„- W razie gdybym nie doczekała… - Nie skończyła i zmieniła temat. – Czy możesz mi powiedzieć, co to za sznureczki wiszą w łazience? – spytała. - Moje stringi. Takie współczesne majtki – roześmiała się Agnieszka. - To mają być majtki? I pomyśleć, że sto lat musiało minąć, żeby kobiety znowu zaczęły biegać z gołymi tyłkami! – westchnęła babcia.”
Kiedy Marcjanna Patok, będąc młodą dziewczyną, nie zechciała oddać Cygance swoich korali w zamian za przepowiedzenie przyszłości, ta w odpowiedzi rzuciła na Marcjannę klątwę. Więcej nawet – na jej dzieci również. I na dzieci jej dzieci, aż do piątego pokolenia po kądzieli. Wszystkie córki i wnuczki miały nie mieć szczęścia w miłości i nie mogły wyjść za mąż za tego, kogo pierwszego pokochają. Jak się okazało, po tym zdarzeniu klątwa rychło zaczęła się spełniać…
„Przeklęte, zaklęte” to opowieść o kobietach i o świecie, w którym żyły. Marcjanna pamięcią sięga pierwszej wojny światowej, Agnieszka zaś, córka jej wnuczki, urodziła się już w czasie stanu wojennego, dorastała natomiast wtedy, gdy do głosu doszła w „Solidarność”. Matuszkiewicz niezwykle wyraziście scharakteryzowała każde kolejne pokolenie, dając tym samym obraz całej epoki dwudziestego wieku i zmian zachodzących w niej, szczególnie w obyczajowości i mentalności społeczeństwa.
W powieści dostrzec można same pozytywy. Pierwszym z nich jest umiejętność wplecenia w opowieści, często o sprawach poważnych, dużej dozy humoru. Żywe dialogi wypływające z ust nie mniej żywych postaci działają niczym lek na poprawę nastroju. W tej kwestii atmosfera książki przypomina cykl „Jeżycjady” Małgorzaty Musierowicz. I choć rodzina Marcjanny nie jest tak zżyta ze sobą jak Borejkowie, nie da się nie polubić członków, czy raczej członkiń, tego klanu.
Autorce „Przeklętych…” pogratulować należy także umiejętności zaciekawienia czytelnika. Stylistyczne manewry i zgrabność układanych zdań sprawiają, że książka nie jest ani przegadana, ani nie sprawia wrażenia zbyt krótkiej. Skomponowana została ze smakiem i wdziękiem. W stosunku do książek, w których dominuje tendencja do wpłynięcia na emocje czytelnika poprzez stosowanie różnych dziwnych zabiegów (przesycenie powieści agresją, erotyzmem, „płaczliwymi” romansami czy wulgarnym językiem), „Przeklęte…” są ofensywą, ich prostota stanowi jeden z wielu, ale zarazem i główny, atut książki. Każda bohaterka przedstawiona została tu indywidualnie, portret każdej odmalowany został niezwykle ciekawie. Dumna, racjonalnie podchodząca do życia Eleonora zestawiona z wesołą, beztroską Zosią. Niewykształcona Marcjanna skontrastowana z Mirą, lekarką. Wszystkie przeżywają życie na swój sposób i nie chcą, w żadnym wypadku, być podobne do swojej mamy (aż chciałoby się przywołać w tym miejscu powieść Judy Budnitz „Gdybym ci kiedyś powiedziała”…). A ich wybory naznacza, lub nie, klątwa Cyganki.
„Przeklęte, zaklęte” to wciągająca i niezwykle wzruszająca historia kobiety na przestrzeni czasów. To powieść-czytadło, którego rodowodu nie należy szukać w przeciętnych romansidłach, ale w powieściach takich, jak chociażby „Ania z Zielonego Wzgórza”. Nie starzejących się, zachowujących swój ponadczasowy urok. Irena Matuszkiewicz, która na swym koncie przed napisaniem „Przeklętych, zaklętych” miała już pięć powieści o kobietach dla kobiet, znalazła receptę i na szóstą książkę. „Przeklęte, zaklęte” to wspaniały sposób na zabicie czasu w czasie zbliżających się długich jesiennych wieczorów.
Anna Szczepanek
Wszystko wskazywało na to, że początek nowego tysiąclecia będzie dla Mileny i Lucjana Płoszyńskich jednym pasmem pomyślności i sukcesów, zarówno...
Koniec pierwszej dekady XXI wieku. Niewielka osada przylepiona do dużego miasta, a w niej duża firma krawiecka, świeżo po fuzji wywołanej kryzysem. Właściciele...