Co z tymi babami? „Jak wytrzymać z mężczyzną?”, „Jak wytrzymać ze współczesną kobietą?” oraz „Jak wytrzymać ze sobą nawzajem?” – to tytuły dotychczas wydanych „poradników” Joanny Chmielewskiej. Ze wszystkich wynieść można kilka prostych myśli przewodnich: „Uważaj, z kim będziesz musiał(a) wytrzymać”, a gdy już decyzję podejmiesz, „żyj sam i daj żyć innym”. Plus nieśmiertelne: „Uczmy się na cudzych błędach, bo sami wszystkich nie zdołamy popełnić”. Teraz do naszego zestawu możemy dołączyć „Przeciwko babom” – może nie najlepszy, ale z pewnością nie najsłabszy z nich. 162 strony za 26 zł... Trudno powiedzieć, by cena była zachęcająca. To wprawdzie nie 120 zł, jak za „Historię piękna” Umberta Eco, ale też jakość, wydanie i przeznaczenie są skrajnie różne. Chmielewska jest autorką, piszącą by Czytelnikowi dostarczyć rozrywki. To mamy zagwarantowane w umowie, gdy kupujemy jej książki. I to, co obiecane, zwykle otrzymujemy. Krótkie chwile relaksu i odprężenia, ale przy tym poznanie zwyczajnych, codziennych pobudek zwykłych, normalnych ludzi. Nie specjalnie głębokich – bo też nikt w codziennym postępowaniu, w zwykłym życiu, nie zastanawia się, co jest sensem bytu ani istotą wszechrzeczy. Trochę pogodnego, radosnego śmiechu. Lek na chandrę... Tego chcemy i to odnajdujemy, a kto spróbuje szukać u Chmielewskiej metafizyki czy filozofii, srodze się rozczaruje. Chyba, że za pierwiastek metafizyczny uznamy ten wciąż u Chmielewskiej występujący, niewiarygodny zbieg okoliczności... Wróćmy jednak do „Przeciwko babom”. Znów tytuł, po którym łatwo można Chmielewską rozpoznać, znowu charakterystyczny, potoczny i potoczysty język, znów żarty, ocierające się momentami o granicę dobrego smaku. Znów niesamowita bezpośredniość autorki, jej urzekająca „normalność” i zabawne ilustracje Włodzimierza Kuklińskiego. A treść? Otóż, proszę Państwa, Chmielewska pisze ten utwór w stronę apelu do kobiet, prawdopodobnie ze względu na to, że coraz powszechniejsze w kraju stało się zjawisko męskiego homoseksualizmu. Nie, żeby chciała ich dyskryminować, skądże znowu. Po prostu, rozumie, że panowie „zgnębieni, przytłoczeni ogromem wymagań, przerażeni agresją, poszukali bratnich dusz. Różnice w wyglądzie zewnętrznym z racji opakowania (kobiety w dzisiejszych czasach pod względem ubrania bardzo się do mężczyzn upodobniły – [rzyp. S.K.], prawie całkowicie zanikły, pozostało za to podobieństwo doznań. No i niech to piorun spali... Zaczęli kochać inaczej”. A stało się tak, bo – najzwyczajniej w świecie „te baby zgłupiały”. W tym miejscu kilka przykładów z książki rodem. Dawniej kobiety były dyskryminowane, uważano je za gorsze. Miały problemy z dotarciem do edukacji, praw politycznych nie posiadały, odmawiano im nawet człowieczeństwa. Uparły się więc zdobyć ludzie prawa. Zdobyły je. I na tym należało poprzestać, ale one uparcie postanowiły dorównać facetom we wszystkim. A jasne jest, że nie do pracy strażaka albo górnika zostały stworzone. Oferta pomocy przy niesieniu ciężarów stanowi dziś dla wielu wręcz obelgę... Chmielewska dzieli kobiety na dwie grupy (jednocześnie zaznaczając, że wyjątków od reguły jest bardzo wiele, ale ta książka ma za zadanie przestraszyć i skłonić do powrócenia na właściwą drogę). Pierwsza grupa to kobiety, które na mężczyznę się rzucają. Za to faceci lubią zdobywać. A jak ma zdobywać, „skoro mu samo w ręce włazi?” Jedni w efekcie poddają się temu, zaczynają przebierać, rzucać, zmieniać kobiety jak rękawiczki. Drudzy, w pogardzie dla tej łatwości, przestają się nimi interesować i rzucają w wir pracy i kariery. Trzeci