David Walliams zabierał swoich czytelników w sam środek niesamowitych przygód już niejeden raz. W książce Potwór z Arktyki przygód, oczywiście, znowu nie brakuje, ale dodatkowo autor zabiera nas w zaskakującą podróż w czasie. Cofamy się bowiem do roku 1899, a niektóre z opisanych w książce wydarzeń swój początek mogły mieć nawet… 10 000 lat temu!
Koniec XIX wieku, mroźna, londyńska zima. Z przytułku dla sierot o wdzięcznej nazwie „Gadziniec” ucieka dziesięcioletnia Elcia. Wie, że z większym prawdopodobieństwem przeżyje sama na ulicach stolicy Wielkiej Brytanii niż pod „opieką” wstrętnej Pani Skwaszonej. Dni mijają, Elcia „zadomawia się” na ulicach Londynu, a pewnego dnia staje się świadkiem zdumiewającego wydarzenia. Oto do Muzeum Historii Naturalnej przywieziony został świetnie zachowany w bryle lodu mamut włochaty. Dziewczynka zakochuje się w zwierzęciu niemal od pierwszego wejrzenia, a splot zdarzeń sprawia, że niedługo potem mamut zostaje przywrócony do życia. Ale dopiero wtedy zaczynają się prawdziwe kłopoty.
Potwór z Arktyki to książka, która z jednej strony pod względem stylu i języka jest bardzo spójna z poprzednimi, kierowanymi do najmłodszych czytelników publikacjami Davida Waliamsa, ale z drugiej strony pokazuje ona, że autor równie dobrze odnajduje się w opowieściach rozgrywających się w przeszłości co w historiach współczesnych. David Walliams na marginesie Potwora z Arktyki znakomicie oddaje atmosferę XIX-wiecznego Londynu. Zderza biedę z przepychem, wykształcenie z analfabetyzmem, dominację mężczyzn i przebijające się dopiero głosy kobiet. Pokazuje, czym są samotność, zagubienie i konieczność liczenia tylko na siebie. A wszystko to czyni jakby mimochodem, prowadząc żywą narrację i niezwykle dynamiczną akcję swojej powieści, od której naprawdę trudno się oderwać.
Książka Davida Walliamsa to jednak nie tylko podróż w czasie. Zwiedzamy nie tylko XIX-wieczny Londyn czy też w wyobraźni przenosimy się do epoki lodowcowej, gdy po świecie wędrowały jeszcze mamuty, ale wraz z bohaterami książki zwiedzamy całkiem spory kawałek świata. Z Wielkiej Brytanii na pokładzie legendarnego HMS Victory płyniemy bowiem wraz z bohaterami na Biegun Północny! A towarzyszyć nam będzie nie tylko Elcia, ale i cała załoga emerytowanych żołnierzy.
Jak zwykle w opowieściach Davida Walliamsa, także i w Potworze z Arktyki warto zwrócić uwagę na nieszablonowe kreacje bohaterów. Mocno przerysowani, a przez to ogromnie charakterystyczni sprawiają, że wielu z nich polubimy ich od pierwszej chwili. Urocza sprzątaczka Dorka podbije serca czytelników nazywając stwora z Arktyki „mumut” (zamiast poprawnego „mamuta”). Zaprzyjaźnimy się z żołnierzem Knypkiem o wielkim sercu ale mikrym wzroście. Mocno kibicować będziemy Elci, której życie od pierwszych godzin, gdy tylko przyszła na świat, nie rozpieszczało, a mimo to dziewczynka nie straciła hartu ducha i wierzyła, że tylko czyniąc dobro i pomagając innym człowiek może być naprawdę szczęśliwy. Trudno nie wspomnieć także o głównej bohaterce, Puchatynce, mamucim dziecku, które – przywrócone do życia – czuje się w Londynie bardzo zagubione i niepewne.
Potwór z Arktyki to książka, która wzruszy niejednego czytelnika. Obok prostych (czasem fizjologicznych) żartów autor przemyca sporo życiowej mądrości. Pokazuje, że prawdziwe potwory to nie wielkie, nieznane nam istoty (jak chociażby mamut), ale wstrętne kreatury, które mogą żyć wśród nas, krzywdzić i celowo zadawać ból (jak wychowawczyni w „Gadzińcu”, Pani Skwaszona). David Walliams udowadnia też, że największe wartości w życiu to miłość i przyjaźń. Bez nich nic nie znaczy ani majątek, ani władza, a nawet największe marzenia zaczynają szybko blaknąć.
Masz szlaban. Siedzisz w domu, a reprezentacja szkoły właśnie przegrywa najważniejszy mecz. Dlaczego? Bo dyrektor wyrzucił najlepszego napastnika...
Pelargonia Potulna ma wszystko, czego tylko zapragnie. Ale wszystko jej nie wystarcza. Chce więcej, więcej i więcej! Pewnego dnia oznajmia rodzicom, że...