencką publiczność, od, choćby, bywalców Koloseum. Kwestia utajonej przyjemności czerpanej z obserwowania zła zbliża odbiorców z różnych wieków, dziś jednak mamy do czynienia z mechanicznym zagęszczeniem okrucieństwa; telewizja i komputery zwielokrotniają dawkę grozy, doprowadzając nawet do swoistego uzależnienia widza czy gracza od medialnej przemocy.
Zauważa Sułkowski charakterystyczne tendencje realizatorów do urealniania fikcji: kryminały są lepsze kiedy imitują prawdziwe życie. Z kolei reportaże mające odzwierciedlać rzeczywistość są estetyzowane i upiększane. Taka zamiana ról i oczekiwań wobec różnych gatunków „medialnych” prowadzi w oczywisty sposób do zachwiania proporcji w obrazowaniu śmierci. Badacz dostrzega też interesujące wobec dążenia do oddalania tematyki eschatologicznej zjawisko: „Człowiek dzisiejszy starannie eliminuje ze swej realnej codzienności śmierć naturalną, zamyka ją wstydliwie w szpitalach i hospicjach, wyręczając się płatnymi usługami pogrzebowymi, a równocześnie fascynuje się obrazami śmierci nagłej, nienaturalnej, odległej i wyreżyserowanej. Nie ma w naszym życiu miejsca na obraz zwykłej śmierci, jaka dotyczy każdego i przeciwnie, na ekranie egzotyczna śmierć jest codziennością”.
Autor sprawdza, jak w obliczu takich przemian zachowują się odbiorcy, jak wpływa to nagromadzenie krwawych scen na ich oczekiwania wobec programów telewizyjnych i oferty kinowej. Śledzi Sułkowski rozwój przemocy w mediach od kariery fotografii prasowej, przechodząc do estetyki gore czyli dosłownie – „krwawej posoki”. Zajmuje się obrazami kina światowego, analizując i interpretując sceny brutalności w superprodukcjach, odwołuje się także do polskiej kinematografii, umiejscawiając dokonania rodzimych reżyserów w kontekście światowego filmoznawstwa. Sygnalizuje Sułkowski, jak rodzi się strach i jakie reakcje odbiorców wzbudzają sceny okrucieństwa. W całej książce są też istotne z punktu widzenia społeczeństwa badania dotyczące dzieci i młodzieży, wpływu telewizyjnej agresji na ich psychikę i na ich rozwój.
Zestawia też autor opinie na temat poczucia zagrożenia w realnym życiu u grup, które stykały się ze scenami przemocy w programach telewizyjnych i u tych, które unikały podobnych wątków: Bogusław Sułkowski próbuje uzyskać odpowiedzi na pytania najbardziej nas nurtujące. Wykorzystuje istniejące już badania i obserwacje socjologiczne, słusznie uznając, że materiał do analiz jest tak bogaty, iż wystarczy podjąć się próby syntezy. Dokładnie sprawdza, kto w dyskusji nad wpływem medialnej agresji na odbiorcę ma rację: obala komunały, udowadnia nieprawdziwość stereotypów. W śledzeniu scen agresji nie koncentruje się jednak autor tylko na medialnej fikcji; sprawdza także stopień przemocy w programach informacyjnych. Wiadomo, że najbardziej przyciągają publiczność obrazy okrucieństwa. Zauważa Sułkowski, że „wojna oglądana w telewizji jest rzeczą najbardziej atrakcyjną”. O fascynacji złem pisała już między innymi Maria Gołaszewska – Sułkowski przekłada jej tezy na życie w McLuhanowskiej globalnej wiosce.
Sułkowski pamiętając o dziennikarskiej zasadzie „krew na pierwszej stronie” bada też magnetyczny wpływ zapowiedzi hitów kinowych. Zaskakujące są efekty tych ustaleń – bo jako reklamy filmów wybiera się przeważnie sceny czystej przemocy (czystej, to jest pozbawionej umoralniających komentarzy). Wśród zainteresowań Sułkowskiego plasuje się też teoria o uczeniu się brutalności z mediów, z agresywnych gier komputerowych – co wiąże się z pytaniem o wpływ przemocy na psychikę odbiorcy. „Konsumowanie w obfitości i systematycznie drastycznych scen gwałtu i śmierci prowadzi do stępienia naturalnej wrażliwości emocjonalnej, pomniejsza ludzką skłonność do solidarności i współczucia z innym człowiekiem, rodzi szkodliwe przyzwyczajenie i daje perwersyjną przyjemność” – pisze Sułkowski. Wśród socjologicznych analiz pojawiają się i pytania z zakresu psychologii – bo chociaż widz powinien odrzucać sceny pełne przemocy, największą popularnością cieszą się te kanały telewizyjne, które nie stronią od programów pełnych brutalności.
Sułkowski nie tylko przypomina, które kanały w związku z agresją odnotowują wzrost oglądalności, ale nawet zatrzymuje się nad kwestią, jak wymóg wprowadzenia znaczków informujących o stopniu brutalizacji wpływa na przestrzeganie regulaminów przez realizatorów. Inne zagadnienia poruszane w książce wymieniać można długo: to sprawa definiowania przemocy w odniesieniu do własnej hierarchii wartości i etycznych standardów, funkcje kompensacyjne czarnego kina, problem identyfikacji, bólu ekranowej ofiary, groteska w kinie współczesnym. Cenna jest książka Sułkowskiego także z uwagi na wskazówki metodologiczne Autor ciągle podkreśla kwestię trudności metodologicznych, skomplikowania ujęć dla jak najpełniejszego przedstawienia wyników badań. Przekazuje, ile czynników należy uwzględnić, by móc wyciągać celne wnioski.
Spostrzeżenia i wyniki badań prezentuje w przejrzystych tabelach, sporo miejsca także poświęcając dokładnym opisom szczegółów pracy socjologicznej. Nie pomija żadnego z istotnych elementów badań. Do całego wywodu Sułkowskiego mam, jako humorolog, jedno zastrzeżenie. Autor zdecydowanie nadużywa w sposób nieuzasadniony określeń z pola semantycznego „humoru”. Ironia, satyra czy karnawalizacja powracają tu zbyt często, z terminologicznego punktu widzenia są to nazwy nieuzasadnione. „Tajemnica popularności obrazów grozy i śmierci leży w fakcie, iż destrukcja, okrucieństwo, gniew jako bodźce proste pobudzają silniej niż uczucia pozytywne, które wymagają większej koncentracji, przezwyciężenia własnego narcyzmu” – podkreśla Sułkowski. Socjologiczne analizy komentowane przez niego są ciekawym głosem w dyskusji na temat istnienia przemocy i agresji w mediach.