„Potwór i panna” Juliana Rebesa to książka, jakiej napisanie wymaga niemałej odwagi, a wydanie wiąże się z ogromnym ryzykiem. Jest to bowiem horror z elementami romansu, do granic brutalny i krwawy, ale też przesiąknięty głębokim przekonaniem o uczłowieczającej, uzdrawiającej sile miłości. To powieść przygodowa, ale i książka erudycyjna, przepełniona aluzjami do wielu arcydzieł literatury. To wielka podróż w czasie i przestrzeni. Tyle, że powieść Rebesa jest nieco zbyt krwawa i za mocno nacechowana brutalną, niemal zwierzęcą erotyką, by można było ją uznać za literaturę piękną, a zarazem napisano ją zbyt trudnym, wymagającym stylem, pełnym aluzji, cytatów, parafraz, przywodzącym nieuchronnie na myśl prozę strumienia świadomości, by spełniła oczekiwania większości miłośników horroru czy tak zwanej „literatury rozrywkowej”.
Julian Rebes zabiera czytelników w podróż w czasie i przestrzeni, prezentując im kolejne odsłony, etapy, czasem – alternatywne wersje opowieści o tytułowych bohaterach: potworze i pannie. Wraz z nimi odwiedzamy starożytny Rzym i pradawne polskie mokradła, uczestniczymy w wojnie trzydziestoletniej, by podróż zakończyć w dzisiejszej Warszawie. Scenerie zmieniają się niepostrzeżenie, podobnie jak imiona bohaterów – poszczególne historie łączy więc głównie motyw przewodni – wątek romansu przedziwnej istoty, potwora oraz jego miłości do kobiety.
Powieść bardzo mocno przykuwa uwagę, wciąga – momentami naprawdę nie można się od niej oderwać, mimo wstrętu, jaki z pewnością wzbudza wiele opisów. Napięcie nie opada tu nawet na chwilę, choć narracja przeplatana jest często fragmentami mniej lub bardziej dawnych tekstów, które z pozoru wydają się nie być związane z rozgrywającą się akcją.
A jednak materia literacka, z jakiej Rebes utkał tę książkę, jest bardzo trudna – szczególnie dla czytelnika, który oczekuje konwencjonalnego horroru. Pół biedy jeszcze, jeśli idzie o brutalność wielu scen – choć niektóre fragmenty, opisy tortur, pomysły na maszyny i urządzenia służące do zadawania bólu są tak chore i wynaturzone, że nie tylko budzą niesmak, ale i podejrzenia w stosunku do autora posiadającego tak dziwną wyobraźnię i zdolnego do snucia tego rodzaju wizji. To jednak jest jakby wpisane w samą „estetykę” gatunku.
Gorzej, że autor wplata w narrację bardzo wiele dygresji, przeskakuje z wątku na wątek, przechodzi od opisu kolejnych wydarzeń do dłuższych refleksji, co momentami wywołuje dezorientację nawet wyrobionych czytelników. Owszem – zabieg to celowy, z pewnością jednak mocno zaskoczy tych, którzy oczekują wyłącznie wartkiej akcji oraz – ewentualnie – morza krwi. Na dodatek i język powieści nie jest najłatwiejszy w odbiorze: momentami wzbogacony o archaizmy, bogaty, styl zaś – kompletnie niedzisiejszy. Momentami odnosi się wrażenie, że tak, jak bohaterowie przedzierają się przez bagna i moczary, tak i czytelnik mozolnie brnie przez trzęsawiska języka, zarazem zafascynowany i znużony książką.
Nie jest więc „Potwór i panna” powieścią dla czytelników pruderyjnych czy wrażliwych. Nie należy polecać tej książki miłośnikom „estetycznej” literatury. A jednak w publikacji drzemie potencjał, który każe postrzegać ją jako o wiele więcej niż tylko horror czy powieść przygodową. Rebes bowiem pragnie dotrzeć do głębi ludzkiej natury, nakazując czytelnikom spojrzeć bardziej wnikliwie, niż dostrzegając tylko zewnętrzną powłokę człowieka. Czytelnik często zostanie w powieści zaskoczony wobec faktu, że prawdziwym potworem okazuje się nie ten, kto na potwora wygląda i jak bestia się zachowuje. Rebes – mimo ironii, kpiny, pozornego cynizmu, mimo tego, że ukazuje wszystkie brudy, „bebechy” i wynaturzenia tego świata, tak naprawdę głęboko chyba wierzy w dobro drzemiące w ludziach. Dobro, które obudzić może tylko miłość. I jak bardzo by ta konstatacja banalnie czy naiwnie nie brzmiała, pisarz dochodzi do niej w sposób tak świeży, niecodzienny i oryginalny, że po jego powieść warto sięgnąć. Bo „Potwór i panna” to wspaniała „sztuka mięsa” – kawał bardzo dobrej – choć i krwistej, i nieco „chorej” – literatury.