zaś, przerażeni zaborczością, siłą, agresywnością, szukają ratunku w alkoholu, narkotykach, albo – czułych ramionach przedstawicieli tej samej płci. Jeśli już dama, zaliczająca się do grupy na mężczyzn się rzucających, ustabilizuje się w jakimś związku, pragnie mieć faceta wyłącznie dla siebie, jest skrajnie zaborcza, „wisi na chłopie”. A facet, też człowiek, ma prawo do własnych zainteresowań (nie tylko tych, związanych z obiektem miłości) i w końcu przestaje wytrzymywać. Ucieka w wir pracy, kariery, szuka ratunku w alkoholu, narkotykach, albo – czułych ramionach przedstawiciela tej samej płci. Druga grupa kobiet, to panie, które za wszelką cenę pragną być niezależne, chcą odnieść sukces, zrobić karierę. Poświęcają się pracy, zaczynają ubierać się jak mężczyźni (nie bardzo wiadomo, dlaczego, bo urody im to nie przydaje), a współpracowników płci odmiennej koniecznie chcą prześcignąć i udowodnić, że są lepsze (też nie wiadomo, dlaczego, bo nawet i ja, męski szowinista, muszę przyznać, że i tak nas przerastają...). I tak, czy tak, faceci za długo w kontaktach ze współczesnymi kobietami nie wytrzymują. A przecież tak łatwo byłoby dać im choćby pozory idylli. Pozwolić raz w roku pojechać na te głupie ryby, spotkać się z przyjaciółmi, czy obejrzeć mecz... Albo, kiedy mąż przychodzi do domu po 14 godzinach pracy, pozwolić mu choć przez chwilę zwyczajnie odpocząć, a nie od razu rzucać się z opowiadaniem najnowszych plotek. I – co gorsze – wymaganiem od niego odpowiedzi pełnym zdaniem... Poza tym, do człowieka trzeba mówić o czymś, co go naprawdę interesuje. Jeśli my poświęcimy się i spróbujemy pogadać o jego zainteresowaniach, to i on powinien tym samym się odwdzięczyć. „A jeśli jesteśmy tak głupie, że nawet nie wiemy, czym on się zajmuje, nie rozmawiam z nami”. Bo tak naprawdę i kobiety, i faceci pragną zachwycać się tą drugą częścią ludzkości, trzeba im tylko dać po temu przynajmniej pozory powodów. Niestety, przy obecnych staraniach, „tylu pięknych chłopców zostaje spisanych na straty. I co? Wam nie szkoda?” Ktoś powie, że książka ta jest płytka, że autorka nie pisze niczego nowego, szczególnie odkrywczego, że momentami jest wręcz prymitywna... Ale niech mi w takim razie powie, dlaczego sami nie potrafiliśmy tego dostrzec? Dlaczego sami nie przestrzegamy tej prostej zasady: „Żyj sam i daj żyć inny,”, którą Chmielewska przypomina nam za każdym razem? Książce daję czwórkę. Bo – mimo wielu „smaczków”, mimo trafności niektórych spostrzeżeń i rad, mimo, jak zwykle, porywającego stylu monologu, prostego i zrozumiałego języka, który dociera do sedna, pomimo wreszcie poczucia humoru – Chmielewska się powtarza. Co najmniej połowę anegdot znamy ze starszych jej książek, połowa dowcipów śmieszy nas mniej, niż tego oczekuje autorka, część książki zaczyna nas męczyć. W dodatku wspomniana już cena – 26 zł za króciusieńką książeczkę to – mimo jej niewątpliwych zalet – nieco zbyt dużo. Cztery – za to, że jak zwykle pisze o zwykłych ludziach i ich zwykłych, codziennych pobudkach, a swe książki kieruje do zwykłych ludzi. Cztery także za to, że i kobiety dowiedzą się czegoś o własnych błędach, i faceci nie wpadną w przesadną dumę czy samouwielbienie. I może rzeczywiście obie strony pukną się wreszcie w głowę...
Architektka Joanna pragnie napisać powieść sensacyjną. Dzieli się swym pomysłem z kolegami z pracy, którzy podejmują grę intelektualną - zabójstwo...
Zbieg okoliczności sprawia, że Joanna wplątuje się w sprawę morderstwa reżysera, o którym wielokrotnie wypowiadała się krytycznie. Zostaje oczyszczona...