Recenzja książki: Powrót Wolanda albo nowa diaboliada

Recenzuje: Krzysztof Grudnik

Przeglądałem ostatnio stare felietony Tomka Beksińskiego. W ostatnim tytule z cyklu „Opowieści z krypty”, w „Fin de Siecle”, Tomek narzekał, że każde wielkie dzieło musi doczekać się współczesnej kontynuacji, i że niedługo powstanie „Makbet 2”. I choć Tomka nie ma już wśród nas od paru lat (popełnił samobójstwo wkrótce po napisaniu wspomnianego felietonu), to „Powrót Wolanda” sprawia, że ten świetny tłumacz i publicysta przewraca się zapewne w grobie. Epatowanie śmiercią doprowadza to tego, że „święta pamięć” zawodzi. I zastanawiam się teraz, czy Tomek nie został przypadkiem skremowany? To znacznie utrudniłoby mu przewracanie się w grobie, a raczej sprowadzałoby jego potencjalne dezaprobujące zachowanie do analogicznego względem sztucznego śniegu w szklanych kulach. Śniegu, który przy potrząsaniu opada na miniaturkę jakiegoś budynku - ot, na przykład Pałacu Zimowego. W podobnych okolicach rozgrywa się akcja powieści Ruczinskiego. Po paru latach od opisanych przez Bułhakowa wydarzeń, w Moskwie znów pojawia się znana już gromadka, której przoduje Woland: Korowjow, Behemot, Azazello, Hela ('Hella' w tłumaczeniu Chłystowskiego) i inni. Ponownie dokonują rozrachunku z nieuczciwą, zakłamaną, skorumpowaną władzą – tym razem czasów pierestrojki. Jednocześnie pomagają Jakuszkinowi, młodemu, zdolnemu, i – co idzie najczęściej w parze – niedocenianemu pisarzowi. Korzystając z nadprzyrodzonej mocy, nasi bohaterowie rozliczą się z artystycznym środowiskiem ówczesnej Rosji, robiąc przy tym niemałą zadymę. Pisząc kontynuację jakiejś książki, której na dodatek nie było się autorem, należy oczekiwać zestawienia z pierwowzorem. „Mistrz i Małgorzata” to dzieło doskonałe i Witalij Ruczinski musiał być świadom tego, że jedyne, co mu pozostało, to odtworzenie poetyki książki Bułhakowa. Każda bowiem próba ingerencji w stylistykę tamtej powieści odczytana byłaby jako zarzut. I widać, że stara się pisać Bułhakowem. Przy czym to, że widać, jak się stara, jest właśnie zarzutem najcięższym. Konstrukcja fabuły „Powrotu Wolanda” rzeczywiście przypomina „Mistrza i Małgorzatę”. Duża liczba wątków, różne wydarzenia, luźno ze sobą powiązane, dziejące się czasem jednocześnie, wplatane fragmenty opowiadania Jakuszkina – to przypomina oryginał. Kreacje bohaterów, tak głównych (zaczerpniętych z pierwowzoru oraz nowych), jak i dalszoplanowych, są także bułhakowskie. Gorzej z samą narracją. Opowiadający nazbyt często ujawnia samego siebie, za dużo jest tu autorefleksji i autotematyki, wtrąceń narratora itp. Ich ograniczona ilość dodałaby powieści pewnej oryginalności, ale nadmiar – męczy. Sam język zaś wydaje się dość nowoczesny. Można to tłumaczyć późniejszym czasem akcji... i będzie to dobre wytłumaczenie – ale nie zrekompensuje zatraty stylu niezapomnianej powieści Bułhakowa. „Powrót Wolanda” to książka przyjemna w odbiorze. Łatwo się ją czyta, a łezka się kręci w oku na wspomnienie chwil, spędzonych kiedyś z „Mistrzem i Małgorzatą”. Tyle że o powieści Runiczinskiego zapomina się już następnego dnia po przeczytaniu i raczej nie chce się do lektury więcej powracać. I w tym między innymi widać, że daleko Ruczinskiemu jeszcze do Bułhakowa.

Kup książkę Powrót Wolanda albo nowa diaboliada

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Powrót Wolanda albo nowa diaboliada
Książka
Recenzje miesiąca
Smolarz
Przemysław Piotrowski
Smolarz
Babcie na ratunek
Małgosia Librowska
Babcie na ratunek
Wszyscy zakochani nocą
Mieko Kawakami
Wszyscy zakochani nocą
Baśka. Łobuzerka
Basia Flow Adamczyk
 Baśka. Łobuzerka
Zaniedbany ogród
Laurencja Wons
Zaniedbany ogród
Dziennik Rut
Miriam Synger
Dziennik Rut
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy